Napisano Ponad rok temu
Re: Nowa książka o kyokushin karate.
Co do samego systemu walki.
Nie wierzę w to, że w „tradycyjnym” Kyokushin w latach 60’tych walczono tak, jak teraz walczy się w knockdown.
Wszyscy doskonale wiemy, że na początku w Dojo Oyamy walczono z rękami na twarz, co powodowało na tyle dużą kontuzjogenność, że zmieniono formułę na tą znaną nam teraz.
Ale jeżeli mówimy o pierwotnym Kyokushin – to jak dla mnie to właśnie ten przed zmianami był tym prawdziwym…Dzikim, może trochę „nieokrzesanym”, ale jakże realnym!
Z tego, co wiem Oyama nigdy nie zrezygnował do końca z walki na głowę ( nie chodzi mi tu o walkę sportową, tylko o kompletny system samoobrony ), za to zrezygnowano z tego całkowicie poza Japonią. Trzeba było walczyć o medale, więc ludzie się ukierunkowywali.
To, co znamy teraz i co wielu z nas tłukło przez lata to właśnie jest to, co zostało wyjęte z całego kanonu i tłuczone jako podstawa.
Ba, wymyślono nawet cały system walki „czołgów”, próbując mu nadać znamiona realności tylko przez to, ze nie ma rękawic ( w końcu karate – pusta ręka ).
Pewnie większość z nas przez wiele poprzednich lat ( a niektórzy może i teraz ) tłukli się TYLKO po klatach wierząc, jacy to są twardzi. Wiem – wiele zależy od prowadzącego, ale europejski Kyokushin właśnie tak wyglądał. Ludzie przekazywali nam taką wiedzę, jaką sami posiadali BĄDŹ WYMYŚLILI na kanwie tego, że….nie wolno bić się po głowie.
Boks zweryfikował – przynajmniej u mnie – manię wielkości.
I od razu dementuję mit o „wielkich bokserskich rękawicach”. Często na treningach boksu proszę chłopaków o zdjęcie ochraniaczy i bijemy się po głowie na otwarte ręce. Twarz wygląda po tym jakbym cały tydzień spędził na solarium. To samo staram się wprowadzać na swoich treningach…. Jak bardzo zmienia się taktyka walki chyba nie musze tłumaczyć.
Teraz na poszczególnych seminariach widzę, że Japończycy uczą czegoś podobnego, jeżeli chodzi o system walki samoobronie ( dźwignie to raczej tylko gdzieś obok…przecież na ulicy samoobrona nie polega tylko na zakładaniu dzwigni na kimś, kto chwyta Cię za nadgarstek ;)Oczywiście to nie jest boks, ale wiele założeń jest identycznych ( przynajmniej, jeżeli chodzi o atak na twarz ). I uwierzcie mi, nic tak nie cieszy jak świadomość tego, że robisz coś, co ma sens ( w bardzo szerokim tego słowa znaczeniu)
Jestem w KAN, ponieważ system walki z moim odczuciu przypomina najbardziej ten pierwotny Oyamowski. Sam Royama często o tym wspomina – o powrocie do korzeni.
Nie wiem, jakie odczucia macie Wy, ale ja nie wierzę w to, ze Oyama uczył realnej walki SKUPIAJĄC SIĘ TYLKO NA OBIJANIU KLATY.
Jeżeli system knockdown traktujemy jako uzupełnienie czegoś większego – to ok., ale NIE CEL SAM W SOBIE.
Co więcej – ucząc walki na głowę sam knockdown zmienia się całkowicie. Zauważyłem to choćby u siebie, ale także u innych.
Teraz nawiązując do książki Wyborowej.
Jak dla mnie generalnie pozycja udana. Jest w niej wiele ciekawych rozwiązań z teorii sportu, przepisów( SOK Z DROŻDŻY – dzięki!! ) na to, żeby ciało było jeszcze silniejsze, szybsze.
Wiele rzeczy, których wcześniej nie rozumiałem bądź nie miałem wiedzy teraz rozumiem. Z tego względu cieszę się, że Wyborowa podzielił się z nami tą wiedzą.
Natomiast wyobcowanie trzech rzeczy od siebie – tzn Kihon sobie, knockdown sobie, i….walka „realna”??? …??? Hmmm…chyba chodziło o samoobronę…No dobra – to książka o karate sportowym, więc tego nie będę komentował. Autor często wspomina o tym, jak bardzo osobista jest to książka, więc ja tak ją traktuję. Coś na zasadzie pamiętnika wielkiego zawodnika karate.
Jak dla mnie próba przetłumaczenia szablonu KIHON na język walki w KAN to właśnie strzał w 10. Archaizm ćwiczony przez pryzmat tradycji jak dla mnie jest bezcelowy. Tutaj tego nie ma – kata Kyokushin mają sens – jest bunkai i wiem, po co wykonuję te wszystkie ruchy.
Generalnie pozycja ciekawa, a opis przemian i prawideł, jakie następują w naszym ciele przyda się na pewno każdemu sportowcowi ( właśnie książkę pożyczam jednemu bokserowi )