Skocz do zawartości


Zdjęcie

Czy medytacja moze byc niebezpieczna (demony)?!


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
96 odpowiedzi w tym temacie

budo_bel
  • Użytkownik
  • Pip
  • 10 postów
  • Pomógł: 0
0
Neutralna

Napisano Ponad rok temu

Czy medytacja moze byc niebezpieczna (demony)?!
Witam
Jestem nowy na forum. Zarejestrowalem sie wlasciwie tylko dlatego gdyz mam przykre doswiadczenia zwiazane z medytacja, o ktorych nie chcial bym sie szerzej rozpisywac publicznie. Bardzo mnie ciekawi czy ktos spotkal sie z demonami podczas medytacji. Jesli mielisice podobne doswiadczenia bardzo prosze o powazna odpowiedz.

Lechu
  • 0

budo_jarozwierz
  • Użytkownik
  • PipPipPip
  • 341 postów
  • Pomógł: 0
0
Neutralna

Napisano Ponad rok temu

Re: Czy medytacja moze byc niebezpieczna (demony)?!

Witam
Jestem nowy na forum. Zarejestrowalem sie wlasciwie tylko dlatego gdyz mam przykre doswiadczenia zwiazane z medytacja, o ktorych nie chcial bym sie szerzej rozpisywac publicznie. Bardzo mnie ciekawi czy ktos spotkal sie z demonami podczas medytacji. Jesli mielisice podobne doswiadczenia bardzo prosze o powazna odpowiedz.

Lechu


Poważnie - spotykam demona co rano w lustrze, zwłaszcza w poniedziałki, albo po siarczystej sobocie, iście demoniczna fizys spoziera ku mnie szczerząc kły w przebiegłym uśmiechu.....
Daj pan pokój, ja tu o kung fu chcę czytać.......
  • 0

budo_shen
  • Użytkownik
  • PipPip
  • 74 postów
  • Pomógł: 0
0
Neutralna
  • Lokalizacja:Wrocław

Napisano Ponad rok temu

Re: Czy medytacja moze byc niebezpieczna (demony)?!
ciezko bedzie tak okresli ten problem nie znajac tematu dokladniej
jaki rodzaj medytacji
moze to tylko hiperwentylacja i przewidzenia...trans itp
  • 0

budo_unknown
  • Użytkownik
  • PipPipPip
  • 136 postów
  • Pomógł: 0
0
Neutralna

Napisano Ponad rok temu

Re: Czy medytacja moze byc niebezpieczna (demony)?!
ja raz medytujac w domu na kanapie, unioslem sie 10 cm nad ziemia, przez co zwiekszylem swoj potencjal energo-psycho-bio-technologiczny, lecz po kilku chwilach do moich mysli wkradl sie pozeracz dusz wyslany przez tytanow z 45 wymiaru szarki-tal.
uratowalem sie tylko przez to ze telepatycznie wezwalem swojego guru z mitycznych gor tybetu i on zamknal szybklo polaczenie
  • 0

budo_sir_francuz
  • Użytkownik
  • PipPipPip
  • 253 postów
  • Pomógł: 0
0
Neutralna
  • Lokalizacja:Mroczne zakątki Rio de Janeiro
  • Zainteresowania:Capoeira

Napisano Ponad rok temu

Re: Czy medytacja moze byc niebezpieczna (demony)?!
Bel ... na twoim miejscu zmieniłbym dilera. :lol:





:.....:..............:..........:.......:..............:..............:
Nie no zarcik ale nie moglem sie powstrzymac. :D
  • 0

budo_wingtsun
  • Użytkownik
  • PipPipPipPip
  • 667 postów
  • Pomógł: 0
0
Neutralna
  • Lokalizacja:Poznań

Napisano Ponad rok temu

Re: Czy medytacja moze byc niebezpieczna (demony)?!
bel - proszę napisz do mnie na email
  • 0

budo_el presidente
  • Użytkownik
  • PipPipPip
  • 102 postów
  • Pomógł: 0
0
Neutralna
  • Lokalizacja:Łódź/Brzeziny

