Zabić jednym ciosem!
Napisano Ponad rok temu
więc przynajmniej jeden dawny mistrz miał niezłe kopyto...
Napisano Ponad rok temu
mój znajomy opowiadał, że w muzeum na Okinawie widział drewnianą tarczę (ichniejsza sosna) z wybitym na głębokość ok 1cm śladem ludzkiej pieści...
więc przynajmniej jeden dawny mistrz miał niezłe kopyto...
a znane sa losy rekonwalescencj mistrza?
Napisano Ponad rok temu
Napisano Ponad rok temu
Pozdro!
Napisano Ponad rok temu
I o to właśnie chodzi, żeby to było żadko.Chłopaki nie oszukujmy się karate żadko kiedy można wykorzystać techiki karate na ulicy.
A nie, za każdym razem jak ktos coś tylko margnie, to przyjmujesz postawę bokserską i zaczynasz go nawalć...
Karate było dobre ale jakies 20 -30 lat temu wtedy zupełnie inaczej walczyli i karate dominowało.
Ooooo... To 20 - 30 lat temu nie trenowano boksu?
Mój ojciec musiał być chyba jakimś cholernym wizjonerem skoro to robił...
A jakie? A jak często? A u kogo?Wiem co mówie bo trenowałem 5 lat karate
A nie doczytałeś / nie dosłyszałeś na treningach, że do takich sparingów karate nie jest zbyt dobre?i poszedłem posparować z kumplem który zaczył treowac boks i strasznie się zdziwiłem bo nie potraiłem mu nic zrobić.
A nie przyszło Ci do głowy, żeby go kopać? Bokserzy jakoś dziwnie tego nie lubią... ;-)
Ja tam mam z podobnych sparingów z kickbokserem inne wrażenie. Tyle że trenowałem karate podówczas nieco dlużej niż Ty.
Unikajmy zatem obaj uogólnień...
Czy wy ludzie w ogóle nie czytacie zanim odpowiecie, co inni już napisali?Myśle że karate to ciekawe hobby, sport, sztuka walki chodź mało skuteczna w dzisiejszych czasach. Potwierdzeniem tego jest start mały start karateków w formule mma gdyż ta formuła jest najbardziej uniwersalna dla każdego stylu i zbliżona do walki na ulicy.
Czy tak do końca świata będziecie przytaczać ten wspaniały internetowy argument?
Litości...
Pozdrawiam
Napisano Ponad rok temu
Tak dla formalności pisze sie "rzadko" bo widzę że błędy są powielane :wink:I o to właśnie chodzi, żeby to było żadko.Chłopaki nie oszukujmy się karate żadko kiedy można wykorzystać techiki karate na ulicy.
A co do wypowiedzi Wolverina - to trzeba najpierw wiedzieć jak je wykorzystywać, a co do dalszej części wypowiedzi to się nie zgadzam. Ale nie będe wnikał bo był już podobny temat i nie ma co do tego powracać.
Napisano Ponad rok temu
Poszli na mecz prawie od razu po przybyciu do Tokio. Ku ich zdumieniu bokser szybko załatwił się z każdym
pojedynczym dżudoką, który wchodził na ring. Motobu uważnie obserwował pracę nóg boksera, który tańczył na
ringu, robiąc wariata z każdego judoki.
Po długim oczekiwaniu Europejczyk pokonał wszystkich przeciwników. Chodził teraz po obwodzie ringu i
wyrzucając ręce wysoko do góry, krzyczał głośno do widzów:
- Wszyscy? Który jest mistrzem! Was ist los? Wszyscy się boją?!
Yamaguchi obrócił się do Chokiego tak, aby nie zwrócić na siebie uwagi Niemca i zapytał:
- Jesteś z Okinawy, nieprawdaż? Słyszałem dużo o karate. Czy wierzysz, że jest ktoś na Okinawie, kto mógłby
pokonać tego człowieka?
- Jest takich pięciu czy sześciu - powiedział Motobu po dłuższej chwili czasu, - ale jest to minimalna liczba. Na
pewno jest ich więcej.
Yamaguchi uważał to za niemożliwe, że mała Okinawa może wystawić pojedynczego człowieka, który byłby w
stanie pokonać potężnego Niemca. Kiedy podzielił się swymi myślami z Motobu, ten skoczył na równe nogi i
krzyknął:
- Wyzywam cię do walki. Będę reprezentował Okinawę i karate okinawy.
