Re: Nowa książka o kyokushin karate.
Wyborowa ma 100 % racji.
Kyokushin poszło w stronę walki sportowej a kata stały się w pewnym momencie ćwiczeniem gimnastycznym, którego wykonanie było wymagane podczas egzaminów.
Przez wiele lat ćwiczyłem pod kierunkiem Mistrza Europy w kata / ichigeki / , sensei Jana z Warszawy. Technicznie był on perfekcyjny...Nigdy przez kilkanascie lat nie zdarzyło mi się jednak widzieć bunkai w jego wykonaniu. Na pytanie czemy służyć ma dana technika nigdy nie otrzymywałem odpowiedzi lub słyszałem" bo tak ". Zamiast uczyć nas kata kazał kopać tysiące mae geri i mawashi geri w powietrze i kopać bez sensu w tarczę. Dzięki temu systemowi treningowemu mam totalnie zjechane kolana a moja wiedza na temat kata mimo, że posiadam shodan, nie zadowala mnie
Uczę się kata na nowo, rozkładając na czynniki pierwsze i analizując je samemu lub z pomocą Mistrzów, których mam szczęście spotykać na mojej drodze.
Pozdrawiam
PS. Sensei Wyborowa...Wybacz wazelinkę ale bardzo lubię czytać Twoje posty :-)
Rozumiem Twoje rozgoryczenie. Ja generalnie przezywalem podobne. Nie mozna miec do nikogo pretensji. Nie mial kto naszych instruktorow uczyc. Nobo kto niby, shihan Drewniak, ktorego wiedza na temat kata zatrzymala sie gdzies na poziomie schematu 2 Pinan. inni to przynajmniej znali ruchy wyzszych kata.
Moje zderzenie z wiedza bylo bolesne. W 1993 roku pojechalem do Anglii na oboz do Ipswich i stalo sie dla mnie jasne, ze jestem silny i sprawny, ale o karate to ja mialem raczej marne pojecie i ze majac 1Dan i 13 lat treningu za soba, cwiczac karate po polsku, po prostu tracilem czas. Mialem taki kryzys ze przez chwile chcialem przestac cwiczyc karate. Poczucie zmarnowanego towarzyszylo mi przez jakisc czas. Na szczescie sie szybko pozbieralem i zaczalem sie uczyc.
najwazniejsza nauka jednak jest taka, ze trening kata na pewnym etapie jest juz samotny. Pod warunkiem, ze nauczyciel przeprowadzil Cie przez podstawy i pokazal metody jak ksztaltowac inne rzeczy. Reszta jest kwestia, czucia, wyobrazni i przede wszystkim treningu.Ale samym czuciem i wyobraznia, bez odpowiedniego przygotowania niewiele sie zdziala. Teraz po 15 latach systematycznego i systemowego treningu, przeszlo 60 obozach z sensownymi, wyszkolonymi ludzmi, moge juz pare sensownych zdan na temat karate powiedziec. czego dowodem jest moja ksiazka.
Ewentualne pretensje mozna miec do ludzi, ktorzy byli na obozach z Shihan Jeff Whybrow i Nick Da Costa, w latach 1990-1992. Widzieli sprawy na wlasne oczy i olali temat. Przymkneli oczy, odwrocili glowe i uznali, ze nie bylo tematu. Ja z sensei Janem w 1992 roku zdawalem u Nicka Da Costa egzamin w Kokotku. Dla mnie to byl impuls zeby cos zaczac robic sensownego z moim karate, dla innych - kolejny epizod na drodze zycia. Kwestia wyboru.
Przyjdzie jednak moment, ze nie trudno bedzie kopnac na wysokosc drugiego pietra, a wtedy jak nie ma wiedzy to jest rozpacz.