Napisano Ponad rok temu

Re: Czy medytacja moze byc niebezpieczna (demony)?!
ryzykuje stwierdzenie, że wciągnąłeś się do jakiejs sekty, która pod pozorem medytacji i taktyk oddechowych omamiła cię. Zgłoś sie [link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]
To poważna sprawa.
  • 0

budo_khunag
  • Użytkownik
  • PipPipPipPip
  • 2091 postów
  • Pomógł: 0
0
Neutralna
  • Lokalizacja:Polska!
  • Zainteresowania:Kyokushin

Napisano Ponad rok temu

Re: Czy medytacja moze byc niebezpieczna (demony)?!
Heh, nazwa tematu jest boska - ktos potem wchodzi na to podforum i widzi takie kfiatki - opinia o nawiedzonych "kungfiarzach" gotowa...

bel: nie popieprzyly Ci sie fora? moze wpadnij na Trydium ;)

el presidente: chyba przesadzasz troche - na podstawie tego, ze ktos wierzy w istnienie demonow (cokolwiek moze ukrywac sie pod tym pojeciem w tym przypadku) od razu kojarzysz go z sektami itp. Katolicy wierza, ze kogos moze opetac szatan, ze manna z nieba leci i ze ktos moze dotykiem slepote wyleczyc (czy przywrocic z martwych) - jakos sie jednak nie nawolywuje do leczenia ich, a w porownaniu z tym jakies tam demony to male piwo :)

Pozdrawiam,
Khu
  • 0

budo_khunag
  • Użytkownik
  • PipPipPipPip
  • 2091 postów
  • Pomógł: 0
0
Neutralna
  • Lokalizacja:Polska!
  • Zainteresowania:Kyokushin

Napisano Ponad rok temu

Re: Czy medytacja moze byc niebezpieczna (demony)?!
o, pardon, nie spojrzalem na twoj podpis wczesniej, jak po wszystkich, to po wszystkich w takim razie ;)
  • 0

budo_mandala
  • Użytkownik
  • Pip
  • 41 postów
  • Pomógł: 0
0
Neutralna
  • Lokalizacja:Wrocław

Napisano Ponad rok temu

Re: Czy medytacja moze byc niebezpieczna (demony)?!
witam

jeśli ktoś ma problemy psychiczne to nie powinien medytować ...jeśli widzisz demony ...to masz problemy....idź do psychiatry ...
  • 0

budo_czarny_tygrys
  • Użytkownik
  • PipPipPipPip
  • 620 postów
  • Pomógł: 0
0
Neutralna
  • Zainteresowania:MMA

Napisano Ponad rok temu

Re: Czy medytacja moze byc niebezpieczna (demony)?!
Nie karmić trola.
  • 0

budo_sneferu
  • Użytkownik
  • PipPipPip
  • 205 postów
  • Pomógł: 0
0
Neutralna
  • Lokalizacja:Wrocław

Napisano Ponad rok temu

Re: Czy medytacja moze byc niebezpieczna (demony)?!
Nigdy nie ukazały mi się demony podczas medytacji... chyba, że chciałem im nakopać :twisted:
  • 0

budo_wingtsun
  • Użytkownik
  • PipPipPipPip
  • 667 postów
  • Pomógł: 0
0
Neutralna
  • Lokalizacja:Poznań

Napisano Ponad rok temu

Re: Czy medytacja moze byc niebezpieczna (demony)?!
mandala - nikt nie napisał że widział demona.
  • 0

budo_shen
  • Użytkownik
  • PipPip
  • 74 postów
  • Pomógł: 0
0
Neutralna
  • Lokalizacja:Wrocław

Napisano Ponad rok temu

Re: Czy medytacja moze byc niebezpieczna (demony)?!
poza tym pod pojęciem demon może się wiele kryć....
  • 0

budo_stern
  • Użytkownik
  • PipPipPipPip
  • 1194 postów
  • Pomógł: 0
0
Neutralna
  • Lokalizacja:KS DRAGON
  • Zainteresowania:Taekwondo

Napisano Ponad rok temu

Re: Czy medytacja moze byc niebezpieczna (demony)?!
Wprawdzie nie o KF, ale zdarzają się takie sygnały.

do kolegów prześmiewców - fakt, że w coś nie wierzycie nie znaczy, że to nie istnieje ;)

