Przygody Mistrza Mariana by pmasz and company
Napisano Ponad rok temu
Każdego może pokonać słoik. Czasem w rzeczach prostych tkwi zalążek tragedii, ludzkiej życiowej porażki. Prosty długopis z czerwonym wkładem może zniszczyć komuś życie, a puszka wątróbek rybnych koniec końców może się okazać choćby i przyczynkiem do upadku cywilizacji białawego człowieka.
Wiedział o tym miszcz i zawsze był gotów. Non topa. Miszcz nigdy gardy nie opuszczał nigdy orienta nie tracił. Wiedział bowiem, że w niesprzyjających okolicznościach czasu i przyrody nawet i wiadro blaszanne może się stać przyczynkiem jego zguby.
Słoik ogórków ma znaczeń wiele- od smakowych do symbolicznych.
Kiedy samiec- głowa stada wezwany okrzykiem samicy przybywa udowodnić swą samczą dominacje staje się chwila magiczna i straszna.
Bo oto ten słoik ma nad nim wielka władzę i wszystko od niego zależy. Samiec wie, że nie każdy słoik da się otworzyć, że są słoiki mistyczne, stworzone tylko po to , żeby zniszczyć jego samczą dominacje.
Umysł samicy prosty jak dwunastnica wiewiórki dzieli samców na otwieraczy sprawnych i niesprawnych. I tu tkwi mistyczny dramat tego aktu.
Wie o tym miszcz i patrzy na słoik z pogardy wzrokiem pełnym. Zaraz potem miażdży go pięścią mocarną, a deszczem szkła zroszone ogórki zamilkną w niemym geście rozpaczy.
Napisano Ponad rok temu
Wszak i to wyznacznik męskości dla samicy, a Marian homo sapiensa ciulnoć to na spoko, ale taką rybę??? :roll: Brry...
Napisano Ponad rok temu
- orient !! – rzucił radośnie miszcz i ruszył dalej.
Był czwartek a czwartek to dzień Łabędzia – miszcza haiku.
Tego dnia Marian stawał na brzegu jeziora i rzucał koana czekając na odpowiedz Łabędzia. W tej odpowiedzi łąbędzia miała się kryć tajemnicza prawda uniwersalna. Tłumacząca sens istnienia jaki i obsługę glebogryzarki i odpowiedz na pytanie czemu niektóre włoski się kręcą.
Miszcz nabrał powietrza w mocarne płuca i rzucił drżącym głosem:
- A czemu mnie maślaki w uszy szczypiom?
Fraza ta na pozór debilna była jednakowoż szczerą manifestacją świadomości Miszcza.
Ptak wodny leniwie odwrócił się w jego stronę, spojrzał i majestatycznie rozstawiając skrzydła zrobił kupę. Potem odpłynął wsadzając łeb w każde napotkanie po drodzie kupki barachła i błota.
Miszcz zamyślił się, aż mu strzykło w kolanie.
Napisano Ponad rok temu
jak głodną toń jeziora
swiadomość miszcza marszczy
8)
Ł (tez miszcz- hi kup) :roll:
Napisano Ponad rok temu
"wiadro parówek"
kilka dni mi to zajęła ale już mam
Napisano Ponad rok temu
Pochylony i czujny jak zawsze Marian brodził w śniegu. Dla niewprawnego oka Miszcz łaził jak głupi w kółko w czapie ciasno na łeb mocarny wciśniętej. Czapka wiewiórczana wciśnięta na umięśnione uszy Miszcza sprawiała, że niczegusko nie słyszał - to i poruszał się zupełnie bezszelestnie.
Tak po prawdzie to Miszcz nie chodził w kółko bez sensu jak ruski zegarek… Tak naprawdę to Miszcz śledził podążając tropem. No może troszeczku bez sensu bo łaził w kółko śledząc własne ślady, ale wszystkiego mieć nie można przecież.
Zresztą Miszcz miał wyraźne wrażenie, że nie jest sam. Wiedział, że coś za nim idzie, przez moment pomyślał ,że może idą za nim lata doświadczeń, albo zaufanie społeczne, ale obejrzał się i niczego nie zauważył.
