jersey
przecież odejście z Fudokanu to dość świeża sparawa, poza tym ludzie przywiązują sie do swoich pasów...
Ja tam "przywiązuję" pas do siebie
Ale tak nawiasem mówiąc... Znów pieprzycie farmazony - i Ci za, i Ci przeciw - kolejne, z dupy dywagacje.
Zachowujecie się jak typowe "polaczki" - z góry przepraszam za określenie. Każdy z Nas, ma swój sposób na życie, który wydaje mu się jedynie słuszny. Każdy przejaw inicjatywy (czyjejś) jest z założenia piętnowany. Osobiście, w nosie głęboko mam, czy to aktor, czy aktorzyna, nie znam jego umiejętności, tak jak i pobudek, którymi się kierował biorąc udział - prowadząc takie "seminarium", choć pewnie chodziło o to, o co zwykle chodzi... Rozumiem że jesteśmy inni? Nie jesteśmy! I mistrzowie z Okinawy, czy Japonii też nie byli
Znów zaczyna się dyskusja, o wyższości świąt bożego narodzenia, nad wielkiej nocy - nie macie już przypadkiem dość? Wszyscy doskonale wiemy, że nikt niczego nie nauczy się w jeden dzień, ale wiemy też - wielu z Nas zna to z autopsji - że taki jeden dzień, potrafi zmienić całe życie - potrafi zaszczepić pasję - to już się nie liczy? Wydawało mi się, że My, ludzie Sztuk Walki, potrafimy patrzeć nieco szerzej i z większym zrozumieniem... Mylę się? A prawda jest taka, że pieprzymy głupoty tylko i wyłącznie z zawiści - że to nie My, tylko ktoś - nie oszukujmy się...
Prawda jest też taka: karate - "karatem", a siekiera - siekierą! Łokcia nie poliżesz, buta nie zjesz - bo i z Herkulesa dupa, kiedy wokół, wrogów kupa, czego wczoraj sam doświadczyłem
I wiecie co? Osobiście nie mam bólu, że kogoś nie stłukłem - natomiast wyszedłem bez większego szwanku - czy dla mnie i mojej Rodziny nie to właśnie powinno być najważniejsze? Nie zapomnieliśmy po drodze o czymś, Drodzy Karate Mistrze?
Pozdrawiam.