Yamaguchi spojrzał zaskoczony na swojego przyjaciela i szarpiąc go za rękaw powiedział:
- Choki, siadaj. Przecież nie miałem zamiaru cię podpuszczać.
Motobu zignorował słowa Yamaguchiego, rozebrał się do pasa i wskoczył na środek ringu. Stanął naprzeciwko
championa całkowicie zrelaksowany, patrząc mu prosto w oczy. Po krótkiej chwili Niemiec wykonał kilka ciosów
prostych, których Motobu uniknął z łatwością. Powoli chmapion, który zużył cały arsenał swoich ciosów zdał sobie
sprawę, że walczy z jakimś niezwykłym przeciwnikiem.
W końcu jego walka stała się bardziej bezwładna i kiedy wykonał prawy sierp na głowę Motobu, przebiegły
Okinawczyk szybko ukucnął i w mgnieniu oka znalazł się za jego plecami. To, co zademonstrował, Motobu
nazywał saru (małpa). Posiadał on fenomenalną zdolność wskakiwania na plecy przeciwnika, podobnie jak robią to
małpy. Wyskoczył wysoko w górę i podwójnym kopnięciem powalił go na ziemię. Kiedy bokser upadł, Motobu
szybko założył mu duszenie, zmuszając go do poddania się.
Ludzie w Tokio zostali zmuszeni do zauważenia karate. Wszystkie gazety opisywały szczegółowo, jak nieznany
mistrz karate pokonał europejskiego championa, nokautując go i zmuszając do poddania. Yamaguchi aż zaniemówił z wrażenia, gdyż nigdy dotąd nie widział straszliwej skuteczności karate
Konfrontacja dwóch wielkich sztuk wojennych, judo i karate, miała odbyć się po południu, ale już na kilka
godzin wcześniej miejsca zajęte były przez widzów, z których większość była Japończykami, niezbyt starającymi
się ukryć swoją niechęć do karate. Kiedy na arenie ukazał się 75-letni przedstawiciel karate, nastąpiła nagła cisza.
Później niespodziewanie wzrosło oburzenie tłumu. Czuli się obrażeni tym, co zobaczyli. W ich mniemaniu
zwycięstwo eksperta judo mogłoby nie być uznane za zbyt wielkie, jeśliby pokonał tak starego człowieka. Z tej to
przyczyny walka została prawie że odłożona. Z pewnością tak by się stało, gdyby Itosu nie był tak bardzo sławny.
Jednak ekspert judo wszedł na ring z pewną dozą wątpliwości w siły staruszka.
Krążył wokół Itosu i przybierał prawie błazeńskie pozy, aby podkreślić swoje o nim mniemanie. Stary mistrz
spokojnie się obracał, przez cały czas nie spuszczając z niego wzroku. Był całkowicie zrelaksowany i nawet dla
swoich studentów wyglądał śmiesznie. Nagle policjant skoczył do przodu i chwycił Itosu za rękaw i kołnierz, ale w
mgnieniu oka sam znalazł się na ziemi. Itosu wbił swoją lewą pięść głęboko w splot słoneczny młodego człowieka,
wydając z siebie głośne, ale krótkie, kiai. Młody człowiek leżał nieprzytomny u jego stóp.
Japońscy dostojnicy zaniemówili.
