Kurcze, ale się człowiek musi naprodukować zeby ktoś coś z sensem napisał. Dzieki
Zależnie od typu człowieka, jego zdania na swój temat, możliwości czy kompleksów - wybiera bjj aikido krav mage albo tai chi. ci co trafią na aikido i nie znajdą skutecznosci (wiadomo ze po krotkiej fascynacji fruwaniem i zakładaniem nikyo im przejdzie) a nie dostaną nic ponad to, niczego im sie nie pokaze odejdą zgorzkniali. albo zostaną bo nie bedzie gdzie odejść. nie wiem co gorsze...
jesli dojo nie daje niczego - autorytetu nauczyciela, fascynacji ruchem, poczucuia linii, miejsca, głodu wiedzy - dupa blada...
Dużo się nad tym zastanawiam. Mamy takie czasy, że wszystko da sie sprzedać, wystarczy odpowiednia reklama, odpowiednia iluzja. Jest tak jak piszesz. Dla współczesnego człowieka dojo jest właśnie jakimś takim sposobem na znalezienie autorytetu w świecie bez autorytetów, na znalezienie miejsca dla siebie, przynależenia do czegoś, by wyrwać się z szarej masy, obojetności i nijakości. Taka metoda na dokonstytułowanie własnej podmiotowości. Jest wiele sposobów by w dojo zrealizować te potrzeby. Sensei może być konkretny i pokazywac mordercze techniki, może opowiadać historie, tworzyć aurę mistycyzmu, aż do skrajnej dyscypliny i zasad. Kto się rozejrzy znajdzie przykłady róznych typów takich kreacji wśrod shihanów.
Tylko czy w SW nie chodzi o coś więcej niż tylko zagospodarownie czasu? To chbya coś więcej niż szoł podparty dobrym marketingiem /AvBert poklon /?
Oczywiście ekonomia. Sam tego nie tak dawno nie doceniałem. jeśli nie mam popytu, to podaży nie będzie. To ludzie i ich oczekiwania kreują wizerunek współczesnego dojo. Nie można im zrobić "twardo i do przodu" bo tak naprawdę chodzą by sie pobawić. Kto chce twardo idzie ćwiczyć "sport walki", gdzie nikt nie będzie kazał mu sie kłaniać ani robić innych niepotrzebnych rzeczy.
Przez to następuje owo rozdzielenie, na tych co chcą nauczyć sie bić i konkretnie do tego podchodzą, oraz na tych co szukają "chmurek i kosmosów" w różnym natężeniu, obie grupy mają z tego jakieś poczucie wartości siebie. Te aspekty się mieszają, ale jeśli postawiłbym na jednym końcu valetudo a na drugim łucznictwo zen to daje pewien obraz.
Pozostajemy oczywiście na polu MA.
Problem w tym, że o ile aspekt utylitarnej umiejętności ma swój problierz - konfrontacje, i nikt tam nie wciśnie ciemnoty, to aspekt duchowo-rozrywkowy jest całkowicie poza jakąkolwiek oceną. Wiadomo, nie chodzi o to żeby dać w ryj, czyli o co? Kto ma racje, ci co klaskają i jednoczą się z kami, przytrzymują uke na ziemi za pomoca ki, czy może ci co pija po treningu piwko, a może kawkę zagryzając serniczkiem? Jeszzce inny będzie robił wszystko tak by stawy trzeszczały, cały czas na krawędzi, duch wojenny zamiast ducha pokoju. I? I nic. Anthropos panta metron. W takich sytuacjach nie ma racji, nie ma prawdy.
Jedna wielka zabawa.
można 5 rzeczy na raz- bjj, aikido, tai box, noże filipińskie i krav mage. ale prawda jest taka ze masz 1 życie i jakiś potencjał czasu i energii - mozna wykopać jeden głęboki dołek albo 5 płytkich.
