5-6 lat to naprawde sporo jesli si esolidnie cwiczy zeby opanowac ruchy, potem moza je udoskonalac, doprowadzac do niebywalego poziomu wyrafinowania, jednak to nadal nic nie daje wiecej ponad to co bylo po 5 latach...
O matko jak miło, ktoś mnie rozumie
Problem polega na tym, ze po około 5-6 latach następuje zasadnicze spowolnienie w rozwoju ćwiczącego. To jest taki czas, ze na stażu nie rozpoznajesz, czy osoba z którą ćwiczysz robi to 5, 10 czy 15 lat. Następuję okres poszukiwań, lepsza tegatana, czy meguri, noga tak, czy tak itd, ale w dalszym ciągu i tak nie wiele to daje...
Ostatni rok, to dla mnie to okres ogromnych zmian w sposobie ćwiczenia i postrzegania całego aikido, właściwie każdy trening to nowe odkrycia i opadające zasłony, lata całe nie miałem tak ogromnej radości z ćwiczenia i nie dokonywałem tak wielkiej ilości aikidockich odkryć 8)
To co czuję w tej chwili, to żal, że nie wpadłem na to, aby ćwiczyć w ten sposób dużo wcześniej. W ten sposób, to znaczy z pełną świadomością ciała, z obserwowaniem napięć, reakcji, środka ciężkości, ciężaru, oddechu itd
Brzmi to dosyć skomplikowanie, ale wydaje mi się, że nie jest bardzo trudne... Jedyna trudność polega na tym, żeby zrezygnować z obrazka na rzecz odczucia. Obraz techniki jest jedną z największych przeszkód w jej wykonaniu, przez to nie reagujemy na to co robi nasz partner, tylko odtwarzamy jakąś utrwaloną sekwencję. To tak jakbyśmy chcieli wskoczyć do pociągu jadącego 20km/h z drugiego pociągu jadącego 120km/h. Nic wiec dziwnego, że w sztuce walki, która ma wykorzystywać perfekcyjnie siłę "przeciwnika" właściwie tego nie widać. Nie chodzi również o możliwość przechodzenia jednej techniki w drugą, to jest bardzo złudne i oczywiście nie wiele daje. Chodzi o "uważność", o rezygnację z pośpiechu i obrazka, na rzecz odczucia. Znakomicie się tu sprawdzają tzw. " 4 zasady Koichi Tohei - miałem zresztą ogromną radochę z ich ponownego odkrycia, bo rzeczywiście wystarczy złapać jedną, aby ujawniły sie wszystkie pozostałe
Pomyślałem więc sobie Tohei miał rację, te rzeczy zaczynają działać tylko wtedy kiedy pracujemy z "zjednoczonym" ciałem i umysłem inaczej nic z tego nie wychodzi, wymuszamy rzuty lub dźwignie i tyle... no i tu właśnie pojawiły się moje wątpliwość, skoro tak jest to dlaczego jego metoda dydaktyczna absolutnie spaliła na panewce... tego właśnie niestety nie rozumiem, bo wiem i czuje sam na sobie, że on ma rację...
Może więc sztuka polega na tym, że musimy zmarnować te 10, 15 lat aby zrezygnować z tego do czego jesteśmy przyzwyczajeni, aby najzwyczajniej w świecie pozbyć się naszej zwierzęcej natury i zobaczyć to co naprawdę jest przed naszymi oczami...; to było by nawet poniekąd logiczne, gdyby nie męczące mnie cały czas przekonanie, że tak nie jest, że ludzie mogliby robić dużo większe postępy w tej "zajefajnej" sztuce gdyby tylko zmienić w sposobie ćwiczenia parę rzeczy. To są właśnie moje dylematy
A i jeszcze tak drogi Szczepanku, a propos ćwiczenia "luziku" i spalania kalorii to ja zrzuciłem 20kg w pół roku i to nie szarpiąc z całej siły oporujących partnerów, tylko obserwując jak się czuję po tym co jem