Nie za bardzo mam czas teraz pisac o tym wszystkim, ale moim zdaniem brak rywalizacji nie sprzyja rozwijaniu przemocy, nienawisci i pogardy dla wspolcwiczacego.
Natomiast sporty walki te uczucia moga latwo rozwijac - poptrz sie na zachowanie sie ludzi ktorzy przestali cwiczyc aikido i zaczeli np bjj czy mma. Ich sukcesy w walkach rozwinely w nich niebywala pyche, zobacz z jaka pogarda wypowiadaja sie o innych SW
zauważ jednak, że sam wyodrębniasz kategorię akurat tych osób, które porzuciły aikido na rzecz realniejszego stylu.
gdyby niezdrową pychę miał podsycać sam element rywalizacji, musiałaby się ona ujawniać tak samo i z równą siłą u osób, które od razu zaczynały od bjj/mma, bez przeszłości w stylach tradycyjnych.
więc nie jest bez znaczenia, że podkreśliłeś (moim zdaniem słusznie) właśnie kwestię "przechrzt".
tu bowiem mówimy o "rozczarowanych", a takich z reguły cechuje neoficki zapał.
innymi słowy, mechanizm, który napędza tę ich pogardę, nie ma oparcia w samej naturze stylów sportowych, lecz raczej wynika z psychologii ludzi, którzy "zmienili barwy".
a w każdym razie uczciwie byłoby wziąć oba tłumaczenia pod uwagę.
dopuszczasz się też - moim zdaniem - zbyt dużego skrótu myślowego, kiedy sugerujesz, że brak rywalizacji sportowej oznacza brak rywalizacji w ogóle.
otóż wcale tak nie jest :-) to tylko przenosi rywalizację na inne sfery. sam z lat ćwiczenia aikido pamiętam przeróżne konflikty i jadowitą zawiść (utyskiwania w stylu że "ten X nic nie umie, a ma taki a taki stopień").
i to żadne wymysły, na tym forum też podziwialiśmy przejawy takich zachowań. choćby te ataki kilku osób - przypuszczam, że nie takich znowuż nowicjuszy - na jednego z wyższych stopniem polskich mistrzów (
"ten jegomość ma teraz bodaj piąty dan, choć nie wiem dlaczego. chyba za wysługę lat pracy" - wybrałem łagodniejszy cytat
)
rywalizacja, która nie daje się zweryfikować "w praniu" (czyli konfrontacyjnie: bo sport ma tu prostą odpowiedź - jak jesteś masta, to pokaż na zawodach lub zamknij się), wydaje mi się bardziej duszna i niezdrowa, bo nie ma naturalnego ujścia.
bez wzięcia się za chabety (pod nadzorem sędziego), można w nieskończoność obrabiać sobie plecy, zjadliwie wytykać braki, tropić, co kto zawdzięcza znajomościom itd. i nigdy się takich sporów nie da przeciąć.
nie chcę być specjalnie złośliwy, ale w dużym cudzysłowie, porównałbym to do sytuacji, którą możemy pamiętać z podstawówek.
gdzie kiedy chłopcy kiedy mieli coś do siebie, po lekcjach dawali sobie po ryju i atmosfera oczyszczała się.
w tym samym czasie dziewczynki motały coraz gęstsze sieci intryg, co Asia powiedziała Basi o Kasi a co Kasia z Asią na Basię, i tak latami bez końca (nie pamiętając nawet wcale, o co na początku chodziło)