Ja jeździłe ostatnio w 8 klasie podstawówki. Obóz był nie konny, ale jak sie okazało obok stadnina była
.
No to my hurra i na konie. Jak wsiadłem pierwszy raz, to dostałem leku wysokości.
Gościu przewiózł nas 2 godziny na ląży (to się chyba tak nazywa) po czy POJECHAŁ Z NAMI TEREN. Trochę za wcześnie, jak się okazało...
Mój koń strzasznie zostawał w tyle, nie mogłem bydlaka zmusić do szybszej jazdy. Jak w końcu zajarzył, to byliśmy tak z tyłu, że przeszedł w galop... bujnąłem się na jedna stronę, na drugą i na tą pierwszą gleba. Tak pizdnąłem o ziemię że mi pasek od tego śmiesznego kasku pękł. Gościu podjeżdza, ja nie moge wstać a on "ty no wstawaj bo ci koń ucieknie"...
Miałem stłuczona kość ogonową i 3 dni leżałem na brzuchu.
Teraz, po tym traumatycznym skąinąd przezyciu na konia już NIGDY nie wsiądę.