Korzystam z wakacji i od miesiąca dopiero próbuję ćwiczyć z kettlem, trafiłem na maxwella i było to dla mnie coś fajnego, bo ogólnorozwojowe, serducho pracuje no i czuję głównie te partie na których mi zależy. A w dodatku - nie zajmuje to dużo czasu i wymaga tylko jednego przyrządu. To dla mnie bardzo dużo znaczy - ja odczytuję to jako dobry, krótki trening o charakterystyce tego, czym się obecnie zajmuję czyli capo plus bjj.
Domyślam się, że 'poprawnie' ćwiczyć kettlem trzeba umieć, ale zwyczajnie nie mam na to czasem czasu, czasem energii. Może to głupio brzmi, ale wydaje mi się, że łatwiej mi 'odbębnić' trzysetkę, po której zrobie sobie pare głupich cwiczen na trx i jeszcze poskacze akrobacji - czuje się po tym ogólnie zmęczony; trudniej wziąć się za porządną prace nad swingiem, tureckim, snatchem itd. Wiem, że rezultaty tego będą dużo lepsze (zwłaszcza w dłuższym czasie) niż jakieś macdonaldowo-menshealthowe zestawy na wszystko i nic, tylko no... hm. Najtrudniej będzie mi zmusić psychę i nastawienie do rozdzielenia na pojedyncze cwiczenia i osobnej pracy seriami, odpoczynkiem itd.
To nie żale, czy coś, tylko chciałem napisać, dlaczego mi się ta trzysetka podoba ;D Ale zależy mi też na machaniu kettlem co najmniej poprawnie, wiec poslucham Waszych rad
