Rany , magda, ale miszmasz.
Wczoraj zacząłem systematycznie odpowiadać, ale zmiękłem i poszedłem spać.
Dzisiaj, po przeczytaniu kolejnych postów, doszedłem do wniosku że odpowiedź którą dałem, nie trafiłaby, znaczy była niewłaściwa. Dalej się nie rozumiemy.
Zacznę od wolnej woli. Ja nie mówię o rzeczywistości w której wszystko zalezy ode mnie i od moich decyzji. "Dzoon politykon" pamiętasz? Arystotelesowska definicja człowieka doskonale oddaje praktyczną stronę życia. Tu i teraz.
Złoty środek, to nie to co piszecie, Ty i Yushi. Nie jest relatywistyczny. W skrócie: zasada ta określa co jest cnotą, cnót jest tyle co czynności duszy ludzkiej /duszy nie w sensie chrześcijańskim/. Czyli zawsze jest ten najlepszy sposób. W każdej najmniejszej nawet czynności. Dobry wybór, jest właśnie znalezieniem tego środka.
Tak jak Aiki napisał - nie traktować treningów zawodowo, bo dnia nie starczy, ale też nie jak wizyty towarzyskiej.
Kompromis jest odnalezieniem tego środka. Ale pokutuje u ciebie myślenie że kompromis implikuje rezygnację, stratę. Twoje odejście z dojo było kompromisem w twoim rozumieniu. Ale nie w moim. Dla mnie to było ustępstwo, ucieczka.
Spróbuj zrozumieć kompromis dialektycznie. Jeśli trzymamy się związków - Ty i twój partner stajecie przed problemem, pojawia sie sprzeczność interesów. Że po heglowsku napiszę - teza i antyteza, kompromisem będzie synteza - zupełnie nowa jakość dla was obojga. Nie ma to być tak iż czujesz że straciłaś A a on B, i wybraliście C, oboje macie chcieć C. C zawiera w sobie najlepsze cechy A i B.
To też napisał Aiki - masz problem, bo do dojo 300km. Teraz zreazygnować z części treningów, jeździć po 3 godziny dziennie, tracisz czas który powinien byc spędzony np. z dziećmi? Właściwe rozwiązanie, złoty środek - przeprowadzić się. Nie jest to bezstratne, ale zawiera najlepsze cechy - możesz ćwiczyc i spędzać czas z dziecmi /a za pieniądza zaoszczędzone na paliwie kupic browara
/.
Kolejnym zagadnieniem jest umniejszanie możiwości człowieka. Owszem wychowanie jest bardzo istotne, co same widzicie w "pracy z patologiami społecznymi". Jednak taki ktoś, nawet z wielkimi problemami, może powiedzieć nie, jeśli chce może z tego wyjść pojedyńczym aktem woli. Tendencją tego świata jest czynienie wszystkiego łatwym i prostym, wyjaśnialnym i schematycznym. Ale to jest granica. Ludzkie jestestwo póki co nie poddaje się temu. Tłumaczenie żę ktoś jest dewiantem, bo ściagał tatusia ze sznurka, a przez to rzuca się na "kolegów" w stołówce z widelcem jest nonsensem. Ago znaczy prowadzić, paidos to chłopiec/dziecko/, Pedagog to ten który prowadzi, pokazuje drogę przez życie. Jednak to od dziecka zależy czy ją wybierze. Współcześnie pedagog stał się woźnicą, kimś kto steruje rozwojem. Upadek wychowania. Stąd też zanik wartości woli, wolności stanowienia, wartości człowieka. Starasz się zamknąc człowieczeństwo do chemii w mózgu? Tak między Bogiem a prawdą, to nie wiemy jak mózg działa. I raczej szybko sie nie dowiemy, o ile w ogóle...
Zarzucasz że nie jestem w stanie analizować wszystkich sygnałów do mnie dochodzących. Oczywiście tak jest, te nieistotne odrzucam. Nie zastanawiam sie nad drobiazgami, bo i po co? Rzeczy jednak ważkie mam zwyczaj dogłębnie przemyśliwać. Fakt, większość ludzi żyje bezrefleksyjnie, funkcjonują jak automaty - poruszani z zewnątrz /tak chciałby bechawioryzm/. Zwłaszcza przy takim typie wychowania, pedagogiki i psychologii. Ale to jest odczłowieczenie. Wówczas ludzie przestają byc populus, a zaczynają plebs. Bezwolna masa, która wszędzie widzi konieczności. Wówczas najistotniejsze stają sie "normy", bo bez nich człowiek staje sie nieokreślony.
Musisz jeść, pic, oddychac, spać - jeśli
chcesz żyć. Wychodzi na to ze jedyną koniecznością jakiej nie możesz zaprzeczyć jest śmierć. Cała reszta zalezy od chcenia, wyborów. Nie akceptowac świata, kształtować go.
PS. Cholera, nie mam czasu pisac, ide na trening. Uwaga - niekocherencja powyższego tekstu jest powierzchowna.