Eee tam.
W czym niby cwiczenie w parku przeszkadza?
Sorry ale zapaśnicy shuai-jiao też ćwiczą w parkach i się na spulchnioną, albo i nie, glebę rzucają, i im to nie przeszkadza. Ale parteru jako takiego zwykle nie robią. A co by im przeszkadzało, gdy i tak już są glebą uwalani? Tak, że ten tok rozumowania chyba jednak nie jest słuszny.
A ci różni goście od stylu psa, co się po glebie tarzają, tyle tylko że w sposób nie mający wiele wspólnego z tym co teraz nazywamy parterem.
I jeszcze tacy didangquanowcy, też dużo takich dziwnych rzeczy z padami, ciąglym rzucaniem się (samego siebie znaczy się na glebę), podskokami i innymi saltami se ćwiczą.
Albo tacy wieśniacy od meihuazhuangquan, co w czasie żniw i innych festynów prześcigają się w róznych takich akrobacjach coby jak najbardziej karkołomnie walnąć na glebę (niemal na złamanie karku, czy np. wyskok w góre i pad z jak największej wysokości na płasko, bez amortyzacji - temu podobne rzeczy są podczas takich pokazów najwyżej cenione), czy to na twarde klepisko, czy w błoto, zależnie od pogody. A ćwiczą gdzie popadnie - parków nawet nie mają, to gdzieś na rżysku, na polu kukurydzy, na wioskowym placu targowym.
Podsumowując - Chińczycy robią w parkach i gdzie się tylko da takie rzeczy, że wyjaśnianie parteru 'brakiem warunków' nie ma najmniejszego sensu. Rzucają, sami robią dzikie pady, rzeczy para-parterowe. Sala z matą im do tego nie potrzebna. To niby dlaczego akurat brak sali z matą miałby przeszkadzać w rozwinięciu parteru. Zdecydowanie nie to jest przyczyną.
To jedna kwestia. A teraz od drugiej strony.
Zdarzało mi się ćwiczyć, o czym zresztą kiedyś chyba tutaj, a może gdzie indziej, pisałem, na specjalnie dobranym placyku, gdzie z ziemi wystawało dużo kanciastych kamieni, a leżaly tam też płyty chodnikowe, oparte na tych kamieniach tak, że się chybotały.
Zdarzało mi się widzieć "pojedynki", gdzie miejscem walki był mały betonowy placyk, z krawężnikami dookoła. A do tego przed krawężnikami, na placyku tymże stały sobie betonowe ławeczki, z trzech stron, z czwartej natomiast głaz sobie stał z ostrymi krawędziami. No i "challanger" z Japonii do jakiegoś shoot-wrestlingu, bladł i juz nie miał ochoty na jakiekolwiek próby w takich warunkach.
A i ja na takim placyku swobodne tui shou ćwiczyłem, i coby się nie połamać skokiem ponad ławeczką się musialem ratować. A i moi uczniowie, co w Pekinie ze mną byli w takich sytuacjach bywali. Wykorzystywanie cegły, czy wystającej z ziemi resztki pnia, przy pchnięciu, by się przeciwnik potknąl, to 'chleb powszedni'.
Fakt, że takie rzeczy robią tylko goście, którzy wiedzą co robią, mają dużą przewagę, i są w stanie uratować partnera, jeśli on sam nie potrafi sobie poradzić. Taki krańcowy przykład. Niejaki Bu Yi (swego czasu asystent Yao - obecnie zdaje się, że za bodyguarda robi, czy coś) rzuca chlopaczkiem na krawdędź betonowej ławki, ewidentnie z wyraźną intencją 'połamania przeciwnika' po czym lekko go podkręca, tak żeby upadł delikatnie na płaskiej powierzchni, hamując jego upadek. I kolejna runda. Oczywiście prosimy nie próbować tego w domu
W treningu zwykłych uczniów do takich rzeczy oczywiście się nie dopuszcza. A już z pewnością u nas w Polsce bym do takich rzeczy na treningu nie dopuścił. Ale to mnie należy winić za nadmiar asekuranctwa, nie Chińczyków
No tak trochę jakby realnie z letka ma być, co nie? Jak sie tak nasłuchamy jak to Yao Zongxun i kumple na schodach w burdelu z gangami walczyli, to jakoś chyba nam coś na mózg pada, klapki na oczy opadają i nie bardzo w takich warunkach miejsce dla parteru potrafimy dostrzec. Chyba że po walce.
Ot parę uwag