Napisano Ponad rok temu
Re: Shotokan Cultural Institute - Poland SCI
[quote name="jersey"]Ej, ej, nie tak prędko.
...ciach
[quote]
Teraz to ja napiszę, ej, ej nie tak prędko.
Idąc tym tokiem myślenia cały system nauki na świecie (przynajmniej tym cywilizowanym) należałoby uznać za schizofreniczny. Po pierwsze - tam gdzie Ty widzisz schizofrenię ja widzę konsekwencję. Jeżeli sensei Kase dopuszczał możliwość nieortodoksyjnego podejścia do shotokan to i w poszukiwaniach w „mateczniku” nie widział niczego złego (skądinąd to właśnie Taji Kase dawał listy polecające swoim uczniom wyjeżdżającym na Okinawę). Ponadto – czy nie jest cechą prawdziwego mistrza, że stymuluje rozwój swoich uczniów pozwalając im na poszukiwanie swojej ścieżki? To też zdaje się część tradycji SW. Zdaje się, że i Nakayama i Miyagi, a z obecnie żyjących to Higaonna, mieli w swojej karierze epizody „wyjazdowe”.
Dwa. Użyłeś słowa „ułomności”, podczas gdy w cytowanym fragmencie jest wyraźnie sformułowane „słabości”. A to nie to samo (przynajmniej dla mnie). Wydaje mnie się, że jeżeli chcesz być w czymś dobry, albo używasz jakiegoś narzędzia to pierwszą rzeczą, którą robisz jest poznanie swoich ograniczeń i zakresu stosowalności (narzędzia, metody, etc). Znając swoje słabe punkty, możesz starać się je wyeliminować, albo zniwelować tym co stanowi Twoją mocną stronę. Takie podejście wydaje mnie się tak oczywiste, że aż głupio o tym pisać. A jak do tego dojść – ano wtedy pewnie najprościej zdobywało się doświadczenie ćwicząc z ludźmi uprawiającymi style komplementarne (kompatybilne to w moim pojęciu jest np. kyokushin i Oyama karate, ale kopii o to kruszyć nie będę). O ułomność, znowu w moim pojęciu, można mówić m.in. wtedy, gdy sam siebie zaczynasz uważać za chodzący ideał (i swoje epokowe dzieło tudzież – vide wiadomo kto), nie mając ku temu podstaw. No i w cytowanym przez Ciebie fragmencie nie znalazłem nic o tym, że Maestro miał kłopoty w walkach z ludźmi z innych styli (jedna z jego wizyt poświęcona była podobno na interpretacje kata chinte).
Maestro ma bardzo analityczny umysł i cały czas się uczy, jak coś nie działa to zmienia to i tyle. A że swoje poszukiwania zawęża do takiej a nie innej konwencji to już jest jego wybór.
Trzy. Postrzeganie szkoły Kase w Polsce, jako słynącej z żelaznych bloków wcale mnie nie dziwi. Tak na dobrą sprawę w Polsce to karate zaistniało pod koniec życia sensei Kase, wtedy, gdy mistrz miał problemy zdrowotne. Nie wiem czy jeszcze są kluby, w których się uprawia shotokan wg Kase (może ktoś ma takie dane), ale w znanej mi sekcji, w której powoływano się na koneksje z sensei Kase, na każdym treningu był „żelazny blok na stalowy atak”, wszystko bardzo statyczne a podstawową pozycją było fudo-dachi. Nota bene treningi sensei Kase w czasie pobytu w Polsce w 1995 r. (zdaje się, że ostatniego) też nie rzucały na kolana (znowu to wyłącznie moja opinia).
Cztery. Rzeczona płyta pana Abernethy’ego pokrywa się kurzem u mnie na półce (albo raczej pokrywała, bo jakaś menda pożyczyła i nie oddała) razem z paroma innymi jego płytami, tak, że dziękuję za sugestię, ale jest trochę poniewczasie.
Parę postów wyżej wyjaśniłem jak (osobiście) widzę goshindo, więc nie ma potrzeby bym się rozpisywał o tym ponownie.
pozdro