Od października mam zamiar zacząć uprawiać aikido. Nie bez znaczenia dla problemu który chcę poruszyć są powody dla których zdecydowałem się tak późno. Jako że przez lata moją drogą, mniej lub bardziej dobrowolną, była "droga wiolonczeli" nie mogłem pozwolić sobie na żadne kontuzje stawów, ani mięśni rąk. Teraz - kiedy mam za sobą najcieższy, pierwszy rok studiów mojego "właściwego" kierunku - kompozycji, i zarazem nic prócz egzaminów z tzw. "fortepianu przymusowego, oburącz" (które są tylko dwa razy do roku i nie trzeba wiele pracy żeby zdać) nie trzyma mnie przed katowaniem się, znajduje się w okolicznościach które wreszcie pozwolą mi rozpocząć naukę.
Tu nastąpi właściwy początek topicu (przepraszam za przydługi wstęp, ale jakoś nie mogłem tego pominąć):
Naczytałem się o destruktywnym wpływie ćwiczenia aikido na stawy. Naczytałem sie na tyle dużo, że widzę siebie za lat naście (przy optymistycznym założeniu że pozostanę na drodze aiki, aż do śmierci

mi w tej chwili do głowy przychodzą dwie rzeczy, jedna oczywista, jedna nieoczywista, ale niezweryfikowana:
-ćwiczenia rozciągające/poszerzające zakres ruchu/elastyczność stawów
-uzupełnianie żelatyny (dawno temu, poradziła mi to pani od wiolonczeli na strzykające nadgarstki) - nie mam pojęcia czy to coś da.
Moje pytanie brzmi - jakie są (czy są?) metody prewencji upośledzenia stawów? Istnieje jakiś kanon? Macie własne, sprawdzone sposoby, lub choćby hipotezy?