Można się zdziwić z rana...
(....)
Tymczasem, uważa brytyjski uczony, uwielbienie dla sportowców przynoszących chwałę swemu krajowi, miastu czy dzielnicy świadczy o czymś przeciwnym: o głęboko zakorzenionym w ludzkiej naturze poczuciu tożsamości grupy i potrzebie ujawniania go na zewnątrz. A także, co dziś jest chyba największym grzechem przeciw poprawności politycznej, wykazywania swej wyższości nad innymi.
Tymczasem to właśnie brak naturalnej dumy z własnej tożsamości i odrębności i związane z tym poczucie niższości rodzi wzrost napięć między grupami etnicznymi. Wystarczy popatrzeć na to, co się dzieje w Wielkiej Brytanii czy Francji, krajach, gdzie "wielokulturowość" jest nie tylko lansowana przez elity polityczne i intelektualne, ale wprowadzana i chroniona środkami ustawowymi. Nie ma więc powodu twierdzić, że to nacjonalizm leży u podstaw takich zjawisk, jak burdy kibiców towarzyszące imprezom sportowym. Przeciwnie, to właśnie internacjonalizm powoduje, że sztucznie dławione naturalne emocje, jak solidarność, duma, przywiązanie do tradycji, znajdują jedyne ujście w gwałtownej lub wypaczonej formie.
Podobnie jak manifestowanie "nacjonalizmu" podczas imprez sportowych, według Rankina, jest ostatnim schronieniem patriotów, chuligaństwo i bójki między kibicami są ostatnim bastionem normalnych zdrowych mężczyzn. Nasze współczesne, znerwicowane społeczeństwo łatwo wpada z jednej skrajności w drugą. Pozytywne dążenie do zrównania w prawach kobiet i mężczyzn już od jakiegoś czasu obróciło się w feminizację społeczeństwa. Jednoznaczną gloryfikację i lansowanie jako jedynie pożądanych i pożytecznych społecznie takich wartości, jak ugodowość, łagodność, współczucie, opiekuńczość, poczucie bezpieczeństwa. A jednoczesne piętnowanie stanowczości, agresywności, poszukiwania przygód, obrony swych racji czy interesów siłą, czyli tradycyjnych atrybutów męskości.
Podobnie jak w wypadku "wielokulturowości", ideologiczna lewica, panująca niemal niepodzielnie w środowiskach opiniotwórczych (mass media, intelektualiści) od końca lat 60., jako drugi element rozbicia i zniszczenia znienawidzonego "tradycyjnego społeczeństwa" z jego podziałami narzuca model "monopłciowy". Oparty na założeniu, że podział na mężczyzn i kobiety jest ze społecznego punktu widzenia wtórny, a role społeczne obu płci wzajemnie wymienne. "Internacjonaliści" wyśmiewają przywiązanie do tradycji i symboli narodowych jako przejaw szowinizmu narodowego. "Monopłciowcy" - tradycyjny model rodziny i społeczeństwa jako przejaw męskiego szowinizmu.
Problem w tym, pisze Rankin, że w imię tej ideologicznej koncepcji "równości" tłumi się naturalne potrzeby emocjonalne i fizyczne młodych mężczyzn. A to nie może ujść bezkarnie. Podobnie jak nie można tłumić emocji związanych z poczuciem przynależności i tożsamości zbiorowej, bo i tak znajdą ujście, i to w gwałtownej formie, tak samo naturalne uczucia i popędy jednostek, do czasu tłumione, po przekroczeniu punktu krytycznego ujawniają się w formie przemocy, bójek i niszczenia.
Natury bowiem nie można bezkarnie gwałcić w imię ideologii. I chociaż ideologia uniformizmu kulturowego, etnicznego i płciowego na pozór wygląda niewinnie, gdyż w przeciwieństwie do dwóch innych wielkich utopii ideologicznych współczesności: komunizmu i faszyzmu, nie pociągnęła za sobą hekatomby, nie wolno lekceważyć jej społecznej szkodliwości. Odcinając się bowiem od dwóch naszych korzeni: różnorodności i podziału na dwie płci, gwałcimy naturę człowieka. I obojętne czy - zależnie od wyznawanych przekonań - uznamy to za występowanie przeciw zamysłowi Bożemu, czy przeciw porządkowi naturalnemu, postępujemy jak uczeń czarnoksiężnika. I jak on nie zdając sobie przy tym sprawy, jak opłakane to może przynieść następstwa.
Dyskusja o zagrożeniach związanych z inżynierią genetyczną, manipulowaniem dziedzictwem genetycznym człowieka zatacza coraz szersze kręgi. Ale manipulacje socjokulturowe są równie niebezpieczne i nieprzewidywalne w konsekwencjach. Tyle że, na szczęście, w przeciwieństwie do genetycznych odwracalne. Przynajmniej do czasu.
Dlatego, uważa brytyjski uczony, zamiast załamywać ręce nad "pseudokibicami" demolującymi stadiony i sobie wzajemnie szczęki, powinniśmy dostrzec w tym rozpaczliwe wezwanie do przywrócenia społeczeństwa odzwierciedlającego naszą prawdziwą naturę i umożliwiającego dojście jej do głosu w naturalnej formie. A nie wypaczonej, bo tylko taka pozostaje dziś tym, którzy nie godzą się z przekształcaniem żywych ludzi w ideologicznie poprawne manekiny, nawet jeśli ich bunt jest żywiołowy i nieuświadomiony. Ale to właśnie pośrednio dowodzi, że jest on zgodny z ludzka naturą
.
Świetnie może jeszcze zieloni bedą bronic kiboli przed policją tłumacząc ich zachowanie jako naturalny tłumiony popęd, przecież nie można ich za to karać, winne jest społeczeństwo...