W czasie podróży do Kyoto, Motobu i jego przyjaciele byli świadkami, jak różni amatorzy sztuk walki usiłowali
pokonać zawodowego boksera. Po kilku walkach obcy zawodowiec, wysoki na około 5 stóp, został sam na polu
walki, a arogancki ton był łatwo słyszalny w jego głosie mimo niezrozumiałego języka. Sędzia ogłosił, że każdy może walczyć przeciwko niemu, a zwycięzca dostanie nagrodę pieniężną. Nikt nie podejmował wyzwania. Głos
cudzoziemca stał się bardzo arogancki, tak że przyjaciele Motobu powiedzieli mu, aby przyjął wyzwanie. Motobu
wszedł na ring - jego duch walki został pobudzony nowym wyzwaniem. Boksera odrzuciła dziwna pozycja walki,
jaką przyjął Motobu i jego niska postawa, lecz zrobił on błąd uznając go za dzieciucha. Przez dwie rundy okrążał
Motobu z pogardliwym uśmiechem. W trzeciej rundzie Motobu zorientował się, iż bokser robi sobie z niego żarty i
przeszedł do ataku. Widzowie usłyszeli przenikliwe kiai Motobu i bokser upadł. Motobu stał w nonszalanckiej
postawie obok wielkiego ciała leżącego na ringu. Walka była skończona, lecz nikt nie wiedział, co się stało. Szept
poszedł po sali. Pytali się jedni drugich: Co to było?, Czyżby Yawara?, Nie było widać..., bowiem Motobu uderzył
przeciwnika w brzuch tak szybko, że nikt nie dostrzegł ciosu. Motobu miał wówczas 52 lub 53 lata. To niezwykłe
wydarzenie stało się sensacją, a opowiadanie o Motobu - Zaru ukazało się w popularnych magazynach rozsławiając go w kraju. W rezultacie Motobu zaczął nauczać karate w Osace i otworzył karate dojo w Tokio
Napisano Ponad rok temu
8O :wink:Pytali się jedni drugich: Co to było?, Czyżby Yawara?, Nie było widać..., bowiem Motobu uderzył
przeciwnika w brzuch tak szybko, że nikt nie dostrzegł ciosu.
Napisano Ponad rok temu
Jeszcze kilka i będzie można zrobić komiks. A co do tej szybkości, myślałem
że takie historie to były tylko w Dragon Ballu
(przepraszam ale nie mogłem sio powstrzymać, naprawdę możesz leczyć ludzi ze stresów.)
Napisano Ponad rok temu
Zapewniłeś mi dobry chumor, a myślałem że to już dzisiaj niemożliwe.
Napisano Ponad rok temu
Jeszcze raz poklon
Zapewniłeś mi dobry chumor, a myślałem że to już dzisiaj niemożliwe.
humor
Napisano Ponad rok temu
bardziej szczegółowa od innych historii o jego wyczynach.
Bunkichi odwiedził Naha podczas szczytu handlowego, kiedy w porcie było mnóstwo statków, a miasto
przepełnione marynarzami. Przechadzał się pośród żeglarzy, wchodzących i wychodzących z tawern i barów. Nagle
został zatrzymany przez hałas dobiegający z bocznej ulicy. Zaciekawiony zbliżył się i zobaczył duży tłum
zgromadzony wokół czegoś, co wyglądało na marynarzy przybyłych na Okinawę. Spojrzał ponad głowami tłuszczy
i zobaczył starego człowieka, szarpanego przez portugalskiego żeglarza, olbrzymiego, zarośniętego człowieka z
kolczykami w uszach. Inna osoba wstawiała się za starym człowiekiem, który nie mógł porozumieć się z
marynarzem. Jednak olbrzym nie zwracał na to uwagi i dalej szarpał staruszka. Bunkichi patrzył na to przez kilka
minut i wstąpił w środek zgromadzenia. Spytał się:
- Co się stało? Dlaczego ten olbrzym szarpie starego człowieka?
- Jest zły na niego, ponieważ ten człowiek nie chciał udzielić mu kredytu - odpowiedział ten, który stawał w obronie
starego. - Był tutaj trzy miesiące temu, zadłużył się ogromnie i obiecał zapłacić następnym razem jak będzie w
Naha. Teraz znów nie ma pieniędzy i żąda większego kredytu. Stary odmówił mu i to spowodowało jego
wściekłość.
- Powiedz mu - rzekł Bunkichi patrząc na olbrzyma, - że nie jest tutaj mile widziany i będzie lepiej dla niego, jeśli
on i jego towarzysze wrócą na statek i nie będą sprawiać więcej kłopotów.
Kiedy tłumacz przekazał słowa Bunkichiego, Portugalczyk stał się jeszcze wścieklejszy, podjudzony nagłym
rechotem śmiechu swoich towarzyszy. Złapał ramię Bunkichiego z zamiarem pchnięcia go w tłum, kiedy ten, ku
jego zdziwieniu, łatwo uwolnił się z chwytu i spojrzał mu prosto w oczy. Zobaczywszy jego kolor oczu,
Portugalczyk wziął go za Europejczyka i powiedział:
- Co robisz w okinawskim ubraniu? Jak śmiesz przerywać nam zabawę? Powinieneś być z nami, a nie przeciwko
nam.
