![:)](http://forum-kulturystyka.pl/public/style_emoticons/default/smile.png)
![:evil:](http://forum-kulturystyka.pl/public/style_emoticons/default/evil.gif)
Trenuje kyokushin od 1985 roku (wcześniej też trenowałem ale inne karate) W tym czasie doznałem takiej ilości kontuzji, stłuczeń i i w ogóle, że aż mnie przeraża, że człowiek może tyle przejść
![:)](http://forum-kulturystyka.pl/public/style_emoticons/default/smile.png)
Na drugim treningu kyokushin, sempai (tu nazwisko znane redacji) pokazał mi low kick. Rany, to nie chodziło już o ból ale o fakt, że nie mogłem przez tydzień chodzić. Wówczas sobie obiecałem, że kiedyś mu dokopie - ale odszedł z karate - lepiej dla niego.
Potem był okres niepokojów i złamań. Złamałem w czasie rozbijania butelek rękę lewą. Zbyt mądry nie byłem ale butelki padały niezależnie od wielkości pod moim zabójczym tettsui. Raz nie padły - bania mi się zrobiła okropna i przez kilka tygodni miałem tylko prawą do dyspozycji.
Ha, potem przywaliłem seiken w ścianę - pierwotnie wisiał tam worek, ale kolega go kopną akurat wówczas kiedy chciałem do po raz setki walnąć. Worek w bok, łapa w ścianę. Ciemny (ale dosłownie) lekarz, stwierdził, że nic mi nie będzie i przez rok czasu nie mogłem uderzać tą ręką, staw rozwalny do dzisiaj ale jakoś to idzie.
Kilkanaście razyw ogóle, a dwa nieszczęśliwe razy dostałem kopa w te no klejnoty rodzinne. Jakież było moje zdziwienie, gdy nie mogłem ich znaleźć tam gdzie być powinny. Potem znalazlem, ale przez tydzień mnie wywmioty męczyły i w ogóle nie podejrzewałem, że się na coś przydadzą. Tu pozdrowienia dla mojej ukochanej córki - zbója
![:)](http://forum-kulturystyka.pl/public/style_emoticons/default/smile.png)
Hm, moja przyjaźń z ibuki sankai i sancin dachi zaczęła się dość spokojnie. Testował mnie taki jeden poprzez kopnięcie i połamał mi 4 żebra. Ło, ale bolało. Zdawałem egzamin z połamanymi żebrami - dobrze że nie było walk bo bym zapewne zszedł. Ale to nie wszystko, po potem znowu jakiś nawiedzony (też znam nazwisko) posiadacz czarnego paska znowu mi połamał 3 dla odmiany żebra. Ja nie wiem, jakby to nie można było kopnąć w mięśnie tylko w żebra. Ale człowiek nie świnia, wszystko przeżyje.
Potem miałem czas wstrząsów mózgu i łamanych nosów. W czasie walki mój instruktor strasznie chciał mi coś powiedzieć, szkoda tylko że nie powiedział tego mojemu przeciwnikowi. Dostałem takie pięknę mawashi, że od razu obejrzałem sobie parkiet z bliska. Do domu mnie odwieźli, koledzy, qrde. Dla odmiany nose to nie boli przy złamaniu, ale cholera przy prostowaniu. Zresztą tu byłem niezły, i chirurdzy i laryngolodzy byli pełni podziwu do moich zdolności nastawiania tegoż organu. Jak ktoś zainteresowany to napiszę
![:)](http://forum-kulturystyka.pl/public/style_emoticons/default/smile.png)
Ale już najwięsze patenty to ze stawami biodrowymi miałem. Polazłem do ortopedy z problemem strzelacjących bioder. Kazał zrobić zdjęcie, obejrzał i stwierdził (a z 15 lat miałem wowczas), że muszę zostawić karate bo niedługo będę jeździł na wózku inwalidzkim, żeby niejasności nie było. Nie posłuchałem i dobrze. Kretyn - i czego oni tam uczą na tej Akademii Medycznej ?
A golenie ? wiecie o czym mówie nie ? Mieliśmy taką zasadę, zero ochraniaczy. Szczerze powiedziawszy do teraz nie używam. Nie ma bólu, którego nie można znieść (odrzucam kamice nerkową bo nie dałem rady). Dla golenie o siebie to po prostu sama radość. Ale po jakimś czasie owe golenia jak grzebień mają fakturę. Stłuczone, skopane narastają nieregularnie jak mogą. Jeden pozytyw - coraz mniej reaguą, no chyba że kto drapnie okostną.
Tak, karate to samo zdrowie. ostatnio sobie kupiłem ochraniacze
![:)](http://forum-kulturystyka.pl/public/style_emoticons/default/smile.png)
![:)](http://forum-kulturystyka.pl/public/style_emoticons/default/smile.png)