Napisano Ponad rok temu
Re: Dlaczego karate jest nieskuteczne ??
elwin: "Na treningach kyo dresiarzy nie ma! Bo to jest dla nich zbyt trudne".
Mylisz sie. Jak zaczynalem cwiczyc kyoskuhin pond 20 lat temu, to byl to sport studentow poszukujacych prawdy, oswiecenia i samodyscypliny. Z czasem stal sie zwyklym sportem i narzedziem do robienia pieniedzy. I... swietnie sie w tej roli sprawdza. I jak w kazdym srodowisku, byli w nim i sa takze "dresy", przestepcy (np. slynny gang karatekow radomskich), o pomniejszych wyrokowcach nie wspomne.
Elwin: "Kyokushin wywodzi sie bezposrednio z innych stylow, czerpie z ich tradycji i ideologi, tworzac na ich bazie wlasna ideologie: walke z wlasnymi slabosciami i rozwoj wewnetrzny. Dlatego tak wazne sa kata i kihon".
Wywodzi sie, a moze jest kompilacja, jak np. kravmaga nastawiona na "agresje"? Widzisz to tylko kwestia interpretacji.
Kazdy sport traktowany powaznie spelnia te same funkcje - rozwija wewnetrznie etc. I nie musi to byc podlane japonskim feudalnym sosem i upodobaniem do hierarchi. Generalnie jak kazdy system autokratyczny oparty jest na... przemocy.
Wybierz sie kiedys na staz bjj, podejdz do np. czterokrotnego mistrza swiata.
Nastepnie na stazu karate podejdz do takiego np. Matsui.
Porownaj doswiadczenia.
Kata i tzw. kihon sa narzedziami przekazu. W dobie ozywionych kontaktow, nie wspominajac o mozliwosciach jakie daje wspolczesna elektronika, sa tym czym sa - anchronizmem.
A Satori mozna osiaganac takze walczac po boksersku z cieniem. Zreszta tradycje medytacyjne w Europie mozna znalezc juz o Loyoli. Nie gorsze niz gdzieindziej.
"Jak chcecie cos zmieniac zmieniajcie dresiarskie style. Najlepiej dodajcie bron palna - wtedy beda w 100% skuteczne".
"Dresy" w swojej wiekszosci maja to do siebie, ze nie lubia dostawac po lbie, bo czuja dyskomfort. (Wybieraja sposob latwiejszy, ale rownie skuteczny - masa, to wystarcza na tym poziomie dominacji). Czasami zdarza im sie wytrzymac nawet pare miesiecy. Ale z reguly rezygnuja, bo style 'Dresiarskie" w ogole nie nadaja sie na ulice - czyli do "napierdalania" w pieciu jakiegos zaleknionego czlowieczka.
A co do strzelania z broni palnej, to sie zastanawiam nad wprowadzeniem u mnie. Jesli trenowales strzelectwo, to pownienies dostrzec analogie z japonskim Zen.
Elwin: "Moze sie zdziwisz ale ja zaczalem karate po 30stce. Wczesniej nie mialem doczynienia ze sztukami walki. Nie wybieralem stylu ze wzgledu na skutecznosc, bo dawno wyroslem z bijatyk ulicznych. Wybralem ze wzgledu na filozofie, na samodyscypline i prace nad soba. I zeby zaimponowac moim synom jak podrosna".
Ja akurat swoja przygode z karate skonczylem kolo trzydziestki. Ale ja jestem w gruncie rzeczy prymitywny, trywialny, malo lotny i "mecza mnie stopnie abstrakcji". Poza tym marny ze mnie Tomasz - ja musze zobaczyc, ze cos dziala.
Ale... skoro zajalem sie kiedys przez przypadek sztukami walki, to chcialem uczyc sie systemow, ktore najbardziej do walki sa zblizone. Mozna oczywiscoe powiedziec, ze jestem odpadem z kyokushin. To prawda. Chcialem nadmienic jednak, ze nalezalem do waskiej grupy, ktora "filozofowala", a nie tylko sie "napierdalala", za nic majac pasy i hierachie. Niektorzy znas szczesliwie doczekali konca kariery z pasem... bialym. Nie powiem, ze to bylo mile widziane.
Jedyne czego zaluzje, to to, ze juz nie mam "zdrowia", zeby w tych nowych "dresiarskich" dziedzinach cos znaczyc. Jako bylego wojownika boli mnie czasami, ze nie moge dac zwyczajnie odporu wielu pyszalkom. Coz. Nadszedl w moim zyciu czas pokory. Trenuje sie w niej, choc uprawiam style "dresiarskie" i "agresywne".
A tak nota bene, czym sie rozni pelne pokoju, samodoskonalenia sie kingeri, od "agresynego" kraverskiego kopa w jaja?
Jesli bym darzyl szacunkiem kogos z kyokushin, to na pewno nie balon zwany "Oyama" (ktory nota bene nie mial wielkiego szacunku u Japonczykow, jako mieszaniec o koreanskiej proweniencji, czym jest bowiem dyskryminacja podobno mozna dopiero doswiadczyc w Japonii) i jego nastepcow, rozdety do granic niemozliwosci, ale np. braci trenerow kyokushin na moim terenie, ktorzy robi swietna robote dla propagowania sportu i w koncu - jednego z najwiekszych fajterow nie tylko Polski, ktory wywodzi sie z mojego miasta, a mieszka aktualnie zagranica.
(Tak notabene majac piaty dan w karate, uprawia na stare lata "dresiarski" styl - bjj, w ktorym po 10 latach osiagnal 3 dana.
Co do walki na ulicy, to zgadzam sie - kazdy madry czlowiek z niej wyrasta. Niestety my jej nie wybieramy, to ona wybiera w najgorszym z reguly momencie nas. Np. z dwojka malych dzieci i zona pod supermarketem w zapluszczony szary wieczor.
Co do imponowania synom, nie bede sie rozwodzil, ale to moi zdaniem taka sobie motywacja. Ale nie zaglebiam sie w stosowane prze Ciebie wychowawcze metody.
Zwiazki z dziecmi nie sa istocie czyms nadzwyczaj szczegolnym - przemijaja jak wszystko i nie ma co sie nad tym rozczulac.
Pozdrawiam
K_P