Zło kryło się w aikido

Dziś mam dwadzieścia osiem lat. Jedenaście lat temu, jako uczeń trzeciej klasy liceum rozpocząłem uprawianie sztuk walki. Zacząłem od karate ale moją prawdziwą fascynacją już wcześniej było aikido. Wkrótce też zacząłem je uprawiać.
Aikido okazało się miłością mojego życia. Szybko robiłem postępy. Po dwóch latach zostałem instruktorem, co się bardzo rzadko zdarza, bo to bardzo trudna dyscyplina. Wkrótce zostałem zaliczony do tzw. uchi-deshi , czyli bezpośrednich uczniów mistrza. Trenowałem przez sześć dni w tygodniu, po trzy-cztery godziny dziennie. O 5:30 pierwszy trening z mistrzem, od 18 do 20 trening z moimi uczniami i wieczorem ostatni trening dla grupy zaawansowanej w mojej sekcji. Kierunek studiów (archeologia) wybrałem taki, a nie inny, bo w informatorze studenckim był to pierwszy alfabetycznie kierunek o tak małej ilości zajęć w tygodniu. Wówczas miałem opracowany cały scenariusz życia rozpisany na kolejne lata. Za dwa-trzy lata pierwszy dan, po trzech następnych drugi, a wtedy moja pierwsza, własna szkoła aikido, za kilka lat następna. I tak dalej. Brałem udział w sesjach treningowych z mistrzami japońskimi w kilku krajach europejskich, bo oni w końcu byli dla mnie największymi autorytetami.
Pewnego dnia do mojej sekcji przyszedł list od człowieka, który w Polsce dwadzieścia lat temu zainicjował tę dyscyplinę. Zrezygnował z aikido ze względu na silny kryzys związany z niemożnością pogodzenia wiary w Jezusa z ideologią wschodnich sztuk walki. Ten list był bardzo intymnym świadectwem i wywarł na mnie silne wrażenie. Pozostało także pytanie o podstawę jego decyzji. Wydawało mi się, że jedno z drugim nie ma związku.
Moim kolegą, także instruktorem z długim stażem, był chłopak, który uczestniczył w spotkaniach modlitewnych Odnowy Charyzmatycznej. Po dłuższym czasie spotkałem go przypadkiem na ulicy i zapytałem o powód jego nieobecności. Odpowiedział mi, że na treningach przed i po medytacji kłania się wizerunkowi nieżyjącego już mistrza Ueshiby, założyciela aikido. W kościele robi to samo przed tabernakulum. Ten sam czyn, ale jego podmiot jest inny. W końcu musiał zdecydować, co wybrać i wybrał Jezusa. To również zlekceważyłem, widząc w tym zbyt głęboka interpretację. Wątpliwości wynikłe z tych zdarzeń narastały we mnie, zwłaszcza, że nagle zacząłem dostrzegać różnego rodzaju patologie wynikłe z uprawiania aikido u moich uczniów-nadpobudliwość, agresję, jakąś pogardę dla innych; to wszystko u ludzi zajmujących się sztuką walki tak finezyjną i, co najważniejsze, uważaną za najbardziej defensywną i łagodną wśród wschodnich sztuk walki. Kiedyś czytałem przypadkiem Pismo Święte i natrafiłem na fragment mówiący, że nie wolno kłaniać się obcym bogom. Ten jeden wers wrył mi się w umysł jak drzazga. Byłem jednak tak zaangażowany, że nie mogłem po prostu rezygnować, zrezygnować z całego życia, które zbudowałem na aikido. Ale wątpliwości były i nie dawały mi spokoju, zwłaszcza całą 'liturgia' związana z treningiem-ukłony, medytacja, adoracja mistrzów i białej broni (trenowałem także sztukę miecza- iaido ). Pewnego dnia, zapewne nie do końca świadomie, powiedziałem Bogu, że jeśli w tym, co robię jest coś złego, to niech się o tym przekonam. Ale niech się przekonam tak do końca, żeby nigdy w życiu później nie mieć wątpliwości, czy moja decyzja rezygnacji była słuszna. W końcu miałbym zacząć życie od początku. Wkrótce imałem pożałować tej prośby.
