Uwazam ze twoje "rewolucyjne" :wink: teorie prowadza do nikad. Od "zarania dziejow" :wink: ze tak powiem sztuki walki opieraly sie na autorytecie jednostki wybitnej - mistrza i tylko tak moze to funkcjonowac. W sztukach walki chodzi o urzeczywistnianie pewnej wizji, dazenie do wytyczonych celow a te wyznacza kancho, tworca stylu, majwyzszy mistrz (jak zwal tak zwal) Oczywiscie kazdy madry przywodca korzysta ze sztabu doradcow i tak jest tez w karate.
Organizacje to przeciez tylko formy, ramy ktorych celem jest stworzenie warunkow do optymalnego upowszechniania sztuki walki i rozwoju jednostek, zadne kolegium wybierane co rok czy dwa temu zadaniu nie sprosta bo sila rzeczy nie moze kontynuowac jednej spojnej wizji mistrza. ( szanowne kolegium podejmuje np decyzje "ze od dzis nie robimy juz pompek" )
To moze jakas trauma po rzadach twardej reki shihan Drewniaka karze ci pisac takie "glupoty" ale mimo wszystko uwazam ze bez niego i tego stylu rzadzenia nie bylo by w Polsce tak silnego Kyokushin, Oyama, Kan itd. organizacji ktore przeciez wzorem Drewniaka sa kierowane rownie twardo i jednoosobowo.
Moze trafniej bedzie napisac ze Ty nie widzisz dokad - Nie moje i nie rewolucyjne teorie - prowadza. Postep dokoknuje sie w kazdej dziedzinie. Jako instruktor jestes otwarty na zmiany, nowe metody szkoleniowe, trendy w walce, ale jak idzie o model organizacji to wybierasz dojrzaly feudalizm. Jasne jest ze tak funkcjonuje wiekszosc organizacji karate, a jak mistrza braknie to wasale dziela dominium na kawalki i nie ma mowy o zadnej wspolpracy. W ten sposob organizacja sie degeneruje co pozniej wplywa na poziom szkolenia.
Poza ten ograny schemat nie ruszyla sie zadna organizacja w Polsce. Z jednej strony zwiazki musza miec demokratyczny statut, bo inna forma organizacyjna jest nielegalna, a z drugiej jest schemat o ktorym piszesz.
Spojrz na Judo i ich sposob organizacji. Jest bardziej otwarty, sensowny i cywilizowany niz wszystkich organizacji karate.
Nie wiem skad antycypujesz ze ja mam jakies traumatyczne doswiadczenia zwiazane z Drewniakiem? Ja juz od 1994 roku nie mam zadnych z nim doswiadczen, o traumatycznych nie wspomne. Jesli nie liczyc rozprawy przed kolegium orzekajacym Urzedu Patentowego w sprawie znakow i nazw Kyokushin, w 1996 roku. Ale to byla trauma dla Drewniaka bo sprawe przegral. I braklo mu odwagi zeby osobiscie byc wtedy na sali. Przyjechal do Warszawy, ale na rozprawe sie nie stawil, tylko wyslal pelnomcnika. Taka to jednoosobowa i twarda kierownica.
Takie pseudodemokratyczne struktury to zalganie i archaizm, ktory z gory wiadomo jak sie skonczy. Aninihilacja. Ale - kazdy robi jak uwaza najlepiej.
Ja mam motto na najblizsze lata, ze nie bede robil nic w zyciu czego nie lubie. Nie mam na to czasu.
Napisze cos o Kan bo sie okaze ze moja wypowiedz offtopiona.
Mimo zalet i ciekawego ujecia karate, Kan jako forma organizacyjna nie jest zadnym przelomem. Ale do przelomowych rzeczy trzeba dojrzec. Musi sie zgromadzic pewien potencjal ludzi, ktorzy ujma sprawy inaczej. Patrzac na kulture Rzeczypospolitej (spoleczna i polityczna) przelom nie grozi.