Drogi Janie znam doskonale całą sytuację dotyczącą odejścia naszego wspólnego znajomego z IKO Matsushima.
Przyczyn było kilka jak to zawsze bywa ale najważniejszą był chyba fakt fascynacji mma i bjj.
W tym czasie Shihan Roman wyjechał z kraju i to spowodowało, że nie tylko Chlewiska odeszły z IKO Matsushima ale i nasz warszawski ośrodek.
Zabrakło nam osoby Romana, która nas prowadziła i sądzę, że się przestraszyliśmy.
Pozostałe sprawy - te tzw. interpersonalne wydają się mieć z perspektywy czasu małe znaczenie.
Rozgoryczenie Sake rozumiem, bo dla żadnego nauczyciela nie jest miłe kiedy jego uczeń, któremu poświęcił czas, energię i któremu wierzył go opuszcza.
Wiem, że Sake wyjeżdżając do UK był gorąco przekonany, że wspólnie damy radę pociągnąć dalej to co stworzył.
Został na posterunku tylko Robert i robi to świetnie o czym świadczą nie tylko jego umiejętności jako karateka i instruktora ale wyniki sportowe jego uczniów.
Uważam Janie, że nie powinieneś w taki sposób zwracać się do człowieka, który nie tylko jest starszym od ciebie człowiekiem ale wie o karate dużo więcej niż Ty.
Pisane przez Ciebie posty w temacie o karate kyokushin świadczą, że masz o karate kyokushin mierne pojęcie podobnie jak ja je miałem zanim poznałem Shihan Romana i innych dobrych instruktorów, którzy otworzyli mi oczy i pokazali, że to co robiłem będąc w ichigeki to tylko mały wycinek kyokushin.
Mieliśmy pecha Janie. Źle trafiliśmy na początku naszej drogi kyokushin. :-)
Ty wybrałeś Seibudokai i cenię Ciebie za to, że miałeś odwagę zostać pionierem...Pionierzy mają zawsze przerąbane... ;-)
Proponuję na tym zakończyć ostrą wymianę zdań w tym temacie.
Pozdrawiam :-)
czytam wasze posty z zainteresowaniem i choc one mnie w zaden bezposredni sposob nie dotycza, to pokazuja mi one pewne wnioski natury ogolnej.
Niestety cale srodowisko karate cierpi na pewne schorzenie, moim zdaniem nieuleczalne (albo uleczalne, kiedy przestaje sie cwiczyc karate). Dotyczy to schorzenie specyficznie pojetej lojalnosci w relacjach mistrz-uczen i lojalnosci stylowej czy organizacyjnej.
Dobry nauczyciel, to taki, ktory wie, ze efektow swojej pracy nie zobaczy od razu, ze te efekty nie beda jego dotyczyly, tylko uczen bedzie nimi dysponowal i sie nimi cieszyl i ze w koncu, nauka zostanie zakonczona w momencie, kiedy uczen zacznie samodzielnie pracowac juz na swoja tylko chwale, w bardzo niewielkim stopniu na chwale nauczyciela. Trzeba niezwyklego hartu ducha, zeby ten moment odejscia ucznia nie tylko zaakceptowac, ale nawet czasami sprowokowac. Bo o to wlasciwie w tym nauczaniu chodzi - wyedukowac, wychowac kogos kto bedzie samodzielnie w zyciu walczyl. To jedyny powod do dumy, kiedy nauczyciel moze zobaczyc po 10 15 latach malego ptysia jak leje wszystkich na macie, jak sie za nim panny ogladaja, jak konczy studia, zaklada rodzine, klub...cokolwiek.
Ten moment jest wpisany w zycie instruktora i trzeba sie z nim zmierzyc. W karate istnieja wiezi, ktore maja prawie religijny charakter, co osobiscie uwazam za emocjonalno- intelektualne zacmienie - obled, ktory prowadzi do jakis feudalno-niewolniczych relacji. Chorych i zupelnie nie przystajacych do tego co sie wspolczesnie w swiecie dzieje. To przywiazanie do barw, strojow, znakow, naszywek, ceremonii, nie jest oczywiscie zle jak zna sie umiar i granice, a przede wszystkim cel treningu. W innym wypadku wszystko sprowadza sie do banicji, ogloszenia schizmy, podzialu na prawowiernych i odszczepiencow, w koncu ekskomuniki i zerwania wszelkich kontaktow i zdeptania wczesniej wypracowanych wiezi. W jednakowym stopniu dotyczy to instruktorow, szefow organizacji, jak i uczniow i "podwladnych".
Ludzie przychodza i odchodza. Tak bylo i tak bedzie. Jesli o odejscia chodzi to trzeba to umiec zrobic z klasa. Trzeba znalezc w sobie sile, zeby zakonczyc sprawy stajac twarza w twarz. W 1994 roku bylo mnie stac na to zeby pojechac na zawody i osobiscie wreczyc shihan Drewniakowi moja rezygnacje na pismie z wyjasnieniem co i dlaczego. Drewniak dowiedzial sie pierwszy ode mnie o moim odejsciu, nie przez osoby trzecie. Ale jego natura kaplana-namiestnika nie potrafila tego docenic.
Anyway - chodzi mi o jakies cywilizowane formy - rozmowe, list, email, telefon z wyjasnieniem przyczyn. Trzeba do tego troche odwagi, troski i szacunku. Nic wiecej.
Mnie po latach tez spotkala podobna historia, ze "moi ludzie" odeszli z IFK. Ludzie, ktorych wychowalem do czarnych pasow, ktorych zachecalem, zeby zostali instruktorami, zeby zalozyli wlasny klub i dzialali beze mnie, sami. Bylem dumny z nich i zadowolony ze swojej pracy, gdy po ok.10 latach, zaczeli sobie radzic beze mnie. Do dzis funkcjonuja w strukturach Kyokushin kan i to funkcjonuja dobrze. Jak powiedzialem, nauczyciel musi byc gotowy na to, ze uczen go opusci i ze nic wiecej nie jest juz swojemu nauczycielowi winien. Oprocz szacunku i slowa pozegnania. Jedyne o co mam do nich zal, ze znikneli bez slowa. Niezaleznie od wszelkich okolicznosci, forma powinna byc zachowana. Ale widac trudno jest w dzisiejszych czasach trzymac fason.
Co sie tyczy przynaleznosci organizacyjnej, to sprawy sie maja jeszcze gorzej, bo do tego dochodzi jeszcze cala oficjalna i nieoficjalna stylowa i organizacyjna propaganda. Natchnionych mozna sobie wszedze poczytac, tych co byli "blizej zrodla", posiedli tajemna wiedze, albo sa lepsi bo sa skosnoocy. Wiadomo kaplan Japonczyk jest lepszy od kaplana gringo. Trzezwego spojrzenia w tym nie ma, a wszystko co sie zrobi, powie czy napisze to jest atak ma wartosci. Trzeba wielkiego wysilku i dlugiego czasu, zeby sie z tego emocjonalnego, duchowego i intelektualnego zaczadzenia wyleczyc. Sa oczywiscie przypadki i stadia, ktore nie rokuja. Warto jednak probowac walczyc, zreszta to jest esencja kazdej sztuki walki. Zawsze probowac i nigdy sie nie poddawac.