Treningi zaczynały się i kończyły medytacją, w której chodzi o uzyskanie kontroli nad ki . Ki to bezosobowa energia Uniwersum, dająca początek i koniec wszystkim zjawiskom i istotom żywym w kosmosie. W każdej sztuce walki ćwiczenia fizyczne to tylko środek do uchwycenia kontaktu z tą mocą na etapie początkowym i poćniej manipulowania nią. W trakcie codziennych medytacji doświadczyłem po dwóch latach czegoś na kształt stanu niebytu. Przypuszczam, że gdybym to ja słuchał takiej opowieści, sam jej nie przeżywszy, to bym prawdopodobnie w nią nie uwierzył.
W przestrzeni duchowej, którą osiągałem spotkałem istoty duchowe pełne, a raczej coś, co określiłbym jako osobową obecność kogoś, nie doświadczalną inaczej niż przez duchowy kontakt transcendentalny. To zjawisko, fascynujące jak nic innego na świecie, powtarzało się za każdym razem w trakcie medytacji. Jednocześnie wraz z tą osobową obecnością we mnie, uruchomiły się moje moce paranormalne. Doświadczyłem czegoś na kształt telepatii, tzn. obudziła się we mnie ogromna wrażliwość na ludzki intencje i zamiary. Stojąc przed kimś na macie po prostu wiedziałem, co ten człowiek za chwilę zrobi. Ponadto zacząłem odczuwać kumulację i przepływ tej energii, o której wcześniej pisalem. Jednocześnie zaczęły się we mnie objawiać różne choroby o nieznanym źródle. Upływ tej energii w trakcie ćwiczeń spowodował moje całkowite wycieńczenie. W rezultacie, mając 2 m wzrostu, ważyłem po roku około 60 kg (). To niewiarygodne, ale w tym stanie dysponowałem ogromną siłą psychiczną. Ludzie bali się mnie i nikt nie mógł ze mną wytrzymać sam na sam w jednym pomieszczeniu. Czułem się bogiem, taka władza nad każdym człowiekiem! Wkrótce jednak okazało się, że to nie ja decyduję o sobie. Będąc kiedyś sam w domu, nalazłem stary różaniec i wziąłem go do ręki, bo leżał gdzieś w kącie. W tym momencie usłyszałem potok obscenicznych bluźnierstw. To, co przedtem było efektem medytacji, co uznawałem za stan przejścia w wyższy obszar duchowy, teraz uruchomiło się bez mojego wpływu. Doznałem potwornego uczucia paniki i wybiegłem z domu. Od tej pory stale towarzyszyła mi obecność kogoś złego. Zacząłem czuć potworny, irracjonalny strach. Bałem się cały czas, choć ni było wcale żadnego zdarzenia, które by mogło wywołać ten strach. Tak jakby lęk stał się częścią mojej natury czy cechą charakteru. Jednoczęsnia stale przeżywałem halucynacje duchowe. Słyszałem ciagle wulgarne bluźnierstwa, jakby wielu głosów, zwłaszcza pod adresem Matki Bożej. Stale prześladowały mnie myśli samobójcze. W moim domu było duże lustro na środku mieszkania, zacząłem nagle bez przyczyny bać się go, mając pewność, że zobaczę w nim coś potwornego.
Te doświadczenia nie zmieniły mojego życia, nie zrezygnowałem z aikido. Dalej byłem instruktorem. Po roku takiego życia, jako człowiek praktycznie nie wierzący, zacząłem pomału domyślać się, że moje cierpienia wynikają z jakichś okultystycznych praktyk, zakamuflowanych w sztukach walki i działania demonów. Następnego roku stało się tak, że przyjechał z Anglii pewien mistrz. Postanowiłem, że będę przez te kilka dni uczestniczył w treningach z nim a potem zrezygnuję. Moje zniewolenie osiągnęło bowiem etap, na którym zacząłem mieć halucynację wzrokowe. Dopiero to ostatecznie mnie złamało. Kiedy skończył się ostatni trening, wróciłem do domu i poszedłem spać ze świadomością, że to był mój ostatni trening w życiu. W nocy dostałem czegoś podobnego do ataku malarii. Poczułem tak silny ból w całym ciele, że zacząłem skamleć do Jezusa o ratunek. Ten stan wytonował się nad ranem.