Dopiero czas jakiś potem przyczajony za stara lodówką odczekał trochę i wyskoczył z groźnym: "akuku!!"
Na Ścieżce stał niedźwiedź w krótkiej koszulce i mała świnia. Miszcz doskoczył do nich i sprawnie skręcił im karki.
- Ratuj Krzysiu - wycharczała mała świnia i zdechła.
[link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]
Napisano Ponad rok temu
Miszcz rozpoczął szkolenie krótką medytacją. Przerażeni uczniowie mimo kilkukrotnego nagabywania bali się zamknąć oczy.
I dobrze bo uśmiechnięty Miszcz chował za plecami pokaźny kołek cisowy. Tym kołkiem zamierzał ciulnąć w papę pierwszego, który ośmieli się w jego obecności przymknąć oczy.
Cisza trwała urocza. W roku sali monotonnie mruczała betoniarka mieszająca gips leczniczy na wszelkie zaś.
Myśli Miszcza odleciały hen ku polom zielonym, kwiatkom i ptaszkom. I dobrze bo Marian wolał siedzieć bezmyślnie.
Przeciąg trzasnął wrotami jeden z uczniów idiotycznie drgnął. Miszcz błyskawicznie i w bezruchu splunął w jego kierunku i zielona plwocina z głośnym "plask"; pozbawiła młodzieńca przytomności. Padł przy tym równiutko, z łapkami wzdłuż tułowia leżącymi.
[link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]
Napisano Ponad rok temu
bązowa ptasia Łódka
jak głodną toń jeziora
swiadomość miszcza marszczy
8)
Ł (tez miszcz- hi kup) :roll:
Bosze ale pikne HajQ !
Taki mnie nastrój naszedł, że zacytuję coś z
może z nieco innej poetyki, ale fajne:
"Boże nie mnij mnie lub może mnij mnie mniej" ....
(Lech Janerka)
Napisano Ponad rok temu
Prawdziwy miszcz jest ponadto rozpoznawalny w dotyku. Z wierzchu jest twardy i włochaty, jak niedojrzałe kiwi. To jest taka dziwnostka, że tym się różni kiwi od miszcza. Że dojrzałe kiwi jest włochate i miętkie a miszcz nawet jak dojrzały to twardy jest i włochaty.
Są podobno miszczowie nie włochaci, ale to czyste dywagacje bo nikt ich nie widział – jak niewłochatych kiwi.
Niektórzy mówią nawet, że nazwać niewłochatego miszczem to jak wziąć kartofla za kiwi.
sa oczywiście proste metody poznania miszcza…
W tłumie rzuca się żartobliwe - „ej miszczu” i sprawdza kto się odwróci.
Nie zawsze się to jednak sprawdza. Problem w tym, że nie każden co myśli, że jest miszczem jest miszczem.
do tego służą póżniejsze weryfikacje. Otóż kamieniem rozmiarów znacznych celujesz po kolei potem w tych co się odwrócili. Ci co potem nie krwawią mogą być miszczem. Jeśli w czasie rzucania kamieniem w ewentualnego miszcza stracisz przytomność – istnieje duża szansa ,że właśnie na miszcza trafiłeś. Zaleca się wtedy natychmiastowe odzyskanie przytomności – bo miszcz ma zwyczaj znikac w mrocznej oddali natychmiast. Tak już mają i już.
Są miszcze różne, duże i małe, miszcze grube i chude, blade i sine, szczerbate i zezowate. Są miszcze eleganckie i jak łajzy chodzące. Sa miszcze w rzucie oszczepem i miszcze ślusarskie. Nic ich właściwie nie łączy poza może zapachem i tym ,ze w dotyku są włochate i twarde wszystkie.
Miszcz jak cos powie to już powie. Miszcz jak na ciebie spojrzy to normalnie łydki drżą a uszy siem bordowe robią. Miszcz ma spojrzenie jak kontroler urzędu skarbowego, albo sąsiadka co cie nakryła na sikaniu na kladce. Władzę ma nad toba straszną i bezlitosną.
niektóre mówią, że całe nam życie przychodzi na szukaniu miszcza – po latach zauważasz ż enie było sensu – bo małego miszcza każdy z nas w sobie ma – ale się trzeba nasukać strasznie coby go znaleźć.
