no ja jestem ten od capo, wiecie, ale co tam, jak sie wszyscy chwalą to wszyscy:
1) na wzgórzu w Gdyni, późna pora, powrót z treningu, 5-6 kolesi podchodzi do mnie i dwoch kumpli ze standardowym "masz 20 groszy" mówię, że nie, widać zorganizowana akcja, bo szybko nas otaczają odcinając drogę do wyjścia z tunelu, jeszcze jeden koleś stanął na czatach przy drugim wyjściu... szefo (ten z 4 bluzami na sobie) sugeruje mi, że sam sprawdzi, wystartował z rączkami do moich kieszeni, odepchnąłem, a koleś który stał za mną pchnął mnie do przodu na szefa.. w tym momencie uwiesili się na mnie wszyscy, odruchowo stanąłem szerzej i stabilniej, łokciami zasłoniłem głowę i pochyliłem się, czekając na młócki... no i tu wielki LOL bo kolesie dosłownie "próbowali" okładać mnie kolanami, po prostu leciutko przykladajac mi kolana do tulowia, wszyscy. Wyszarpnąłem się obrotem, wszyscy stoją za mną, jeden jedyny został z przodu. i tu zwrocic musze uwage, podskoczylem z takim weselniakiem, cala mase wladowalem kolesiowi na twarz, odbil sie glowa od sciany ktora za nim stala. NIGDY nie widzialem u nikogo takiego wyrazu twarzy. coś pomiedzy "co ja tu robie?" "przeciez mowili, ze nic sie nie stanie" "w gruncie rzeczy nie jestm zlym chlopakiem". Nie uwierzycie, ale spojrzenie tego kolesia do dzis wywoluje u mnie moralniaka. Koles przeprowadzil krotki dialog z grawitacją, out of order, uciekając usłyszałem tylko "OOO KUR.......A!!! ŁAPAĆ GO!", sprzedalem na brzuch martelo kolesiowi ktory stal na czatach i ruchem jednostajnie przyspieszonym ucieklem z 200-300 metrow, do domu mojego kumpla. Matkę jego wziąłem, psa, latarkę, żeby ich szukac, ale co sie okazalo, ze kumpel juz siedzial u mnie w domu i mobilizowal moja matke do szukania mnie, hehe. Ogolem wygralismy bez szkod (kumple po prostu spokojnie odeszli, gdy zauwazyli, ze uciekam, tamci sie nimi juz nie interesowali)
2) Impreza w Gdansku u Agniechy z forum

Ogladamy TV w IrishPubie, nagle jakiś podchmiel podchodzi i pyta, czy mam jakiś problem z jego kumplem, ja na to "TV oglądam, ja Cie znam wogole?". Puscil mi takiego prostego co mi po lewej stronie szczeki splynal, zero wrazenia, jego pewnie to tez zdziwilo, ze nie trafil. Powoli i ostroznie wstalem (ciasna ławka i chybotliwe kufle

), wyprostowałem się, spojrzałem na wciąż zdziwionego kolesia i takie szybkie dwa prawe proste... Za tym od razu wejscie w kolesia, za szmate chwyt, probowalem dosiadu, ale juz kolesia trzymala ochrona i mnie z tylu powstrzymywali... chcialem dalej okladac, bo w sumie luzno mnie trzymali ale sie skumalem, ze juz po pierwszych dwoch byl out of order i dyndal mi na szmacie za ktora go trzymalem... No burak ze mnie, nieprzytomnych biję... A jeszcze wchodzac do lokalu kierowniczce obiecywalem ze spokojny jestem i piwko chce wypic z okazji urodzin (nie mam 21 lat

)
A reszta... hmm.... mam opór do walki.... zawsze wychodziłem z podobnych sytuacji z dobrą gadką, zwykle jeszcze nawet podajemy sobie na zgodę rękę, że "wporzo jesteście, nie ma problemu", tyle. Raz mnie skroili z discmana (pierwszy raz ktos do mnie celowal z pistoletu, w takich sytuacjach nikt by nie sprawdzal, czy plastik, czy prawdziwy), ale po gadce discmana oddali, plytke od capo wzieli, bo sie spodobala, rozeszlismy sie, a oni... pogonili jakiegos gnojka, ktory wlasnie przez komorke rozmawial... heh...
mieszane mam uczucia po takich przezyciach, generalnie radzę kulturę, ale jak mus to mus...