  • 0

budo_stern
  • Użytkownik
  • PipPipPipPip
  • 1194 postów
  • Pomógł: 0
0
Neutralna
  • Lokalizacja:KS DRAGON
  • Zainteresowania:Taekwondo

Napisano Ponad rok temu

Re: Czy medytacja moze byc niebezpieczna (demony)?!
Wprawdzie nie o KF, ale zdarzają się takie sygnały.

do kolegów prześmiewców - fakt, że w coś nie wierzycie nie znaczy, że to nie istnieje ;)

Zło kryło się w aikido

Dziś mam dwadzieścia osiem lat. Jedenaście lat temu, jako uczeń trzeciej klasy liceum rozpocząłem uprawianie sztuk walki. Zacząłem od karate ale moją prawdziwą fascynacją już wcześniej było aikido. Wkrótce też zacząłem je uprawiać.
Aikido okazało się miłością mojego życia. Szybko robiłem postępy. Po dwóch latach zostałem instruktorem, co się bardzo rzadko zdarza, bo to bardzo trudna dyscyplina. Wkrótce zostałem zaliczony do tzw. uchi-deshi , czyli bezpośrednich uczniów mistrza. Trenowałem przez sześć dni w tygodniu, po trzy-cztery godziny dziennie. O 5:30 pierwszy trening z mistrzem, od 18 do 20 trening z moimi uczniami i wieczorem ostatni trening dla grupy zaawansowanej w mojej sekcji. Kierunek studiów (archeologia) wybrałem taki, a nie inny, bo w informatorze studenckim był to pierwszy alfabetycznie kierunek o tak małej ilości zajęć w tygodniu. Wówczas miałem opracowany cały scenariusz życia rozpisany na kolejne lata. Za dwa-trzy lata pierwszy dan, po trzech następnych drugi, a wtedy moja pierwsza, własna szkoła aikido, za kilka lat następna. I tak dalej. Brałem udział w sesjach treningowych z mistrzami japońskimi w kilku krajach europejskich, bo oni w końcu byli dla mnie największymi autorytetami.
Pewnego dnia do mojej sekcji przyszedł list od człowieka, który w Polsce dwadzieścia lat temu zainicjował tę dyscyplinę. Zrezygnował z aikido ze względu na silny kryzys związany z niemożnością pogodzenia wiary w Jezusa z ideologią wschodnich sztuk walki. Ten list był bardzo intymnym świadectwem i wywarł na mnie silne wrażenie. Pozostało także pytanie o podstawę jego decyzji. Wydawało mi się, że jedno z drugim nie ma związku.
Moim kolegą, także instruktorem z długim stażem, był chłopak, który uczestniczył w spotkaniach modlitewnych Odnowy Charyzmatycznej. Po dłuższym czasie spotkałem go przypadkiem na ulicy i zapytałem o powód jego nieobecności. Odpowiedział mi, że na treningach przed i po medytacji kłania się wizerunkowi nieżyjącego już mistrza Ueshiby, założyciela aikido. W kościele robi to samo przed tabernakulum. Ten sam czyn, ale jego podmiot jest inny. W końcu musiał zdecydować, co wybrać i wybrał Jezusa. To również zlekceważyłem, widząc w tym zbyt głęboka interpretację. Wątpliwości wynikłe z tych zdarzeń narastały we mnie, zwłaszcza, że nagle zacząłem dostrzegać różnego rodzaju patologie wynikłe z uprawiania aikido u moich uczniów-nadpobudliwość, agresję, jakąś pogardę dla innych; to wszystko u ludzi zajmujących się sztuką walki tak finezyjną i, co najważniejsze, uważaną za najbardziej defensywną i łagodną wśród wschodnich sztuk walki. Kiedyś czytałem przypadkiem Pismo Święte i natrafiłem na fragment mówiący, że nie wolno kłaniać się obcym bogom. Ten jeden wers wrył mi się w umysł jak drzazga. Byłem jednak tak zaangażowany, że nie mogłem po prostu rezygnować, zrezygnować z całego życia, które zbudowałem na aikido. Ale wątpliwości były i nie dawały mi spokoju, zwłaszcza całą 'liturgia' związana z treningiem-ukłony, medytacja, adoracja mistrzów i białej broni (trenowałem także sztukę miecza- iaido ). Pewnego dnia, zapewne nie do końca świadomie, powiedziałem Bogu, że jeśli w tym, co robię jest coś złego, to niech się o tym przekonam. Ale niech się przekonam tak do końca, żeby nigdy w życiu później nie mieć wątpliwości, czy moja decyzja rezygnacji była słuszna. W końcu miałbym zacząć życie od początku. Wkrótce imałem pożałować tej prośby.