Marian zamilkł i spojrzał na uczniów. Żaden nie sprawiał wrażenia, co by go rozumiał. Miszcz jęknął przeciągle i zapłakał. Zrobił to nie ostrzegając nikogo i zaskoczeni szlochem miszcza uczniowie zsinieli i osunęli się na ziemię.
Napisano Ponad rok temu
Napisano Ponad rok temu
Pan jest takim miszczem??Ja słyszałęm ze prawdziwy mistrz potrafi łokciem chleb pokroić, i głową bigos mieszać Ino na dzikiej świni do ślubu jechać.
To ostatnie to raczej na pewno nie ... Widziałem na własne oczy - Pmasz do ślubu jechał zwykłym ślubnym autem . Co do reszty - nie wypowiadam się
Napisano Ponad rok temu
Wacław z Dominikiem ostrożnie podeszli do furtki. Do jej drewnianych desek przybita była dość siermiężnie czerwona tabliczka z napisem „Sołtys”. Weszli na podwórko. Nie było tu żadnego inwentarza i nie przywitał ich skowyt psa. Cisza. Z boku gierkowskiego kwadracika wilii na podwórzu leżała kupa kostki brukowej. Nie wiedząc czemu – obaj kuzyni w tym samym czasie na nią spojrzeli.
Podeszli do drzwi wilii. Budynek był zaniedbany, zabudowa zapuszczona.
Wiedzieli, że tak będzie – bo sołtys podobno niedawno pochował żonę, dzieci z domu wyszły a sam wódkę pije codziennie.
Mieli się zjawić i powiedzieć, że przysłał ich Marian. Tylko tyle. Obaj uznali ,że wtedy Sołtys ze strachem, potulnie pójdzie za nimi do Miszcza.
Dominik pchnął uchylone drzwi i wszedł do środka. Wacław już miał ruszyć za nim, kiedy Dominik wypadł z domu trzymając się za głowę. Wacław powiódł wzrokiem za spadającym ze schodów kuzynem a potem powrotem w stroną ciemnej sieni wewnątrz. Z wewnątrz w tym samym czasie wyleciało coś trafiając go w czoło. Spadł w śnieg i błoto.
zerwali się na nogi nie wiedząc czy uciekać do furtki czy wbiec jeszcze raz do środka. Dominik właściwie już się odwrócił , ale zrobiło mu się głupio i spojrzał na kuzyna.
w tym czasie w środku zaszeleściło i w drzwiach pokazał się Sołtys.
Oczy miał zapuchnięte, włos brudny i sterczący. Biała siatkowa koszulka i brązowe majtki. Miał brzuch duży a nogi krzywe.
przetarł zarośniętą tępe i krzywiąc się spojrzał na kuzynów.
- Czego?
dopiero teraz Wacław zobaczył, że tamten w rękach ma kilka ziemniaków. Zdziwiony rozejrzał się wokół i zobaczył na ziemi jeszcze jednego kartofla. Wyglądało na to, ze obaj oberwali ziemniakami.
zauważył to też Dominik i jak na rozkaz przestał się bać. Wyprostował się i ruszył w stronę Sołtysa odważnie.
- Przysłał nas tuuu… - zaczął, ale nie skończył bo stojący na schodach grubas błyskawicznie cisnął w niego jednym z ziemniaków. Trafił go na wykroku i Dominik stracił równowagę i padł drugi raz w błoto.
- O, żesz ty.. – warknął i poderwał się na kolano, ale drugi ziemniak trafił go w czoło i powalił kolejny raz.
Wacław patrzył i nie ruszał się w ogóle. Sołtys miał jeszcze jednego kartofla…
gruby spojrzał na niego a Wacław z głupim uśmiechem wzruszył tylko ramionami.
- O - powiedział zachrypniętym głosem Sołtys – ten jest tycio mądrzejszy. Wy od Miszcza?
I nie czekając odpowiedzi wszedł do ciemnego wnętrza domu.
- No to chodźcie.
