Uratuj miszcza Mariana!!!
Napisano Ponad rok temu
Zegar tyka!!! przestraszony
Napisano Ponad rok temu
łep w łep..., czy miszcz cudem umknie niechybnej czy też w przedwigilijny wtorek w godzinach południowych zatłuczon zostanie jako ten karp świąteczny???
Napisano Ponad rok temu
Poza tym co jakiś czas kogoś oświeca, zeby napisać jakąś humoreskę i wtedy miszcz m. jest idealny, żeby się na nim z lekka powyżywać.
Dajmy szansę. Jestem za odroczeniem wyroku.
albo za konkursem na najlepszy sposób (czyt. najbardziej wredny)
wykończenia Mariana w nadchodzącym, szczęśliwym 2004.
pozdro nana
Napisano Ponad rok temu
Miszcz Ma żyć.
Napisano Ponad rok temu
Napisano Ponad rok temu
Napisano Ponad rok temu
:twisted:żyć ma a juści!!!
O potencjalni mordercy ARCYMISZCZA, ludzie marnego ducha i niklych umiejetnosci, nie rozumiecie, ze ARCYMISZCZ osiagnal juz tak potwornie wysoki poziom rozwoju, ze gdybyscie tam na chwile weszli i spojrzeli w dol, to by was normalnie zwymiotlo. Smierc sie go nie ima. On was wszystkich zalatwi tak piekna i nieprawdopodobnie mordercza technika, ze bedziecie swoje zakrwawione zwloki przez tydzien zdrapywac z asfaltu. No, kto sie pierwszy odwazy podniesc niedomyta swa dlon na ARCYMISZCYA$
Napisano Ponad rok temu
Napisano Ponad rok temu
Pętla konsekwentnie zaciska sie wokół mocarnej szyi miszcza w jego wielkich, smutnych i szarych oczach widzę że rozumie: stać się musi co się stać musi"
Zostały trzy dni...
Napisano Ponad rok temu
Czy Wy wiecie o czym dyskutujecie? Czy w tych wyżartych przez pot i łzy mózgach choć przez chwilę zabłysnęło światełko a po resztkach synaps prześlizneła się choć malutka iskierka refleksji?
Przecież to tak jak gdyby pytać, czy Sfinks ma dalej spoglądać na świat swoim twardym wzrokiem, czy wiadoma wieża w wiadomym mieście ma dalej stać i górować nad Polami Marsowymi, czy bramki polskich pikarzy ma bronić Jerzy D., czy Lwa Rywina przysłali........, czy kupa zrobiona przez gołąbka pokoju zawsze spadnie na ziemię.
Ludzie, opamiętajcie się - nikt, ale to nikt (i nic również nie), nie jest w stanie pokonać Miszcza Mariana. Nawet trzech Superamnów do spółki z Żółwiami Ninja nie dało by mu rady. NIGDY!!
Powiem szczerz - dziwi mnie, że tak wytrawni i zaprawieni w bojach wojownicy nie widzą spraw tak oczywistych.
Mam nadzieję, że moja wypowiedź otworzy wasze serca i pozwoli ujżeć światło potęgi Miszcza Mariana.
Na koniec krótka forma rymowana:
Miszczu Marianie, Panie tatami
Coś nieraz ryzykował własnymi jajami,
Potęga Twa i mądrość dla pokoleń wzorem
Dziwię się tym co do Ciebie z toporem.
Walcz Miszczu z nimi, jaj obciąć nie daj
Bo co to za Miszcz co nie ma jaj.
pozdrawiam wszystkich błądzących
kurm
Napisano Ponad rok temu
Czas miszcza nadszedł.
Niech moc go zabierze!
Napisano Ponad rok temu
PROLOG
Sadząc susy Marian skradał się. Lubił skradać się bezszelestnie, jak dzikie pierwotne zwierzę. Nasunął więc grubą, czapę z wiewiórek głębiej na uszy i nie słysząc nic a nic skradał się już dalej absolutnie bezszelestnie...