Tłum poruszył się niespokojnie, przeczuwając zbliżającą się walkę.
Bunkichi spokojnie wysłuchał tłumacza i powtórzył to, co powiedział już wcześniej:
- Powiedz mu, aby odszedł spokojnie na swój statek.
Nagle ktoś wystąpił z tłumu, podniósł ręce do góry, aby uciszyć go i powiedział:
- Jestem kapitanem statku. Dlaczego ty i Pereira macie się ze sobą kłócić? Niech zadecyduje walka. Jeśli przegra
Pereira, zapłaci cały swój dług. Jeśli ty przegrasz, dług zostanie anulowany i wszystko zostanie wyrównane.
- Zgadzam się - odpowiedział Bunkichi i odwrócił się w stronę Pereiry.
Olbrzymi żeglarz spojrzał na swojego przeciwnika i roześmiał się, jakby z góry przewidywał wynik walki.
Mrugnął do stojącej w drzwiach dziewczyny, zatar ł ręce i zaatakował Bunkichiego poruszając ramionami wiatrak. Pereira był znany jako postrach Lorenco Marques.
( Lorenco Marques: portugalskie miasto we wschodniej Afryce. Przed II Wojną Światową, kiedy autor odwiedził Macao,
legenda o Pereirze była całkiem żywa. Portugalska wersja jest taka, że człowiek ten został pobity przez japońskiego samuraja, ale
dopiero wtedy, kiedy pokonał kilku z nich. Wersja ta traci swoją wiarygodność wobec faktu, że samurajowie zawsze używali
swoich mieczy i nigdy nie wdawali się w bójki w dzielnicach domów publicznych.Jego reputacja była taka, że matki w afrykańskich wioskach usypiały swoje płaczące dzieci mówiąc: Nie płacz,
bo usłyszy Pereira i przyjdzie po ciebie. Mówiono, że między Lizboną a Macao pobił wielu ludzi i że wcześniej
nauczył się walczyć niż jeść.
Kiedy Pereira natarł, Bunkichi złapał za łokieć jego lewej ręki i pchnął głową naprzód w tłum. Tłum odepchnął
go z powrotem. Jego oczy zaiskrzyły się, kiedy okrążał Bunkichiego, nadal stojącego spokojnie i obserwującego go.
Następnie Pereira uderzył lewą ręką, a Bunkichi cofnął się unikając ciosu. Później Pereira zmienił taktykę i
wykonał kombinację ciosów. Ale znów Bunkichi zszedł z linii ataku.
Pereira zatrzymał się, opuścił ręce i kiwnął na Bunkichiego, jakby zapraszał go do walki, jednocześnie mrugając do
tłumu. Tłum roześmiał się i rozpoczęły się zakłady. Zakłady nie szły o to, kto wygra, ale o to, ile czasu Bunkichi
będzie bronił się przed Portugalczykiem. Nikt nie dawał szans Okinawczykowi.
Kiedy Pereira kiwnął na niego, Bunkichi dalej czekał i uśmiechał się. Wszyscy żeglarze wrzasnęli:
- Zaczynaj, ty żółty bękarcie. Walcz do diabła. Walcz!
Ale Bunkichi nawet się nie poruszył.
Pereira stracił cierpliwość i zaatakował serią ciosów. Bunkichi zszedł szybko z linii ciosu i kopnął go w prawy
nadgarstek. Pereira złapał się za rękę i spojrzał wściekle na okinawskiego parweniusza. Kopnięcie Bunkichiego było
wystarczająco silne, aby ręka Pereiry zdrętwiała mu aż do łokcia, ale ten portugalski weteran walki nie da ł nic po
sobie poznać. Zdał sobie jednak sprawę, że walczy z czymś, czego nigdy dotąd nie spotkał. Szybko zmienił swą
taktykę, z parodiowania na walkę prawdziwą. Zaczął tak manewrować, aby zapędzić Bunkichiego w róg, gdzie nie
mógłby uniknąć jego ciosów. Jego ruchy były przygotowaniem do ulubionego uderzenia, Duńskiego Pocałunku, ale
Okinawczyk był zbyt szybki i usuwał się na bok. Niespokojny tłum zaczął zacieśniać krąg wokół walczących. Kiedy
Pereira to zobaczył, uśmiechnął się wierząc, że mniejsza przestrzeń ograniczy obronę przeciwnika. Bunkichi
zatrzymał się na moment i Pereira skoczył ku niemu łapiąc go za ramiona. Teraz - pomyślał, uderzając głową w
kierunku nosa Bunkichiego. Był to jego sławny coup de grace.
