Napisano Ponad rok temu
Re: Etyczne lub nieetyczne zachowania karateków
Pofantazjujmy. :wink:
Gość jest trenerem karate. Powiedzmy, że dobrym i do tego dobrym karateka.
Prowadzi dobre treningi, ale wylatuje ze swojej organizacji.
Może pokłócił się z jej prezesem? Licho wie. 'Oficjalna' wersja prezesa i organizacji (np. że gość nie płacił składek) wcale nie musi być prawdziwa.
A nawet jeśli jest, to nie każdy lubi dawać na sobie pasożytować organizacjom...
Powiedzmy, że :
Wywalony trener czuje powołanie do dalszego nauczania karate (może też proszą go o to jwgo uczniowie). Ale w żadnej organizacji się nie może zaczepić, bo jego dawny prezes mu podłożył świnię. (Albo po prostu woli pracować na własne konto...)
Trener podejmuje decyzje, żeby nie zamykać dojo, albo otworzyć nowe.
Daje dzięki temu możliwość kontynuowania nauki swoim dawnym uczniom. Przyjmuje także nowych. Ci, którzy u niego trenują 'zakochują się' w karate, co dobrze świadczy o nim jako o trenerze i o karatece.
Za salę trzeba jednak płacić i trzeba z czegoś tam żyć itp. Gość pobiera zatem składki i opłaty.
Egzaminuje, bo trzeba jakoś weryfikować poziom zaawansowania uczniów. (Także dla nich samych.) Nadaje pasy bo trzeba jakoś odróżniać karateków zaawansowanych od początkujących (choćby dla ochrony tych drugich).
Ważne, jest dla niego że dobrze prowadzi treningi i uczy dobrego karate (a nie, że nie należy do jakijś większej organizacji).
Przecież wylatując ze swej macieżystej organizacji nie stracił swych umiejętności ani trenerskich kompetencji (czego dowodem jest choćby to, ze jego uczniowie lubią treningi karate!).
Ale zdaża się, ze jeden z małoletnich uczniów przenosi się do miasta i dowiaduje, ze tamtejsze organizacje karate nie uznają mu stopni. Ot - tragedia.
Pytam - CO Z TEGO w takiej sytuacji???
Skoro NABYŁ UMIEJĘTNOŚCI i POKOCHAŁ karate pod okiem tego niezrzeszonego trenera? (Czy to nie było warte pieniędzy zapłaconych za egzaminy i treningi?)
Sytuacja gdy organizacje nie chcą uznać stopnia uczniowskiego jest bardzo częsta przy zmianach organizaji lub stylu. Bo organizacje mają kasę z egzaminów!
Gdzieś w tym pomstowaniu na tego trenera zatraca się sens treningów karate.
A nie są nim przecież stopnie, tylko między innymi umiejętności. I radość z trenowania.
Czy ten trener twierdził, ze inne organizacje uznają jego stopnie i pasy? Jeśli tak, to skłamał i zasługuje jednoznacznie na potępienie.
Jeśli jednak tak nie twierdził, to sprawa nie jest już taka jednoznaczna.
(Czy może używał nielegalnie symbolu jakijeś organizacji? Przynalezność do nich często do tego się głównie sprowadza...)
Może trener złamał jakieś tam przepisy, prowadząc dojo i nadając stopnie, a może wcale nie, bo był zarejestrowany, zgodnie z prawem.
To, że organizacje go nie lubią, nie świadczy jeszcze, że nie naucza dobrego karate, ani że robi coś nielegalnego. Organizacje chciałyby od niego kase i tyle...
A ja np. jestem za tym, żeby działało jak najwięcej konkurujących ze sobą małych i niezależnych klubów sztuk walki. I w d...pie mam organizacje i ich stopnie.
Dopiero taka konkurencja daje sznsę na wysoką jakość treningów w tych klubach. Monopol organizacyjny taką sznsę zabija...
Czy zatem trener 'skrzywdził' małoletniego ucznia?
Wpoił mu zamiłowanie do karate! T jest według mnie najważniejsze. Nadał mu stopnie określające jego aktualne umiejętności, bo jest to element karate. Element funkcjonalny, a nie cel gówny!
To raczej te organizacje są tu nie fer, skoro nie chcą dziecku nadać stopnia odpowiadającego jego umiejętnościom! Przecież to się (np. w Stanach, ale nie tylko) powszechnie praktykuje, przy zmianach klubów.
Ale te organizacje najwyraźniej wolą zarobić na egzaminach i jeszcze przy okazji poszczuć matkę dziecka na trenera, który je olał (i może dobrze zrobił)...