Podczas ostatniego mycia tatami przed treningiem naszły mnie pewne refleksje.
Otóż matę myje się u nas w sposób następujący: wystawiane jest "wiodro z wodom i płynem myjoncym", nastepnie adepci sztuki japońskich morderców łapią szmaty, maczają je we wspomnianym "wiodrze" i myją matę w kierunku od kamiza do shimoza, każdy w granicach wyznaczonych przez rozciągające się w tymże kierunku linie połączeń tatami - ergo - każdy ma swój "pasek". Do czego dążę? Otóż podczas takiego ścierania, szmata jest zwykle mocno przesuszona już w połowie paska. Nie zaobserwowałem aby adepci wycofywali się do "wiodra" w połowie paska celem namoczenia szmaty. Czynię to czasem samojeden powodowany odrazą znalezionych na macie fragmentów wszechświata. Takie postępowanie powoduje iż (zwykle niezauważalnie) shimoza jest brudniejsza od kamiza. Ja rozumiem że ma niższą rangę itp ale czy to jest fporzo względem tej niewinnej strony dojo, która nie wybierała, gdzie będzie stać?
Moje pytanie tedy brzmi: bracia i siostry w wierze w skuteczność aikido przeciw uzbrojonym f-16 jak również błądzących niedowiarków uprasza się o odpowiedzi poparte przykładami:
1. czy moczycie szmatę "w trakcie", dostosowując tę częstotliwość do warunków (ubrudzenia maty i współczynnika tarcia, powodującego wysuszenie szmaty)?
2. w czasie mycia maty napotykacie na kłębek kurzu, włosy, strzępek kimona, złamany paznokieć itp - czy zbieracie to wszystko do łapki i wyrzucacie potem, czy raczej ścieracie szmatą i pod koniec gdzies upychacie?
proszę o potraktowanie tej kwestii poważnie