Siadł przy stole i zaczął przeglądać na pozór opróżnione butelki po piwie. Na pozór bo po 5 minutach z resztek uzbierało się pół szklanki, którą wychylił z nabożeństwem.
Zamknął oczy i dopiero po chwili spojrzał na kuzynów.
- To was mam uczyć?- wyglądacie na straszne sieroty.
- No nie - zaprzeczył Dominik- Miszcz nas po was chyba przysłał.
- Cicho bądź – wy jesteście te dwa z miasta? Od turnieju na wiosnę?
- No tak – niepewnie potwierdzili.
- no to będziecie się ode mnie uczyć rzucać.
- Rzucać? Czym?
- Czym popadnie synku, czym popadnie – zaśmiał się Sołtys drapiąc się po włochatej klacie – jestem Leon , dla was pan Leon.
- Rzucać? – mruczał do siebie Wacław
- To ma sen…. – rzucił Dominik masując obolałą skroń.
Z rzucaniem to jest tak. Jak trafisz to zabijesz, jak nie trafisz to zabiją ciebie. Tak jest, że jak z jednym sierpem, albo nożem idziesz i jak rzucisz to już bronić się nie ma czym.
Próbował co prawda jeden z mistrzów za Józka sierp na postronku rzucać, ale nic z tego nie wyszło.
Zresztą z tego wszystkiego rzucanie sierpem jest najtrudniejsze.
Rzuca się, żeby ogłuszyć albo ciąć. Na odlew, przez ogłuszanie jest łatwiejsze. Nie martwisz się czy się oręż wbije czy nie. Byle trafić. Byle mocno. Z cięciem albo wbijaniem jest trudno, lat trzeba i cierpliwości. I broń trza znać.
Bo prawda taka z rzucaniem. Każdy sierp, każde widły inne i jak umiesz cisnąć jednym, to cudzym nie wyjdzie.
Tylko najlepsi broń w rękach ważąc pierwszego rzutu nie spsują.
Bronią o ostrzu mocnym i wyraźnym, jak nóż , tasak, albo siekiera rzucanie prostsze. Trzeba tylko ćwiczyć i rotacji się nauczyć. Jak długość skrócić, wydłużyć, jak obrotem nadrobić. Jak trzymać, ciężar wyczuć.
Z siekierą uczyli zawsze, że pierwsza rzecz silno cisnąć, bo nawet jak nie wbijesz to obuchem zabić idzie. Z nożem inaczej, celność się liczy i siła, bo wielu co w deskę wbić umieli, zwykłego kożucha na baranie przebić nie potrafili.
Widłami się rzuca jak włócznią. Trochę się trzeba wprawić, bo zęby cięższe niż ostrze włóczni i widłami bardziej i szybciej obraca.
Kosa… z kosa na sztorc tak było, że niektórzy nią rzucali, ale łatwe to nie było. Zwykła kosa, co ma ostrze blaszane to broń delikatna jest. Wbić trudno a zgiąć łatwo.
To jednak broń ponad 2 metrowa i nim szarża kosynierów na regularne wojsko się rzuciła co niektórzy na płasko z całej siły kosą w tłum wroga rzucali.
Niektórych cięła, niektórych raniła albo ogłuszyła. Dość , że się w taką wyrwę wbić dało.
Najtrudniejszy w rzucaniu sierp jest – bo i on nie do tego zrobiony. Obraca się łatwo i szybko a szansa, żeby trafić i wbić jest mała. Niektórzy uczyli wbijania na 1, 2 obroty. Ruch nadgarstka obrót trochę zwolnić może ,ale sierp to nie nóż i nim rzucać to loteria jest. Jeszcze jedno ważne – sierp obracając się w rzucie zakręca trochę. Jak bumerang.
Niczego jednak z tych rzeczy żaden kuzyn nie wiedział i długo miało zająć nim się mieli dowiedzieć.
Zaczęło się od porannego rzucania. Poza zwykłym ćwiczeniem w młynie 2 godziny dziennie służyli Leonowi w domu.
W pierwszy dzień zaprowadził ich na podwórze przed kupę kostki brukowej. To granitowe kamienie 6 na 8. Były tam też i większe, które z trudem mieściły się w dłoniach.
