Ligeia, Ty się nie kłóć, ale napisz, po co ćwiczysz, czego oczekujesz od treningu, jak wyobrażasz sobie siebie za 10 lat. Wtedy będzie o czym dyskutować.
Oto moja chwila prawdy ;-)
Na aikido trafiłam przypadkiem (chociaż podobno nic nie dzieje się w naszym życiu przypadkiem), a właściwie to namówiła mnie moja kuzynka. Jak tylko zaczęły się treningi, ona nie mogła chodzić, bo kolidowało to z jej zajęciami na studiach, potem coś sobie poprzekładała i dołączyłyśmy do grupy po ok. półtora miesiąca czy dwóch miesiącach treningów (grupa już coś umiała, my zielone jak nie przymierzając trawka na wiosnę). Poszłyśmy na pierwszy trening, zmachałyśmy się niemiłosiernie, ale strasznie nam się spodobało. Po pierwsze atmosfera (nikt się nie śmieje, jak nie potrafisz zrobić tego cholernego przewrotu w tył ;-) , podchodzi, pomaga, tłumaczy cierpliwie, pokazując techniki często po kilka(naście) razy, bo nie można zapamiętać kolejności ruchów i ich synchronizacji), a po drugie dużo fajnych facetów (już słyszę te głosy, że laski przychodzą na aikido chłopa sobie znaleźć, a co? nie wolno? :twisted: można przecież połączyć przyjemne z pożytecznym
)
Chciałam też utrzymać jako taką sprawność fizyczną. Pracę swoją uwielbiam, ale z ruchem to ona niewiele wspólnego ma - a od siedzenia przez osiem godzin przed kompem (często więcej) to wiadomo co się robi (okrągłe plecy, skrzywiony kręgosłup, powiększone ciałko tu i ówdzie i różne takie tam). Ktoś może powiedzieć: to idź, babo, na aerobik. OK, ale to jest takie nuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuudne. :roll: Ciągle to samo, skakanie, skłony, brzuszki, skakanie, skłony, brzuszki i tak w kółko. Po którejś powtórce można się, za przeproszeniem, wyrzygać na sali. Tu zobaczyłam, że jest innaczej, ruch - jak najbardziej, ćwiczenia niezbyt forsowne (chociaż pady potrafią być bolesne - o czym już było kilka razy), no i ciągle coś nowego, człowiek czuje, że w ten czy inny sposób się rozwija. Na początku więc był to dla mnie rodzaj rekreacji (przyznaję).
No i jeszcze dochodzi do tego chęć robienia czegoś poza pracą. Oddołowania się (z tym to też bywało u mnie różnie), jakiejś psychicznej regeneracji, zobaczenia, że poza pracą i ludźmi z pracy istnieje też inny świat, inni ludzie. :-)
O aikido jako takim nie wiedziałam nic (nothing, nada, niszto...), zaczęłam szperać w sieci, bo mnie to zafascynowało, strony polskojęzyczne, anglojęzyczne. Doszperałam się info, że aikido to nie tylko przewroty czy wykręcanie nadgarstów, ale że idzie za tym pewna filozofia. No dobrze, ale na czym ona polega? Bo przeczytanie, że AI to miłość, harmonia i zjednoczenie, KI - energia, siła wewnętrzna, a DO - droga, ścieżka rozwoju to trochę za mało jak dla mnie. Zaczęłam się zastanawiać jak się to przekłada na treningi, na życie aikidoków. Ale na zastanawianiu się nie poprzestałam, zaczęłam podpytywać tych starszych stażem jak to jest z nimi? Jak to jest z tą całą filozofią aikido. No i tu kompletna klapa.
Albo oni nie chcieli ze mną gadać, dlatego, żem nowicjuszka, albo dlatego, że baba albo dla nich filozofia ta ma drugorzędne znaczenie. Tego nie wiem. Raz dowiedziałam się, że to przychodzi z czasem i z czasem każy wypracowuje swój własny styl (chodzi o techniki, o filozofii ani mru mru).
Zanim ktoś tutaj raban podniesie i zapyta o czym ona bredzi, wyjaśniam, że nie chodzi mi o ustawianie posążka buddy, zapalanie kadzidełek i odmawianie mantry (mam nadzieję, że nic nie pomieszałam, jak tak - to pardon
), tylko o to, jak to się przekłada na życie codzienne i czy się w ogóle przekłada (Randall?)
Aikido dopiero odkrywam. Jak to ktoś zgrabnie na forum ujął, że jesteśmy nawet nie na początku drogi, ale pakujemy dopiero plecak. Chodzę dopiero od trzech miesięcy, więc nie mam co się wymądrzać na różne tematy, typu skuteczność, ale kobiety w dojo - jak najbardziej (dlatego, żem sama baba, a w ogóle to jestem przeciwna wszelkiej dyskryminacji, chociaż feministka ze mnie kiepska by była ;-) ). Chciałabym dalej coś robić na tym polu, a jak to będzie dalej, nie wiem. Nie jestem w stanie powiedzieć, co będę robić za 10 lat. Dużo rzeczy bym chciała osiągnąć - są i te przyziemne, typu rodzina :-) i te może mniej przyziemne, typu zwiedzenie kilku miejsc, które zawsze chciałam zwiedzić czy robienie super fot. :-)
I to by było na tyle. Dziękuję za uwagę... ;-)
PS. Kłócić się już nie będę - promise