Mogłbys napisac o Nim cos wiecej?
Spróbuję, ale nie jest tego wiele. W Spodku byłem wtedy służbowo a spotkanie z Oyamą było dla mnie interesujące o tyle, że... interesuję się Japonią i Wschodem, choć jako aikidoka nie podchodziłem do tego zbyt emocjonalnie... To był miły, uśmiechnięty człowiek, choć - mimo, że jadąc do Katowic nic nie wiedziałem o jego chorobie - było widać, że coś paskudnego go zżera... Szczerze mówiąc miałem wrażenie, że wszystkim, co tam się działo dyrygowało otoczenie Oyamy, on zaś sam był zadowolony z entuzjazmu tłumu... Ten człowiek zbudował organizację w której cieszył się olbrzymim szacunkiem i widać było, że go to raduje...
Zapytałem go, czy karate może zmienić świat na lepsze. Odpowiedział, że świata nie, ale ludzi, którzy uprawiają krate może i powinno zmieniać. A wtedy i świat będzie lepszy... Niestety, jak czytam Wasze forum to dochodzę do wniosku, że po jego smierci ta prawda gdzieś się zapodziała, a ważne stały się kwestie marketingu i znaku firmowego... Ale to choroba naszych czasów
Co masz namysli mowiac o karykaturalnym kulcie?
Mam już swoje lata i dane mi było spotkać kilka osób "z pierwszych stron gazet", więc mogę sobie pozwolić na luksus nieemocjonalnego oceniania ludzi i sytuacji, w jakich ich poznaję... Oyama uratował dziecko, zabijając byka, pokonał 100 przeciwników cięgiem, medytował w jaskini... Nie twierdzę, że to nie jest prawda, ale - wierz mi, znam się na budowaniu wizerunku - jest to pewnie prawda z dodatkami, coś się przemilcza, coś dodaje do faktów i tak powstaje kult... Żeby było jasne - nie dotyczy to tylko Oyamy, ale nagminne przedstawianie go jako "ostatniego samuraja" to nadużycie - jeśli znasz choć trochę historię Japonii i tamtejszą kulturę, to na to miano zasługuje Takeda, Kano czy Ueshiba, którzy osiągnęli mistrzostwo w sztukach walk rozwijanych i stosowanych w kaście samurajów, ocalili je i przenieśli do współczesnego świata... Ja dodaję do tego jeszcze starego Funakoshiego, choć samurajowie nigdy nie praktykowali okinawskiego karate, ale on je "zjaponizował" i zachował dla potomności... A kult Oyamy - pewnie w młodości, gdy musiał walczyć o swą pozycję trochę go sam "nakręcał", a potem zajęli się tym już jego współpracownicy. BTW o naszym aikidockim Dzaidku Ueshibie też słyszałem niestworzone historiw, więc to nie tylko karatecka przypadłość