Kupa leżała przy ścianie obory, naprzeciw w odległości 20 metrów stał stary chlewik. Na jego murze wapnem namalowana była postać człowieka. Tylko zarys głowy tułowia i kończyn.
Z drugiej strony, tam gdzie teraz leżały kostki, częściowo przez nie zasłonięta na murze namazana było postać klęczącego człowieka.
Każdego dnia musieli przez pierwszą godzinę, na zmianę lewą i prawą ręka rzucać w ten cel, aż kupę kostki przerzucą na drugą stronę.
Dopiero potem Leon wychodził z domu i dawał im w blaszanym wiadrze noże, toporki, śrubokręty i tasaki. Wszystko to było pogięte, pordzewiałe i stare. Wiadro było dziurawe.
Przez pierwszych kilka dni niczego ich nie uczył. Musieli tym żelastwem bez przerwy rzucać w stare drzwi stodoły.
Zrazu cała ta robota bez sensu im się wydawała i czasem gadać zaczynali albo przystawali na chwilę. Wtedy jednak drzwi albo okno w domu się otwierały i we wrota stodoły wbijało się coś. Za każdym razem co innego. To mógł być nóż, przecinak, wiertło albo szprycha od roweru.
Młodzi nie mieli siły, łapy odpadały od rzucania kostką.
Wbijanie noży wydawało się bez sensu, bo nie mając techniki zdani byli jedynie na szczęście. Dodatkowo często kaleczyli się pordzewiałymi ostrzami, a Wacław raz dostał w nogę pilnikiem, który odbił się od ściany.
W tym samym czasie byli szkoleni w młynie i przez księdza.
Dzień im schodził każdy na ciężkiej pracy i powoli ciało zaczynało się do tego przyzwyczajać.
Zdziwiło ich to, że przyzwyczaili się do wszechobecnego brudu, który sklejał ich ciała i łachy na plecach.
Smrodu już nie czuli.
Leona poznawali powoli. Nauczeni doświadczeniem nie ufali mu w ogóle. A trudne to było bo mimo tej pijackiej aparycji sprawiał pocieszne wrażenie i wydawał się bezbronny.
Zawsze po szkoleniu zabierał ich do domu. Siedzieli przy stole i pili herbatę. Leon puszczał ich do kuchni i przygotowywali jemu i sobie śniadanie. Walczący zazwyczaj z głodem w młynie tutaj robili grubaśne kanapki ze wszystkim co znaleźli w jego zapuszczonym domu.
Jak zmusić obcego człowieka, żeby ci przygotował śniadanie? Wystarczy go zagłodzić i pozwolić mu zjeść ze sobą.
Stół był długi, politurą kryty czarną. Stał na środku pokoju. Wszystko wokół pokrywał kurz wdowca. Widać było po tym mieszkaniu, że żyła tu kiedyś kobieta, ale głównie widać było, ze żyje tu teraz pijący mężczyzna.
Leon pił – choć od czasu, kiedy pojawili się kuzyni zmiarkował trochę i z czasem z wódy przeszedł na piwo, które sączył cały czas, ale pijany mocno nie był.
Między nim a młodymi nie nawiązywało się nic poza pełnym dystansu nie ufaniem sobie.
Może poza śniadaniami, kiedy z tych dwóch uchodziło nieco powietrze bo zdawali sobie sprawę, że kanapką w nich rzucając nie zrobi im takiej krzywdy.
Rozmów jednak żadnych nie było. Tylko jedzenie w ciszy.
Napisano Ponad rok temu
Napisano Ponad rok temu
Napisano Ponad rok temu
Od jakiegos czasu staram sie Miszcza poskładac i zapakować - jakos coby sie to nie rozpuściło z czasu mijaniem.
I tak powstał Tomik papierowy:
Miszcz Marian Tom I
Miszcz Durny
Proste ilustracje uczyniła Vivi, korekty literówek i nie tylko dokonała Athropina.
Obejmuje zbiorek opowiastek powstałych głównie tutaj od 2002/2003.