To rozpatrujesz juz z okreslonego stanowiska, mianowicie sztuka walki jako pewna sztuka dążenia do perfekcji /takie origami - robisz 100 łabądków i kazdy identyczny/ nie utylitarna umiejętność /robisz całe zoo, i choć krzywe, to dzieciak jest i tak bardziej zadowolony/. Utylitarnie bardziej opłaca się wykopać te małe dołki. Nawet kopanie małych dołków mozna do perfekcji doprowadzić.
Gnanie za skutecznościa da tylko rozczarowanie - bo z góry prowadzi do rozczarowania - zawsze bedzie ktoś skuteczniejszy, cos skuteczniejszego. to przeciez miało byc powodem odrzucenia współzawodnictwa w aikido.
Dlaczego, są tacy co gonili za skutecznością i zdobyli sławę, pieniądze i szacunek na całym świecie. Tacy Gracie na przykład. Więc nie zawsze. Taka gonitwa za skutecznością rozumianą "jestem king bruce lee karate miszcz", bardzo szybko się kończy. Jak ktoś z takim nastawieniem przychodzi to szybciutko sie rozczarowuje i wraca na ziemie. Nikt nie ma wiecznie 17 lat przecież.
Aikidoka przegra z bjj - ćwicz bjj. bjj zostanie pokonane przez nożownika z sycylii, ćwicz nóż, nożownika można zabić jo - ćwicz jo, jo można pokonać łukiem - ćwicz łuk. Łuk pokona muszkiet.... moze od razu palnąć sobie w łep - do niczego to nie prowadzi... absolutnie. przecudną ilustracją jest tu ten pokaz:
[link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]
Zapomniałeś o bombie atomowej i broni biologicznej

Oczywiście że w końcu kazdy będzie stary i słaby i nie da rady. Ale jeśli podtrzymać taki typ myślenia, to może od razu się targnąć, przecież wszyscy umrzemy, po co się w ogóle w czymś doskonalić? Można dążyć i ćwiczyć skuteczne ma, rozwijając utylitarne umiejętności na treningu, i nigdy nie walczyć poza matą, normalnie pracować itd. Nie ma obowiązku stawać na bramki czy startować w zawodach mma.
Co jest wyznacznikiem tej mistycznej skuteczności. jesli pokona mnie po latach treningu początkujący bokser - to czy pokona mnie ten bokser kiedy bede miał bokken? albo kopne go w dzwonka? czy to nie fair? i wtedy bede skuteczny? chyba nie bo następnym razem pokona mnie gość z kendo!! ale wtedy ja przyjde z jo i znów bede skuteczny?
skuteczność czy ulica? sport z regułani czy pole bitwy?
Skuteczność czy realność nie musi się wiązać z walką na polu bitwy. Myśle, że boken by nie pomógł specjalnie... Tak czy inaczej redukcja do tego absurdu jest zwyczajowym argumentem. Mogę jako contra wysunąć jeden: lepiej byc silnym niż słabym. Mieć jakąś szansę niż być mięsem armatnim.
jak bedzie sie miał Ron Gracie pod Grunwaldem? - mam wrazenie ze nie dobiegłby do rowerów.
Nie wiem, a Morihei Ueshiba? dobiegłby czy nie?
Musze przejrzeć forum Tai chi - czy oni mają tam też takich etatowych optymistów.
Tai-chi to forma medytacji w ruchu, a nie SW.
Moja rada - dać na wstrzymanie, wyluzować. 
Czyli przejść nad faktem do porządku dziennego. Tak jest i olać trza a nie włosy rwać.
Czyli nie owijać w bawełnę, nie unikać tematu skuteczności, bo to zwyczajnie bez sensu jest. Aikido nie jest do walki, tylko do uczenia się go.
Jak już się umiesz bic, bo masz 5 dana judo i w temacie skuteczności nie bardzo masz już co robić, to idziesz na aikido, a my ci znajdziemy ciekawe zajęcie i formę której nie opanujesz do końca życia

I nawet jak będziesz stary i słaby bedziesz mógł się w to bawić. No co? przecież to lepsze niż rozwiązywanie krzyżówek i audycje ojca mejbacha.
A aluzji z opowiesci o galaktykach /choć śmiesznej/ nie załapałem.