Ilu z was zawodowo, amatorsko, dyletancko lub jakkolwiek inaczej zajmuje się jakimś rodzajem sztuki?
Właściwie nigdy nie myślałem o sztukach walki tak jak o malarstwie, muzyce itp. Miałem trochę bezpośredniego kontaktu z twórczością artystyczną z racji moich studiów, na których oprócz obliczania ugięć belek i projektowania ustępów, parałem się rzeźbą, rysunkiem i malarstwem. Nie wybiłem się ponad skromnie pojmowaną przeciętność, ale teraz najbardziej cenię sobię kontakt z niektórymi nauczycielami, który nie tylko uczyli "jak rysować baranka", ale prezentowali pewną życiową postawę, sposób patrzenia na świat i na życie.
Natomiast "sztuki walki" to wytwór cywilizacji wschodu. Jest obcy kulturze europejskiej, choć nie obca jest jej sama walka (pankration, zapasy, boks ).
Gdzieś czytałem, że kultura dalekowschodnia jest bardziej "rozmyta" w stosunku do naszej - podziały rysują się nieostro - parząc herbatę, układając kwiaty, trenując karate robisz właściwie to samo - to wszystko jest na pograniczu zaspokajania doraźnej potrzeby, uprawiania sztuki a nawet religii. Takie wszystko i nic.
Wydaje mi się, że raczej motywacja religijna była bardzo silna u wielu twórców sztuk walki. Intensywny trening jest dla buddystów kolejną ascetyczną techniką, podobnie jak medytacja, ćwiczenia oddechowe, mantrowanie, itd. Nawet, jeżeli jest to sztuka, to o zdecydowanie głębszym, bardziej utylitarnym powiedziałbym wydźwięku.
Chodzi o dojście o celu. Jakiego ? Oświecenie. Satori. Nirvana. Granica prawdy.
Zwał jak zwał.
Nie zamierzam nikogo tutaj do karate, aikido itd zniechęcać, warto by było jednak, żeby każdy mniej więcej wiedział "w którym kościele dzwonią". U mnie to jest tak: Sztuka - ok
![:)](http://forum-kulturystyka.pl/public/style_emoticons/default/smile.png)
, walka - oczywiście
![:)](http://forum-kulturystyka.pl/public/style_emoticons/default/smile.png)
, ale razem to nie za bardzo. :twisted: