
Tak się tylko martwię... czy czasem lada moment nie zaczniesz szukać literówek na stronie... Bo dyskusja z "jak bić, żeby nie zabić" przeniosła się do poziomu "co tu jeszcze zrobić, żeby wbić szpilę w Hoenkai".
Wracając do tematu - ".... nie robiąc krzywdy"
Tak sobie pomyślałem ostatnio, bo temat cały czas chodzi mi trochę po głowie, że uderzane MA dały mi właśnie to narzędzie do rozwiązywania konfliktów bez agresji. I zorientowałem się również, że właśnie to Paweł pisał w swoich postach (chyba wariat ).
Otóż z kilku sytuacji w których wszystko wskazywało na to że krew powinna się polać, wyszedłem cały i zdrowy - a przeciwnicy niedraśnięci.
Świadomość tego, że jeśli ktoś wyciągnie w moją stronę łapki to ja mu bez cienia wahania zrobię duże kuku szybciej niż zdąży mrugnąć oczami daje ogromną wygodę prowadzenia z przeciwnikiem rozmowy. Rozmowy bez strachu i paniki, za to z wyraźnym celem - uspokoić, "uśpić", przekonać przeciwnika do zaniechania agresji... I jestem jednego w 100% pewien. Całkowicie bezkontaktowe rozwiązanie konfliktu jest najlepszą metodą na zakończenie walki bez niszczenia przeciwnika. Zakończenie walki zanim pomysł o jej rozpoczęciu na dobre zakiełkuje w głowie agresora. Tyle, że nie wyobrażam sobie tego bez głęboko siedzącego mojej w (pod?)świadomości przekonania, że jak już się coś zacznie, to to nie ja jestem ten co ma problemy

Idąc tym tropem - przekonanie takie znacznie chyba łatwiej nabywa się ćwicząc stosunkowo proste, "niszczycielskie" techniki, do efektywnego zastosowania których nie potrzeba 30 lat treningów oraz przeżycia oświecenia

Mam nadzieję że dyskusja przestanie tym samym być off-topiczna...
Pozdrawiam,
AdamD