Żeglarze krzyknęli:
- To jest to! W Singapurze Pereira wykończył wszystkich indyjskich mistrzów zapasów duńskim pocałunkiem.
Tłum westchnął, kiedy wydawało się, że Bunkichi upadnie, ale nie było słychać żadnego dźwięku łamanej kości.
Nagle niespodziewanie Pereira wyleciał w powietrze. Bunkichi wykonał yoko-sutemi w momencie, kiedy
Portugalczyk myślał, że złamał mu nos. Kiedy Pereira upadł na ziemię, Bunkichi wyskoczył w powietrze i spadając
uderzył łokciem w jego skroń. Pereira leżał nieprzytomny na ziemi.
Wtedy od przodu wyszedł kapitan i powiedział do Bunkichiego:
- Jeśli bym nie widział tego na własne oczy, nie uwierzyłbym. Nie wiem, jak to zrobiłeś, ale dla mnie to są czary.
Spojrzał później na Pereirę i zapytał:
- Czy on żyje?
Bunkichi uklęknął i zastosował katsu14. W końcu Pereira otworzył oczy i spytał:
- Co się stało?
Wstał i znów gotował się do walki, kiedy zobaczył stojącego Bunkichiego, ale zainterweniował kapitan:
- Wystarczy. Zostałeś pobity przez tego czarodzieja. Wstawaj, wracamy na statek. Jeden po drugim ludzie
rozchodzili się.
Wiadomości o zwycięstwie Bunkichiego rozeszły się lotem błyskawicy. Ludzie zbierali się na miejscu walki,
mając nadzieję spotkać zwycięzcę. Itoman Bunkichi zniknął od razu po walce. Odszedł tak samo szybko i cicho, jak
się pojawił. Historia nie podaje, dokąd poszedł, a nawet milczy na temat, kiedy nauczył się swoich umiejętności i od
kogo.
Historie o Itomanie Bunkichim były przekazywane"
Napisano Ponad rok temu
yoko-sutemi i katsu14.
Mógłbyś mi przybliżyć. MOże być choć poprzednie były nieco lepsze.
Napisano Ponad rok temu
Jeszcze raz poklon
Zapewniłeś mi dobry chumor, a myślałem że to już dzisiaj niemożliwe.
humor
To prawda.
Napisano Ponad rok temu
Pewnemu malemu wzrostem i waga (jakies 60 kg) ochroniarzowi w sklepie z drogimi perfumami, flakonik za kilkaset zl chcial ukrasc potezny nasterydowany zlodziej. Ochroniarz zauwazyl to i wyprosil zlodzieja. Zlodziej obiecal krwawa zemste tego samego jeszcze wieczoru. Kiedy ochroniarz wychodzil ze sklepu wieczorem, czekal na niego juz potezny facet, postrach dzielnicy i jego kumpel.
- No i co teraz? Pizda Ci zmiekla, co? - zwrocil sie w te oto szlachetne slowa wielkolud do malca ochroniarza, szykujac sie do boju.
- A wybrales sobie juz miejsce w ktorym chcesz lezec? - zapytal Maly ochroniarz.
- Zaraz Cie dojebie s.... - syknal ten drugi. I rzucil sie gwaltownie do przodu zadajac serie morderczych ciosow, ktore nie jednemu juz odebraly przytomnosc, zdrowie i gotowke.
O dziwo! Tym razem pruly tylko powietrze.
- No dosyc juz tego - powiedzial malec i zadal prawy porzeczny, a poprawil lewym sierpem w szczeke. Olbrzym padl bez przytomnosci. Kiedy sie ucucil dowiedzial sie, ze zaatakowal kilkukrotnego mistrza Polski w boksie, przez wiele lat uwazanego za najlepszego, albo jednego z najlepszych technikow.
I ja tam bylem....
K_P
Napisano Ponad rok temu
Jezus Maryja!Znam nie gorsza historie.