Przez chwilę próbował się także skradać niepostrzeżenie, być niewidocznym jak nindża rozpływający się w mroku. W tym celu nasunął czapę głęboko na oczy. Przez chwilę działało, ale potężne zderzenie marianowego czoła z ośnieżonym słupem trakcji pekape zarówno wyrwało Miszcza z owej zadumy jak i trwale uszkodziło rzeczony słup. Dalej skradał się już tylko bezszelestnie.
Z owej zadumy....bo był Marian zadumany, że hoho.
Głównym tematem zadumy był fakt, ze miszcz nie miał zielonego pojęcia po jaka cholerę się w ogóle skrada.... nie pamiętał czy skrada się w jakimś konkretnym celu czy jeno dla przyjemności skradania. Po jakimś czasie doszedł był do wniosku, że jest człowiekiem skrajnie i perfekcyjnie szczęśliwym skoro może poświecić w cholerę czasu dla zupełnie bezcelowego skradanie się tututamizpowrotem.
Upojony tą świadomością poskradał się jeszcze trochę między zaspami i zziajany, zmarznięty i szczęśliwy zagrzebał się w śniegu. Zimową porą lubił też Marian zagrzebywać się bez celu w śniegu.
I
SPOKÓJ
Słońce przedarło się w końcu przez grube i brudne chmury, z obrzydzeniem oświetliło podwórze marianowej kamienicy. Zza rogu niepostrzeżenie wyłoniła się sylwetka miszcza. Skradał się bezszelestnie, z czapką na uszach wzdłuż ścian brudnych odrapanych kamienic. Z wdziekiem łani omijał potłuczone wczorajszej nocy butelki wina Raptus , przesadził jak skoczek pustynny pokaźną plamę zdrowo nadtrawionej sałatki czosnkowej spożytej wczorajszego popołudnia przez spoczywającego teraz za przepełnionym kontenerem Ryszarda H. Ciecia spod czwórki.
Jak co tydzień – Marian dotarł na czas. Ukryty za hałdą popowodziowych, rozkładających się już 7 rok mebli przyjrzał się bliżej.
W stali jak co tydzień, niezmienni, cierpliwi, spokojni, gotowi. W ciszy niedzielnego poranka ustawili się w kole. Z podziwem obserwował miszcz ceremoniał . najstarszy z nich, rozświetlając blady poranek imponująco czerwonym nosem wyciągną ostrożnie i z nabożeństwem butelkę. Ruch ten, jak co tydzień, wydał się Marianowy jednocześnie – pewnym, zdecydowanym – jak tysiące ruchów wcześniej – jak tysiące, które przyjdą...
Przyjrzał się miszcz z dala metce – wino marki Sepukku
Jakże uroczy ukłon w stronę kultury dla której ceremoniał i szacunek dla starszych jest ważny jak smród dla skunksa.... – pomyślał
Siedmiu stało. W bezruchu, oczyma spokojnemi obserwując miszcza ceremonii. Ten wprawnie i bez ceregieli, szybkim ruchem otworzył butelkę. Dzwięk ten odbił się idealnie w ciszy poranka, jeszcze przez chwilę wibrował między obdrapanymi kamienicami by umrzeć i nie wrócić.
Każdy dzwięk inny a każdy taki sam – zadumał się Marian, aż ślina stróżką cieką jęła spływać z kącików ust miszczowych.
Tamten spokojnym ruchem przyłożył butelkę do ust. Wziął łyk idealny – nie za duży, nie za mały. Oczy nie zdradziły ogromu przyjemności jaka właśnie zaznaje. Pozostał spokojnym i jego pozycja nie zadrżała tycio nawet. Marian, jak co tydzień oniemiał z zachwytu.
Butelka jęła krążyć w kole – przekazywana pewnymi, spokojnymi ruchami.