Treningi zaczynały się i kończyły medytacją, w której chodzi o uzyskanie kontroli nad ki . Ki to bezosobowa energia Uniwersum, dająca początek i koniec wszystkim zjawiskom i istotom żywym w kosmosie. W każdej sztuce walki ćwiczenia fizyczne to tylko środek do uchwycenia kontaktu z tą mocą na etapie początkowym i poćniej manipulowania nią. W trakcie codziennych medytacji doświadczyłem po dwóch latach czegoś na kształt stanu niebytu. Przypuszczam, że gdybym to ja słuchał takiej opowieści, sam jej nie przeżywszy, to bym prawdopodobnie w nią nie uwierzył.
W przestrzeni duchowej, którą osiągałem spotkałem istoty duchowe pełne, a raczej coś, co określiłbym jako osobową obecność kogoś, nie doświadczalną inaczej niż przez duchowy kontakt transcendentalny. To zjawisko, fascynujące jak nic innego na świecie, powtarzało się za każdym razem w trakcie medytacji. Jednocześnie wraz z tą osobową obecnością we mnie, uruchomiły się moje moce paranormalne. Doświadczyłem czegoś na kształt telepatii, tzn. obudziła się we mnie ogromna wrażliwość na ludzki intencje i zamiary. Stojąc przed kimś na macie po prostu wiedziałem, co ten człowiek za chwilę zrobi. Ponadto zacząłem odczuwać kumulację i przepływ tej energii, o której wcześniej pisalem. Jednocześnie zaczęły się we mnie objawiać różne choroby o nieznanym źródle. Upływ tej energii w trakcie ćwiczeń spowodował moje całkowite wycieńczenie. W rezultacie, mając 2 m wzrostu, ważyłem po roku około 60 kg (). To niewiarygodne, ale w tym stanie dysponowałem ogromną siłą psychiczną. Ludzie bali się mnie i nikt nie mógł ze mną wytrzymać sam na sam w jednym pomieszczeniu. Czułem się bogiem, taka władza nad każdym człowiekiem! Wkrótce jednak okazało się, że to nie ja decyduję o sobie. Będąc kiedyś sam w domu, nalazłem stary różaniec i wziąłem go do ręki, bo leżał gdzieś w kącie. W tym momencie usłyszałem potok obscenicznych bluźnierstw. To, co przedtem było efektem medytacji, co uznawałem za stan przejścia w wyższy obszar duchowy, teraz uruchomiło się bez mojego wpływu. Doznałem potwornego uczucia paniki i wybiegłem z domu. Od tej pory stale towarzyszyła mi obecność kogoś złego. Zacząłem czuć potworny, irracjonalny strach. Bałem się cały czas, choć ni było wcale żadnego zdarzenia, które by mogło wywołać ten strach. Tak jakby lęk stał się częścią mojej natury czy cechą charakteru. Jednoczęsnia stale przeżywałem halucynacje duchowe. Słyszałem ciagle wulgarne bluźnierstwa, jakby wielu głosów, zwłaszcza pod adresem Matki Bożej. Stale prześladowały mnie myśli samobójcze. W moim domu było duże lustro na środku mieszkania, zacząłem nagle bez przyczyny bać się go, mając pewność, że zobaczę w nim coś potwornego.
Te doświadczenia nie zmieniły mojego życia, nie zrezygnowałem z aikido. Dalej byłem instruktorem. Po roku takiego życia, jako człowiek praktycznie nie wierzący, zacząłem pomału domyślać się, że moje cierpienia wynikają z jakichś okultystycznych praktyk, zakamuflowanych w sztukach walki i działania demonów. Następnego roku stało się tak, że przyjechał z Anglii pewien mistrz. Postanowiłem, że będę przez te kilka dni uczestniczył w treningach z nim a potem zrezygnuję. Moje zniewolenie osiągnęło bowiem etap, na którym zacząłem mieć halucynację wzrokowe. Dopiero to ostatecznie mnie złamało. Kiedy skończył się ostatni trening, wróciłem do domu i poszedłem spać ze świadomością, że to był mój ostatni trening w życiu. W nocy dostałem czegoś podobnego do ataku malarii. Poczułem tak silny ból w całym ciele, że zacząłem skamleć do Jezusa o ratunek. Ten stan wytonował się nad ranem.