Pewnemu malemu wzrostem i waga (jakies 60 kg) ochroniarzowi w sklepie z drogimi perfumami, flakonik za kilkaset zl chcial ukrasc potezny nasterydowany zlodziej. Ochroniarz zauwazyl to i wyprosil zlodzieja. Zlodziej obiecal krwawa zemste tego samego jeszcze wieczoru. Kiedy ochroniarz wychodzil ze sklepu wieczorem, czekal na niego juz potezny facet, postrach dzielnicy i jego kumpel.
- No i co teraz? Pizda Ci zmiekla, co? - zwrocil sie w te oto szlachetne slowa wielkolud do malca ochroniarza, szykujac sie do boju.
- A wybrales sobie juz miejsce w ktorym chcesz lezec? - zapytal Maly ochroniarz.
- Zaraz Cie dojebie s.... - syknal ten drugi. I rzucil sie gwaltownie do przodu zadajac serie morderczych ciosow, ktore nie jednemu juz odebraly przytomnosc, zdrowie i gotowke.
O dziwo! Tym razem pruly tylko powietrze.
- No dosyc juz tego - powiedzial malec i zadal prawy porzeczny, a poprawil lewym sierpem w szczeke. Olbrzym padl bez przytomnosci. Kiedy sie ucucil dowiedzial sie, ze zaatakowal kilkukrotnego mistrza Polski w boksie, przez wiele lat uwazanego za najlepszego, albo jednego z najlepszych technikow.
I ja tam bylem....
K_P
Rety, rety!!!
Jeśli "i Ty tam byłeś" Kubusiu, to albo jesteś tym "kilkukrotnym mistrzem Polski w boksie", albo tym "potężnym nasterydowanym złodziejem, posytrachem dzielnicy", albo jego kumplem?
Aż się boję spytać którym z nich jesteś...
Napisano Ponad rok temu
http://www.forum-kul...ndpost&p=907313
Czy jedno celne, potęzne kopnięcie z kime i kiai nie jest tu rozwiązaniem?
Jeżeli nie trafimy to pies nas dorwie - ale on i tak to zrobi, a uciec się zwykle nie da...
Podobno Dawni Mistrzowie popisywali sie takim KIAI !!! że psy uciekały albo udawały martwe...
Sanjuro - proszę nie bij
Napisano Ponad rok temu
Juz nasłałem na Ciebie Kselosie bojówki Towarzystwa Opieki Nad Zwierzętami. Jak nic poszczują Cię swoimi bojowymi szenszylami. Będziesz miał okazję przetestować teorię potężnego kopnięcia z ki-ai w akcji.
A co do potencjalnej obrony takim kopem przed psem, to już zależy chyba od psa. (Nie walczy styl, tylko pies. ;-) )
Ja np. mam takiego ponad 60 kilowego czarnego bydlaka. Wygląd ma wielce groźny, ale jak mój kumpel zaczął z nim 'walczyć' (ot takie niewinne zapasy) to głupie bydlę (pies nie kumpel) uciekło zaraz pod kanapę, wsadziło pod nią łeb i przednie łapy (reszta się nie zmieściła) i tak już siedziało, przekonane, że się dobrze ukryło...
A poważnie, to dywagacje typu 'jak się obronić przed psem', czy nawet przed agresywną morską świnką, bynajmniej mnie nie rażą.
Rażą mnie wspomniane wyżej pokazy polegające np. na zabijaniu bydła rogatego, ale to już całkiem inna historia.
Pozdrawiam
Napisano Ponad rok temu
K_P :wink:
PS. Ja nasterydowany?
Napisano Ponad rok temu
Podobno Dawni Mistrzowie popisywali sie takim KIAI !!! że psy uciekały albo udawały martwe...
Jasne, a świnie odlatywały na kraniec świata. Dobrze, że napisałeś podobno
Użytkownicy przeglądający ten temat: 0
0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych
10 następnych tematów
-
Tomasz Kucharzewski
- Ponad rok temu
-
Pytanie do forumowiczów?
- Ponad rok temu
-
czy w krakowie jest RYU TE, SHORIN RYU czy inne tsunami
- Ponad rok temu
-
Podstawy
- Ponad rok temu
-
WKF czy inne federacje
- Ponad rok temu
-
SEIZA,ZAZEN- JAK TO JEST?
- Ponad rok temu
-
Karate Goju Ryu
- Ponad rok temu
-
Meibukan Magazine
- Ponad rok temu
-
Kyokushin dawniej i obecnie
- Ponad rok temu
-
Z kąd ta zmiana w kata?
- Ponad rok temu