Nie czułem prawa do tego, żeby uzywac textów pisanych przez innych, wiec zbiorek to marianki mojej produkcji:
Spis MARIANEK:
Marian - początek .. 5
Miszcz i czasoprzestrzeń .. 6
Marian i tramwaj .. 8
Przeczucia Miszcza .. 10
Miszcz walczy z cieniem .. 12
Marian chodzi po śnieg .. 14
Miszcz zabija czas .. 15
Miszcz pozbawia przytomności .. 16
Miszcz versus Mroczny Bogumił .. 18
Medytacyje .. 21
Miszcz na polowaniu .. 22
Miszcz boi się siebie .. 23
Dni Miszcz .. 25
Miszcz patrzy w głąb siebie .. 28
Miszcza boli muskuł .. 29
Oświecenie Mariana .. 30
Miszcz skuteczny .. 32
Miszcz i dzisiejsza młodzież .. 34
Miszcz i Pieśń o Biedronce .. 36
Miszcz obala rząd .. 37
Okrzyk Mariana .. 38
Marianowe szkolenie .. 41
Miszcz i Mała Świnia .. 51
Samodoskonalenie .. 52
Miszcz i Partyzantka .. 53
Miszcz i Słoik .. 54
Miszcz i Łabędź Haiku .. 55
Miszcz wije gniazdo .. 56
Miszcz i Bezruch .. 57
Myśli Miszcza .. 58
Jak się domyślacie to nie droga do bogatstwa , i tomik powstał w celu rozdawniczym
Osoby zainteresowane prosze o priva z adresem - koszt to koszt przesyłki + domowego druku (Łabędziu jeden - stracilem twój adres - i wstydziłem sie poprosić jeszcze raz ).
ps. Prace nad Sarapatami trwaja siermiężnie - doszedłem do połowy i juz jest 100 ston...
Napisano Ponad rok temu
Tego dnia kolano dokuczało Miszczowi szczególnie. Na dzień dobry zaczęło zginać się nie tak jak trzeba. Miszcz zignorował to i spojrzał na nie wyrozumiale. Kolano nie zrozumiało i złośliwie zazgrzytało.
- Ja ci nie dokuczam – czemu ty dokuczasz mi? – zapytał Marian głęboko.
Widocznie za głęboko bo kolano nie usłyszało i zazgrzytało dokuczliwie.
Nie od dziś Miszcz wiedział, że jego lewe kolano ma wredny charakter. Prawe było wzorowe. Czasem zgrzytało i chrypło – ale dyskretnie i zawsze grzecznie. Lewe było wredne i złośliwe. Potrafiło zaciąć się w najmniej stosownym momencie a czasem Miszcz mógłby przysiąc - złośliwie zgrzytało do niego brzydkimi wyrazami.
Miszcz wiedział dobrze, że kolana ma się tylko dwa i cza się do nich przyzwyczaić. Czasem jednak myślał ze to kolanu mu z nim nie dobrze i może chciałoby mieć innego Mariana. Kto wie.
Na domiar złego kolano zaczęło przekabacać resztę części Miszcza. Co i raz podburzona nerka albo śledziona przestawały robić , to tam one robią i buńczucznie gapiły się na Miszcza ode środka.
- Co to to nie – powiedział Miszcz.
Ostatecznie człowiek może żyć bez nerki, czy innego polipa. Ale czy taka nerka może żyć bez człowieka? Marian wiedział o tym dobrze – przecież od lat mówiono mu, że jest bez serca i sumienia. Za dobrze nie wiedział nawet gdzie to całe sumienie powinno się mieścić – najpewniej koło zbuntowanej śledziony albo w okolicach jelita….
Nieważne zresztą – Miszcz nie miał ani sumienia ani serca i jakoś bez nich żył.
Pokrzepiony ta myślą Miszcz spojrzał na lewe kolano i wprawnym ruchem wyrwał je sobie wraz z piszczelem.
Następnie z łatwością powstrzymując nieznaczny atak lekkiego bólu położył wyrwany narząd na pustaku znajdującym się naprzeciw. Brocząc krwią nieznacznie i rytmicznie Miszcz siadł patrząc cierpliwie na kolano.
