Opanowany grozą schowałem pięść za siebie, w pełni przygotowany na
reprymendę ze strony Sensei polegającą na wyciągnięciu zza pazuchy
dai-katany i oberżnięciu mej bluźnierczej kończyny.
"PRZEPRASZAM SENSEI ! PRZEPRASZAM !"
Załkałem mając przed sobą wizję kilkudziesięciu kolejnych lat klepania w
klawiature jedną tylko dłonią.
Po pierwsze: Żeby schować daikatanę za pazuchą, Twój sensei musiałby chodzić w prochowcu jak Connor MacLeod z klanu MacLeod
Po drugie: trza było prać. Co tam jedna dłoń- mały koszt w kontekście nieśmiertelnej sławy człowieka, co powalił senseia. A sensei powinien zachowywać zanshin w każdej sytuacji i Twoją piąchę przechwycić bez zatrzymania demonstracji (Dziadek podobno atakował swoich uchideshi nawet w kiblu, tłumacząc że wojownik nigdy nie powinien osłabiać czujności).
pozdrawiam
rydel