Według Maxwella trening przekrojowy jest jak najbardziej ok, sam taki robi, ale CrossFit nie jest, bo:
1. Olimpijskie podnoszenie ciężarów jest bardzo techniczne, nisko-powtórzeniowe z powodu używanych obciążej, komplikacji ruchu oraz ryzyka kontuzji, a i tak olimpijscy ciężarowcy należą do najbardziej kontuzjowanych na świecie. Robienie tych ćwiczeń na czas/tempo to proszenie o nieszczęście. Dużo lepsze do treningu siłowo-wytrzymałościowego są kettle.
2. Ćwiczenie w formie współzawodnictwa powoduje zanik techniki, bo liczy się tylko wynik. Trzeba zrobić jeszcze jedno powtórzenie więcej, nie ważne czy będzie dokładne czy oszukane. A ćwiczenia bez techniki są mało albo nic nie warte.
3. Kipping-pull ups i inne tego typu ćwiczenia (gdzie wykorzystuje się pęd) sa również kontuzjogenne, a nie dają do tego żadnej konkretnej bazy (tzn. wiele osób robiących je w ten sposób nie jest w stanie podciągnąć się normalnie).
4. Workout of the day - jeśli wszyscy mają robić ten sam trening (a WoD właśnie to oznacza), to jest on do dupy, bo treningi oraz ćwiczenia powinny być dobierane indywidualnie zależnie od stawianych celów.
5. Trenowanie wg. harmonogramu CrossFit daje za mało czasu na regenerację, a więc powoduje częste przetrenowanie. Prowadzi to do kontuzji i chorób.
6. CrossFit oferuje trening ogólny, ale nie specyficzny pod konkretne sporty, jednak wiele osób go sprzedaje jako taki (np. pod MMA, ale też futbol i inne amerykańskie sporty).
7. CrossFit to fenomen socjalny, coś jak Facebook. Dodatkowo z czasem może nabrać cech sekty - już są ponoć ludzie, którzy podchodzą do tego z dewocjonalnym zapałem.
8. Tak wygląda Greg Glassman, twórca Crossfit:
Nie wygląda, jakby sam uprawiał wymyślone przez siebie ćwiczenia, prawda? A ponoć w jakimś wywiadzie powiedział, że obecnie nie trenuje w ogóle.
Od siebie dodam jeszcze, że fakt "wykupienia" marki przez Reeboka powinien odpalić niejeden dzwonek alarmowy.