Napisano Ponad rok temu
Re: Kyokushin-kan
Nie znam sensei Zdebela, nie wiem jaki poziom soba reprezentuje - ale jesli mimo uplywu lat jego klub ciagle przyciaga ludzi, to... znaczy PRZYNAJMNIEJ tyle, ze jest sprawnym menadzerem :wink:
Trenerzy karate- i innych sztuk walki (aikido, taekwondo, kung fu, ju jitsu i in.) - ktorzy przekwalifikowuja sie to po prostu wyraz checi przetrwania na rynku, wpasowania sie w aktualne potrzeby. Wiem, ze zjawisko to moze budzic (i w wielu budzi) niesmak, jetem jednak w stanie zrozumiec ludzi, ktorzy zwyczajnie szukaja sposobu na uratowanie swojego klubu. Owszem: sila napedowa tego zjawiska sa pieniadze- rzecz, o ktorej w swiecie sztuk walki zwyklo sie mowic z pogarda.
Panowie, czas spojrzec prawdzie w oczy: coraz ciezej przyciagnac ludzi do swojego dojo. Coraz czesciej przetrwanie klubu zalezy od umiejetnosci bardziej typowych dla handlowca niz dla trenera: ocena popytu, szukanie grupy targetowej, sprawne zarzadzanie, finanse. W obliczu tak ogromnej konkurencji na rynku sztuka nie jest w stanie sie obronic.
Przez "konkurencje na rynku" rozumiem nie tylko mnogosc innych szkol sztuk walki. Zwroccie uwage, ze o mlodego czlowieka i zasoby jego wolnego czasu walcza takze szkolki pilkarskie, wszelkiego rodzaju sekcje sportowe (plywanie, koszykowka, siatkowka itp.), szkoly jezykowe, kola zainteresowan, sprzedawcy gier komputerowych, producenci programow telewizyjnych... Karate jest teraz tylko jedna z wielu opcji - jedynie szara pozycja w szeregu. I choc dla nas sztuka ta jest calym zyciem, dla innych jest jedynie potencjalnym ciekawym urozmaiceniem.
W tym kontekscie przestaje mnie dziwic wspomniane zjawisko szukania swojej niszy na rynku przez trenerow i kluby zmieniajace co chwile repertuar oferowanych zajec czy przynaleznosc organizacyjna. Nie wazne jak negatywnie oceniamy to zjawisko - jest ono znakiem czasow, w ktorych przyszlo nam funkcjonowac.