  • 0

budo_ukyo78
  • Użytkownik
  • PipPipPipPip
  • 1016 postów
  • Pomógł: 0
0
Neutralna
  • Lokalizacja:York UK

Napisano Ponad rok temu

Re: Czy medytacja moze byc niebezpieczna (demony)?!

do kolegów prześmiewców - fakt, że w coś nie wierzycie nie znaczy, że to nie istnieje

Fakt ze w cos wierzysz nie znaczy ze istnieje to poza twoja glowa.
Ja bym przynajmniej zweryfikowa z psychologiem lub z psychiatra. Moze sie okazac ze 1 lek i demony znikna :D
  • 0

budo_belor
  • Użytkownik
  • PipPipPipPip
  • 580 postów
  • Pomógł: 0
0
Neutralna
  • Lokalizacja:Kraków

Napisano Ponad rok temu

Re: Czy medytacja moze byc niebezpieczna (demony)?!
Bez urazy, ale mnie ten tekst zażenował. Brzmi jak typowa katolicka propaganda z "Odnowy w Duchu św", albo innej podobnej sekty. Oczywiście, że zdarzają sie różne rzeczy w życiu, ale to co tu jest opisane, to po prostu wyraz jakiegoś poważnego kryzysu psychicznego (i zapewne problemów psychiatrycznych). Łączenie SW z religią i do tego wszystkiego wrzucanie jeszcze Jezusa i innych bogów to po prostu nieporozumienie. Opisywane tu "patologie u osób ćwiczących aikido" to już ewidentne wymysły, podobnie, jak i "szybka kariera" podmiotu lirycznego, to żart - myślę, że ten tekst to rodzaj prowokacji. Autorami najczęściej są członkowie wspomnianych już sekt katolickich, czasem Dominikanie i inni zbawiający innych spod znaku krzyża. Niesmaczne i mocno trollowate.
  • 0

budo_jarozwierz
  • Użytkownik
  • PipPipPip
  • 341 postów
  • Pomógł: 0
0
Neutralna

Napisano Ponad rok temu

Re: Czy medytacja moze byc niebezpieczna (demony)?!
Azali forum kung fu to jest ? :)
Bo chyba nie poradnia psychiatryczna, poletko indoktrynacji religijnych, czy też konfrontacja domorosłych etyko-filozofów ?
Jakis filmik ciekawy np. ze stylów fanzi, albo tong bei, xing yi ???, jakaś ciekawy opis metod treningowych ? - ma ktoś ???
  • 0

budo_wosiu
  • Użytkownik
  • PipPipPipPip
  • 1070 postów
  • Pomógł: 0
0
Neutralna
  • Lokalizacja:Gdynia

Napisano Ponad rok temu

Re: Czy medytacja moze byc niebezpieczna (demony)?!
Opętania się zdarzają, ale co tak naprawdę opętuje to już inna historia. Znajomy psychiatra po latach praktyki w końcu przyznał, że tak 1/3 osób w psychiatrykach to nie osoby tak normalnie psychicznie chore ale opętane... Mniejsza z tym, użytkownik spytał o "demony" a inni się nabijają, nie mając zapewne żadnej wiedzy o takiej czy innej technice medytacyjnej. Jak ktoś by się chociaż trochę znał na zen, to by wiedział, że na początkowych etapach medytacji zdarza się coś takiego jak "makio". No ale jak nikt nic nie wie, tylko zlewa z ironią sprawę, to trudno...
A faktycznie pytanie niekoniecznie musiało być zadane na tym forum, moż odpowiedniejsze byłyby jakieś fora medytacyjne o ile takie istnieją.

Wosiu
  • 0


Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych

Ikona FaceBook

10 następnych tematów

Plany treningowe i dietetyczne
 

Forum: 2002 : 2003 : 2004 : 2005 : 2006 : 2007 : 2008 : 2009 : 2010 : 2011 : 2012 : 2013 : 2014 : 2015 : 2016 : 2017 : 2018 : 2019 : 2020 : 2021 : 2022 : 2023 : 2024