Kozlak
Wybacz ale czytajac twoje wypowiedzi nasuwa m sie skojarzenie z retoryka aktywistow "parady rownosci"
Karate to sztuka walki a uczac ludzi walki tzn przygotowujac ich do sytuacji bardzo stresujacych trzeba stosowac dosc jednoznaczne metody. To nie starszy ranga traktuje mlodego jak g. tylko zly napastnik na ulicy to zrobi, najpierw potraktuje cie jak wielkie G. a potem cie zleje i moze jeszcze okradnie a jak jestes kobieta to moze zgwalci... To co sie liczy to silna psychika, gdzie chcesz ja wzmocnic, u psychoterapeuty
Powiedz kapralowi w wojsku ze "nie zyczysz sobie dyscypliny bo jest stresogenna" zobaczymy jaka bedzie reakcja?
Jak powiedzial pewien rosyjski general: "im wiecej potu na poligonie tym mniej krwi w walce"
I to nie poczatkujacy zwraca uwage starszemu, od tego jest trener!
Nie zrozumieliśmy się do końca, choć błąd akurat może faktycznie leży po mojej stronie, bo zaczęłam o stopniach mówić, jak gdyby o karate chodziło. Mówiłam bardziej ogólnie, "stopniami" nazywając jakiekolwiek stopnie w jakiejkolwiek organizacji (również w zakładzie pracy). Ty odniosłeś to do treningu karate. A on jest tylko jednym z różnych zajęć w tym przypadku. I zauważ, że nie mówiliśmy tu o tym, jak trening powinien wyglądać, ale o tym, że biorąc pod uwagę życie Azjatów od jego zarania, to to, co nazywamy u nas "pokorą" może być równie dobrze niskim poczuciem własnej wartości.
U nas ogólnie jest inaczej, ludzie nie dadzą się tak łatwo poustawiać i poprzestawiać (chyba, że faktycznie mają się za nic). Tych dwóch rzeczywistości nie można do końca porównać. Taki mistrz w Japonii czy Chinach może tłuc swoich podopiecznych, ale jak przyjeżdża do Europy, to musi uważać.
A co do "równości" w karate i zwracania uwagi - zwracanie uwagi było tak samo ogólne. Zresztą, równie dobrze może to mieć miejsca poza treningiem. Wystarczy odrobina wyobraźni, żeby to sobie wyobrazić. Osobiście nie zwracam, ale nie mam nic przeciwko, żeby mi zwracano. A jeżeli jeszcze na treningu ćwiczą różne stopnie i sensei musi się zająć każdym z osobna, to uważam to za doskonałe rozwiązanie, że ćwiczący sami się pilnują. Wszelkie wątpliwości można natomiast wtedy faktycznie rozwiązać z senseiem.
A na ulicy. Cóż. Jakoś do mnie nie przemawia Twoja teoria. Może dlatego, że brałam udział w różnych, ekstremalnych sytuacjach i zawsze tylko ja zachowywałam jakimś cudem zimną krew. Uwierz, sztuczne gnojenie na treningach nie było mi wcale potrzebne. A myślę nawet, że im większa tzw. "pokora", tym
a. albo większa tępa agresja wobec przeciwnika na ulicy (jeżeli uważasz to za cel treningów to ok, ale się nie zrozumiemy)
b. przyzwolenie na bycie zgnojonym na ulicy, w końcu na to zasługujesz, no nie?
Nerwicowanie kogoś na bank przyniesie znerwicowanie, a nie spokój.