cougar: Przepraszam za literówki, ale zazwyczaj do pisania używam Palma, a nie jest to czynność tak wygodna, jak tradycyjne stukanie w klawiature
Pio:
-Wesołych Świąt wszystkim! Nie widzę nic niestosownego w kontunowaniu dyskusji w tym okresie. Trzeba po prostu umieć rozróżnić przeciwników od wrogów i wszystko będzie się odbywało w miłej i przyjaznej atmosferze...
-Nie pisałem, że moja przygoda z Aikido już się skończyła- wprost przeciwnie- ćwiczę nadal i ani myślę rezygnować
Ile ćwiczyłem i u kogo? Ach! Niefność...
Zapewne zakładasz, że ledwo co zdałem na 4 kyu i jestem rozczarowany, bo nie stałem się przy tej okazji postrachem okolic? Może Cię rozczaruje, ale ja również poświęciłem na Aikido sporo czasu i wysiłku... Co do konkretów zacząłem ćwiczyć 89tym na Gwardii (Wawa), a po opuszczeniu jej szeregów przez tajemniczego Romana H., postanowiłem pójść za nim. U Romka też zdawałem na wszyskie stopnie, jakie posiadam. Przez ładnych parę lat ćwiczyłem jakieś 3-4 godziny dzienni, tak więc egazminy zaliczałem "z marszu" po upływie regulaminowych odstępów czasowych.
Jeśli już jesteśmy przy egzaminach, to gdzieś w okolicy 95go stwierdziłem, że odpuszczę sobie egazmin na shodana i... tak zostało do dziś. Później wyjechałem za granice... i zapewne jedynie z tych dwóch względów nie mam fajnej i rozpoznawalnej w polskim "aikidockim kociołku" ksywy. Ale wierz mi na nim świat Aikido wcale się nie kończy
Jednym z głównych motywów mojej decyzji o tym, żeby nie zdawac na shodan było to, że widziałem jak wielu ludzi czuje się po tym skończonymi mistrzami i... zostaje na tym samym poziomie... Ostatnio odwiedziłem moje stare dojo i przekonałem się, że podjąłem słuszną decyzję- zobaczyłem 2gie dany (i jeden 3ci) w tej samej kondycji, którą zapamiętałem przed 8ma laty...
Dlatego nie sądzę, że moje "jednoznaczne określenia i wyjaśnienia zasad aikido wobec ludzi którzy poświęcili sporo czasu swego życia na treninigi brzmią kompromitująco dla mnie"