To ja troche od końca zaczne:
Tak, czytałem. I wiem mniej więcej jak Dziadek nauczał. I żadne to dziwo nie było, bo tak sam był nauczany. I nie tylko on.
Nie wyłapałeś ironii? Niewierzę.
Poza tym spróbuj dzisiaj wyzwać jakiegoś "senseja" na pojedynek, uzna cie za wariata. Obojętnie jaką kto SW uprawia.
Aikido ma swój kihon. A to jak jest interpretowany, na co kładzie sie szczegulny nacisk zależy od "wykładowcy"
Ćwiczyli, ale zostawili. I nie dla tego że byli nieudacznikami ( to jeszcze nie te czasy), tylko dla tego że w dziele Dziadka odnaleśli to czego szukali w budo.
Czy panowie z rodziny Gracie, przypadkiem nie ćwiczyli czegoś wcześniej, zanim wpadli na pomysł bjj?
Inaczej : czy Musashi nie trenował czegoś wcześniej zanim poracował swój nitto-ken?
Podpowiedź: jego dziadek i ojciec byli mistrzami miecza ( a praydomku "no kami"{boski) nie dostaje się za nic)
Nic nie powstaje z próżni. Chyba żaden traktowany powarznie w środowisku twórca jakiejś szkoły SW, nie zaczynał "na sucho". Bez żadnego przygotowania. Nie wstał taki delikwent pewnego dnia i nie założył szkoły bo miał taki kaprys. Człowiek zdobywa doświadczenie, w różny sposób i do piero w tedy gdy zdobędzie go odpowiednio dużo może zabrać się z a wytwarzanie czegoś.
Wnosze po tym że mam jakieś doświadczenie, oraz spory wachlaż porównań z innymi SW.
Ot chodźby z aikijujitsu ( i karate, taekwondo, judo, kendo, T.S. Katori Shinto Ryu, wymieniać dalej..?)
Pozatym nie wychwyciłeś myśli przewodniej tamtego akapitu, albo ja się nie postarałem odpowiednio wyrazić tego co wyrażić zamierzałem.
Wnoszę, że w miarę zgadzasz się z moją definicją . Czyli mamy podstawe do merytorycznej dyskusji?
Upraszczam bo wierzę, że dobrze wiesz o co mi chodzi.
Dzięki aikido stoczyłem nie jeden bolesny pojedynek. Może właśnie najboleśniejsze, bo samemu z zobą. I niestey bardzo często przegrywałem.
Muśle, że jeszcze wrócę do aikido ( narazie mam dylemat między karate a taekwondo), ale muszę dać czas i sobie i jemu.
A i jeszcze jedno, aikido nie jest najtrudniejszą technicznie czy w jakimś innym sensie, sztuką walki. Kiedy teraz patrze na to z boku, z dystansem myśłę, że aby byś "fighterem" aikidowym, wcale nie potrzeba 80lat. Wystarczy tylko odpowiednio podejść do zagadnienia ( w całej jego materii, od wyboru dojo, po odpowiedniego nastawienia psychicznego).
Tylko gdy minie np. 5lat, i już będziemy nie pokonani ulicznymi wojownikami, może przyjdzie refleksja, że niema sensu bić sie o byle co i z byle kim. Zawsze można znaleść inny lokal.
I tej refleksji życzę młodszym i starszym zwolennikom "śmiertelnej skuteczności". :-)