Patrzył na ruchy idealne – rozluźnione barki, łokcie w dole. Wygodna, wąska, boczna pozycje. Jak co tydzień czuł jak monotonia i ciepło ceremonii uspakaja go.
Każdy gest ukazywał szacunek, godność, pewność siebie. Szacunek dla miejsca, tych którzy stoją w kole, przedmiotu, który sobie przekazywali. Zastępom anonimowych ludzi, którzy ten przedmiot współtworzyli. Odlewającemu butelkę, zmęczonej po trzeciej zmianie kobiecinie nalepiającej nalepioną nalepkę, górnikowi za śmieszne pieniądze wydobywającemu siarkę....
Tak, bezdźwięcznym, zimowym porankiem odbywało się to sacrum cotygodniowe.
ŚMIERĆ PRZYNIESIE KOBIETA
Marian spotkał Mariannę w sklepie mięsnym. Stał zapatrzony hipnotycznie w wyjątkowo ciekawą wystawkę. Gustowną choinkę ułożoną na pokaźnych płatach słoniny ze świeżych gałęzi jodły ozdobiono w miejsce bombek krwią ociekającymi drobiowymi podrobami. W miejsce łańcucha zawisły
wieprzowe flaki a rolę gwiazdy na szczycie przyjmowało wielgachne serce wołowe. Był też aniołek cukrowy, któremu skrzydła doprawiono w formie podwójnego filetu z piersi indyka.
Czas jakiś minął nim zorientował, że przygląda mu się z zaciekawieniem wielgachna blondyna. Marian cofnął się odruchowo – mało było rzeczy, które go przerażały - oj mało. Jednakże oprócz przewlekłej grzybicy stóp, wiewiórek czilijskich i treningów dziecięcych na liście tych śmiertelnych straszności na jednym z pierwszych miejsc znajdowały się wielgachne kobiety.
Kobieta jako zjawisko sama w sobie wzbudzała w miszczu głębokie, pierwotne lęki. Spędzając swe szczęśliwe życie ocierając się codziennie powielokroć o granice życia i śmierci pozostawał jednakowoż Marian w świecie logicznych decyzji, czerstwej i prostej jak twarz grabarza logiki.
Młodym będąc jeszcze marzył o kobiecie prostej i szczerej, ciepłej i koniecznie milczącej. O oczach i ciepłych i spokojnych jak miska pomidorowej z makaronem. Lata przyniosły mądrość i ta wizja powędrowała dokładnie w toż samo miejsce gdzie wcięło Mikołaja, jednorożca i niezginalną rękę... za radami miszczów Marian unikał kobiet pięknych - były jak drogie samochody - drogie, łatwo się psuły, cza pilnować co by nie ukradli i wycierać buty nim się wsiądzie. Same problemy...
Skłamałbym mówiąc, że Marianna inną była. Esencją była wszystkiego co Mariana w kobiecie przerażało. Była wielgachna i mówiła. Mówiła. Jakoś miszcz nie potrafił wyobrazić sobie jej wielkiego, nalanego dzioba z zamkniętymi ustami. Nie pamiętał nawet czy kiedykolwiek odezwał się do niej.
Bo i się nie odezwał . To ona śladem miszcza dotarła do dojo i to ona kolejne razy jak zaraza nawiedzała go papląc przy tym nieustannie. Marian miał wówczas zwyczaj stać ogłupiały z otwartymi ustami nie rozumiejąc słowa nawet.
Aż nastał ów dzień, kiedy Marianna straszna na chwilę zamilkła, rzuciła na oczadziałego Mariana modliszkowym wzrokiem i wpiła się w jego usta . Zamerdał Marian łapkami i pojął, ze jego czas się kończy....
Czas jakiś potem Marianna wprowadziła się do dojo. Na początku sytuacja mile zaskoczyła Mariana - codziennie rano pół kilo gotowanych parówek na śniadanie i wytrzepane walonki. Jednakże dzień za dniem Marian jął gasnąć, schudł, wyblakł i kiedy nikt nie widział szlochał trochę po kątach.
