Skoro tak to opowiem o swoich pierwszych walkach.Ten topic jest co chwile odgrzewany....i bardzo dobrze
Pomijając wszelkie solówki które stoczyłem za małolata to przydarzyły mi się 4 sytuacje w których musiałem walczyć. Pierwsze 3 poważniejsze już za czasów 1 klasy gimnazjum, a ostatnia 2 lata temu czyli w 1 liceum.
1) Nie pamiętam już dlaczego ale swojego czasu pokłuciłem się z gościem, który jest obecnie moim dobrym kumplem. Zaczęliśmy się przepychać i on wymówił mi solo. Oczywiście przyjąłem. Po lekcjach poszliśmy na polanę gdzie zwykle uczniowie siłą rozstrzygali swoje spory. Bez żadnej rozgrzewki przystąpiliśmy do walki. W pierwszych 5 minutach tłukłem gościa jak chciałem (byłem od niego nieco silniejszy), jednak w kolejnych 15 tak dostałem że miałem dość widoczne ślady na twarzy. Dlaczego nie utrzymałem przewagi? Po pierwsze brakowało mi w owych czasach kondycji i (co najważniejsze) nie trenowałem żadnego SW. To była moja jedyna poważna porażka, ale i tak nikt już o niej nie wspomina - teraz spokojnie wygrałbym z gościem w ciągu pierwszej minuty.
2) Mieliśmy wf łączony klasami. Pewnego dnia ogromna część chłopaków nie miała stroju. Dobrzyński (wuefista) zamknął niećwiczących w szatni. Tam chłopakom zaczęło się nudzić i poczęli wyzywać co niektórych mniejszych od siebie. Banderowski (jeden z wyzywających) strasznie uwziął się na mnie. Gdy coś mu odpysknąłem spytał "co powiedziałeś sku******?" a ja na to "gówno!" rzucił się na mnie i zaczęła sie szarpanina. W pewnym momencie zupełnie odruchowo zajebałem mu takiego sierpa że chłopak padł na ziemię i podniósł się lekko zamroczony dopiero po 10 sekundach. Później zrobiło mu się takie limo, że chyba po dziś dzień nie widziałem większego. Wszyscy osłupieli. Za 5 minut zadzwonił dzwonek i Dobrzyński otworzył szatnię. Nie zorientował się że coś się działo. Z tego co słyszę to dobrze że wpierdoliłem temu ziomowi, bo inaczej byłby z niego straszny cwaniak. Po dziś dzień ma w sobie dużo pokory. Tę walkę stoczyłem tuż przed tym jak zacząłem trenować kyokushin.
3) Moja pierwsza walka gdy już trenowałem kyokushin. Koleś z klasy Banderowskiego postanowił pomścić kolegę i przy okazji pokazać jaki jest twardy. Chciał nakminić mnie do pożyczenia mu wszystkich gier jakie miałem w domu. Ja mu mówiłem że nie mam, a on na to: "masz przynieść bo cię zapie*****". A ja "nie". On rozwścieczony rzucił się na mnie. Najpierw zacząłem go dusić, ale zdołał sie uwolnić z mojego uścisku. Rozpoczął się fighting. Przeżyłem szok gdy zobaczyłem że po otrzymaniu kilku ciosów na maskę koleś zaczął płakać (A TAKI TWARDY BYŁ!!!). Zajebałem mu jeszcze z baśki i poszedłem sobie, a on spierdolił do pielęgniarki.
4) To była moja najefektywniejsza a zarazem ostatnia walka. Przydarzyła mi się prawie dwa lata temu gdy dopiero przymierzałem się do egzaminu na 6 kyu. Mój "kolega" Andrzej był niezwykłym pojebem i szpanerem. Postanowił sprawdzić mnie i siebie. Zaszedł mnie od tyłu i podpalił mi włosy. Wcześniej robił mi jakieś dowcipy, ale z tym przesadził. Wymówiłem mu solo tu i teraz (byliśmy w podziemiach gdzie nie było zbyt wielu świadków). Andrzej padł po 4 mocnych prostych. Później okazało się że ma rozcięte oba łuki brwiowe, złamany nos i szczękę. Zfrajerzył się do dyrektora, opowiedział całą sytuację. Ja byłem zmuszony powiedzieć swoja wersję. Obaj zostaliśmy wyjebani ze szkoły. Teraz chodzimy do V LO im Piotra Ściegiennego. Na szczęćcie nie do jednej klasy.
Ogólnie to przytrafiło mi się bardzo dużo sytuacji konfliktowych ale nie w każdej zdecydowałem się podjąć rękawice. Często ratowałem się ucieczką (najbardziej pamiętna gdy ośmiu dresów goniło mnie po KSM-ie). W noiwej szkole też miałe parę okazji do walki, ale nie wykorzystałem ich bądź wykorzystałem połowicznie (zamiast tłuc gościa poprzestałem na lekkim sterroryzowaniu go). To by było na tyle.


 Temat jest zamknięty
			
			
				
			
				
			
				
			
				
			
				
			
				
			
				
			
				
			
 FaceBook