Nie trwało to długo a kolano wydało się bardziej ciche i nie takie buńczuczne. Urwane kawałki wiązadeł wisiały żałośnie a rzepka świeciła na słońcu zawstydzona.
Miszcz uznał ze nauczył już kolano pokory. Zrozumiało, że nie potrafi żyć bez niego i poznało swoje miejsce. Opłukał je we wiadrze i wcisnął powrotem na miejsce solidnie związując drutem. Całość owinął reklamówka i odszedł zadowolony.
Napisano Ponad rok temu
W końcu nieznacznie zaciskając żółtawe wzorowo siekacze wszył sobie Marian wieprzowe fragmenty w łokiec dratwą wyrwaną z wokra po ziemniakach.
Wierzch nieznacznie i uroczo krwawiącej rany pokrył skóra wiewiórki, która jak miszcz przewidział wzorowo zbiła sie ze strachu pazurami w ranę i tkwiła w bezruchu przez najbliższych kilka tygodni.
Pomógł był w tym najpewniej dość intensywny zapach spod miszczowskiej pachy wprowadzający gryzonia w stan mieszanego z mdłościami odurzenia.
łokieć sprawował się wzorowo i nie sprawiał Marianowi jak kolano problemów i przykrości. Świńskie podzespoły zaaklimatyzowały sie jak trzeba i jedynie w czasie mroźnych, zimowych wieczorów łokieć czasami smutno pochrząkiwał.
Miszcz wtedy swą pastewną mdłonia czule go gładził i głaskał po zakręconym filuternie ogonku.
Napisano Ponad rok temu
Miszcz postanowił zrobić coś głębokiego. Ostatnio wszystko wydawało mu się płytkie i powierzchowne. Bez głębi i ukrytego znaczenia. Postanowił do niego dotrzeć za wszelka cenę. Byle w złotówkach – pomyślał….
Zaczął od krótkiego rowu. Wykopał go szybko nie zważając na lekko oporująca warstwę grubego asfaltu i zamieszanie jakie wywołał niszcząc fragment budowanej 23 lata autostrady.
Odszedł niepewny wyniku swojej pracy kilka kroków do tyłu:
- Zbyt płytkie i powierzchowne – mruknął jak zwykle skromnie niezadowolony z własnych wysiłków.
Postanowił zrobić z rowu dołek.
Po jakimś czasie z dołka studnie.
Wciąż wynik wydawał mu się zbyt płytki i banalny. Koło południa Miszcz dotarł do jądra ziemi. Było tu gorąco i śmierdziało ceratą.
- Głęboko śmierdzi bardziej – pomyślał Marian i zadumał się. Lawa kipiała mu już do połowy łydek, ale kalosze z GS-u trzymały wzorowo. Miszcz się zmęczył. Splunął pod nogi i wygrzebał się z dołka. Cały wieczór zajęło mu zasypywanie dziury.
Przez cały ten czas jak mantrę powtarzał sobi w kółko:
”Głęboko śmierdzi bardziej”
Warto było.
Napisano Ponad rok temu
Szedł przy tym przez zatłoczony supermarket od niechcenia kopiąc przed sobą pięciolitrowa puszkę z korniszonami z Krakusa.
Wten i nagle w alejce z nabiałem z nienacka rzuciła sie na niego 80-letnia Aldona P. cierpiąca na solidne bóle podagrowe. Własciwie to odwróciła sie w jego strone powoli ze śmietana kremowa w dłoni. Marian żył na tym łez padole juz swoich kilka lat i nie zamierzał igorować ewentualnego ataku.
Nie takie historyczne postacie świetlana swoją kariere kończyły zaskoczone we kiblu albo i w Zusie. Majac to na mysli miszcz zdecydowanie pacnął emerytke z bańki i poprawił ciosem w potylice chwyconą naprętce maślanką truskawkową.
Miszcz nie duma nad przeszłością, nie marzy o jutrze ino trzyma sie chwili obecnej jak premier władzy- dlatego ruszył dalej w detergenty zostawiając za swoimi plecami oszołomioną produktami polskiego nabiału Aldonę.