Szybko przejęła władzę w dojo - z zaskakującą skrupulatnością przejmując pobieranie składek, szantażując i nierzadko bijąc dotkliwie opornych.
Zaalarmowany przez przerażonych marianowych uczniów zapukał do wrót dojo miszcz Erhard - lokalny lutecznik - karatecznik najlepszy. Od lat serdeczny przyjaciel Mariana.
W smutnych oczach Mariana zabłysła na jego widok iskra radości. Jeno na trochę -szlak ją trafił od razu na dźwięk hałasów z dojowej kuchni.
Pogadali o czasach starych i okrutnych, wojnach miedzy dojami, kiedy to sprzymierzył się Marian z Erhartem i w sile 200 zaatakowali nielegalne dojo ninjutsu w halii starej mleczarni. Bitwa była to straszna i krwawa....
W mądrych oczach Erharda płonęła troska o przyjaciela. Na widok gasnącego Mariana serce krajało mu się jak razowy krojony.
Odchrząknął, splunął i rzekł:
- Pamiętasz Marianie - czasy straszne? Kiedy w naszych oczach płonęła wściekłość, życie ociekało śmiercią i tylko kiedy ta spojrzała w twoje dumne oczy czułeś, że żyjesz? Świat się zmienia, nie ma już wielkich bitew, krwi na ulicach, wielkich sojuszy i dramatów. Niedługo zabronią nawet turniei na śmierć i życie, napadów na obce kluby i pojedynków na miecze. To nie czasy dla nas. Coraz to częściej mówią o miłości i harmonii, ma nie boleć i wielkie larun na jakiś głupi, złamany nos czy łokieć....
Skurczony na krześle Marian na wspomnienie starych czasów ozywił się jakby nieco....
jak nic przyjdzie nam kupić baletki - ciągnął stary Erhard -garstka nas już tylko została – Marianie – czas zapłonąć raz jeszcze... zmierzmy się jutro w twoim dojo.
Marian jak to Marian – odruchowo przyjął wyzwanie.
Stanęli naprzeciw siebie następnego dnia. Obaj w rodowych kimonach, w pustym dojo, patrząc na siebia a przed siebie..... obaj znając W odpowiedzi własne, mordercze techniki na wskroś. Patrzyli nasie spodełba by w końcu przyjąć pozycje walki. Moc rosnąć zaczęła.
Napisano Ponad rok temu
Napisano Ponad rok temu
Napisano Ponad rok temu
W razie najgorszego licze przynajmniej na huczna stype (czytaj nizej)
Juz lepiej??? Poprawilam sie????
Napisano Ponad rok temu
Napisano Ponad rok temu
skoro ten temat powstal, mysle ze trza Go (MM) usmiercic...
kobieta to dobry pomysl, nic i nikt nie usmierci supermistrza czy superwojownika, nic i nikt poza baba...
oczywiscie jesli braknie nam maralow Mistrza Mariana, zawsze bedzie mozna siegnac do cudem odnalezionych i wczesnirej nie publikowanych historii z jego zycia...
Użytkownicy przeglądający ten temat: 1
0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych
10 następnych tematów
-
Aikido i 30 lat?
- Ponad rok temu
-
Aiki w szermierce
- Ponad rok temu
-
Ćwiczenie w stałych parach...
- Ponad rok temu
-
Co tam z aikidockim sylwestrem?
- Ponad rok temu
-
Czy na stażu można sie wiele nauczyć?
- Ponad rok temu
-
bokken
- Ponad rok temu
-
O gadulstwie aikidockim
- Ponad rok temu
-
Kopnięcia i obrona przed nimi w Aikido.
- Ponad rok temu
-
przedstawicielstwo idokan na polske
- Ponad rok temu
-
Przygody Mistrza Mariana by pmasz and company
- Ponad rok temu