Po przeczytaniu książki mam dwa najważniejsze odczucia.
1. Zostałem utwierdzony w swojej opinii o sosai Oyamie. Jego surowy, bezwzględny, nie znoszący sprzeciwu charakter czyniły z niego naprawdę ciężką i uciążliwą dla innych postać. Tak samo opisy pierwszych lat Oyama Dojo pokazuje, że karate faktycznie brakowało "ludzkiej" twarzy, a brak odpowiednich instruktorów był pewnie w dużej mierze tego wynikiem. Do tego dochodzą bardzo silne powiązania Oyamy ze światem przestępczym. Budzi on szacunek, ale w zupełnie inny sposób niż ci z "ludzką twarzą".
2. Filozofia Seido... Tutaj słowo "filozofia" jest w mojej opinii zdecydowanie czymś zbyt mocnym. Dla mnie to po prostu dostosowanie się do nowoczesnych warunków i otworzenie się na większą ilość osób. Coś, co jest bardzo zwyczajne, jeśli patrzeć na dzisiejsze realia i bynajmniej nie zostało przez Nakamurę zainicjowane. Z tego co przeczytałem to Seido bardzo przesiąkło amerykańskim duchem wspólnotowości (coś a'la zbory protestanckie czy pozarządowe organizacje lokalne) czy też Nakamura po prostu wiele się stamtąd nauczył. Wydaje mi się, że mimo wszystko pewien stopień surowości musi w karate pozostać. Ja w Seido (wypowiadam się tylko na podstawie książki) nie widzę zupełnie tego przekraczania kolejnych barier samego siebie. W dodatku z tego co czytałem droga do zielonego pasa jest o wiele krótsza niż ma to miejsce np. w kyokushin.
Zaciekawiło mnie także urwanie wątku ataku płatnego zabójcy na parkingu. W zasadzie Nakamura o tym napomknął i zupełnie nie rozwija tej myśli, pozostawiając dosyć "brudną" sugestię.
Nie czytalem polskiego tlumaczenia Human face of karate, ale w orginale nie ma tam zadnej "brudnej" sugestii. W" stanach glupole biegaja po parkingach ze spluwami. Taki lokalny folklor. I raczej do tej sugestii bym sie sklanial czytajac ten fragment.
Seido to tradycyjne, japonskie karate, ucywilizowane, bez japonskiego szowinizmu. Zamkniete na obych, w sensie - nie ma wjazdu dla kolorowych pasow z zewnatrz. Wszystko musisz zaczac od zera, Nie ma mozliwosci przyjechac i byc np. na jednym treningu w Nowym Jorku.
Nie wiem skad ci sie z tej ksiazki wzieal watek powiazan Oyamy ze swiatem przestepczym. Tego w ksiazce nie ma. Wyobraznia za mocno pracuje.
Seido to jest zdefiniowany, sprecyzowany system karate. Przy ztrywializowanym kyokushinkai wyglada poteznie i jest po stokroc lepiej zorganizowane. Nie mowie tu o wielkosci organizacji.
Jak popatrzysz na niektore organizacje kyokushin to one sa jak worek odkurzacza - sa napakowane, duze, ale zasysaja wszystko. i potem taki jest tego obraz. W Seido tak nie ma.
Mnie sie seido nie podoba o tyle, ze dziala jak sekta. Zero kontaktu z inymi organizacjami. Maja swoj wlasny swiat i go sobie sklepiaja.
czytam z uwaga to co ludzie pisza o tzw. filozofii kyokushinkai. zwykle oprocz uzywania pustego terminu, znajduje jakies zbanalizowane bzdury.
W przypadku seido jest inaczej. Jasne ze Nakamura nie wymyslil niczego nowego, bo takie rzeczy jak milosc czy szacunek funkcjonuja jako definicje i realne zachowania od setek lat. i nie rzecz w definiowaniu i odkrywaniu, ale w tym zeby bylo to czesc twojego karate i czescia twojego zycia. tak ja to rozumiem i raczej sie nie myle.