Są różne formy reakcji, tajming miszcz dzieli przeróżnie. Przykłądowoż człowiek nieroztropny może być w wieku lat 50 zatłuczony przez 100 kilowego dresiarza po wyroku łomem letko poderdzewianym.
Człowiek nieco bardziej w sztukach obyty nie da się zajść opryszkowi i nim ten z woza przyciemnionego wysiądzie albo ucieknie albo dziada zastrzeli.
Są też miszczowie - ludzie z dystansem i spokojem widzący i co było i co jest i czego lepiej żeby nie było. Taki miszcz zjawi się w odpowiednim tajmingu - jeszcze nim dresiarz pomyśli coby łom do góry podnieść i mu pocięgnie łomem pierwszy.
Można też dla niepoznaki 20 lat wcześniej zaczaić się pod przedszkolem i dresiarzowi jeszcze w wieku lat powiedzmu 8 dupsko skopać.
Ale to tylko jak sie ma nieco czasu.
Napisano Ponad rok temu
Marian stał przed chata wpatrzony w łagodny kształt unoszącego się w niebo dymu z pobliskiego komina pobliskiej ciepłowni. Czuł spokój i harmonie ze wszystkim co go otaczało nie przejmując się w ogóle skutkami ubocznymi produkcji dymu, dziura ozonową, nadprodukcją opału i choroba alkoholową majstra palacza, Alfreda D.
Rozejrzał się wokół aż chrupło mu w szyi. Chrupło tak mocno, że wyraźnie spadło pogłowie owcy śruborogiej.
Miszcz rzucał wzrokiem wokół a wokół słabo to znosiło. Pod wpływem wzroku miszcza butelki po piwie pękały a pogniecione gazety żółkły i robiły się niemiłe w dotyku.
Marian jednakowoż czuł wyraźnie harmonię z otoczeniem.
zza drzewa wyszła wiewiórka ciekawie mu się przyglądając. Czy przyciągnął ją tu fakt, że miszcz bnył nagi czy może to, że do pleców przywiązany miał 2 skibowy pług obrotowy? Któż to wie.
miszcz spojrzał na wiewiórkę a ona zaśmiała się złośliwie.
miszcz spojrzał jeszcze raz tylko bardziej. Wiewiórka spojrzała powrotem i miała zły charakter.
marian w oka mgnieniu zerwał z pleców pług i cisnął go. Cisnął go przez jakiś czas a już wydawało się ,ze pług nic sobie z tego nie robi, kiedy naglę osłabł, lemiesze mu jakby pobladły a belka poprzeczna nieco się zgła.
- O kuźwa – pomyślała wiewiórka o złym charakterze – co zrobi mi skoro potrafi udusić pług obrotowy, trójskibowy?
Miszcz patrzył na nią zdziwiony. Mógłby przysiąc ,ze nie czuje z nia charmoniii. Że wewnątrz miszcza coś każe mu obedrzeć dziada ze skóry i poskakać radośnie po truchle.
- Tak ,poskakać, zgnieść, podeptać… - mówiło coś w nim – potem poczujemy harmonie z każdym kawałeczkiem wiewióreczki, będzie fajne milusie futerko i drobne kosteczki – w sam raz na wykałaczki albo chińską latarkę blaszanną.
- E tam pierdzielisz- powiedziała wiewiórka ludzkim głosem i znikła z rechotem za drzewem.
- Aaa – wystawiła jeszcze raz łepek – jesteś nieskuteczny i nie działasz.
…
Użytkownicy przeglądający ten temat: 0
0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych
10 następnych tematów
-
przygotowanie do egzaminów
- Ponad rok temu
-
Które kimono?
- Ponad rok temu
-
Budojo z cd
- Ponad rok temu
-
SKLEPIK Z JAPOŃSKIMI GADŻETAMI
- Ponad rok temu
-
do wrocławskich aikidoków
- Ponad rok temu
-
Podejście do treningu.
- Ponad rok temu
-
Oboz zimowy...
- Ponad rok temu
-
kobiety w Aikido
- Ponad rok temu
-
szczepanisko - stare psisko ;>
- Ponad rok temu
-
optymalna ilosc zajec
- Ponad rok temu