Re: Ni pies, ni wydra.
Odnosnie obu akapitów: piszemy w koncu o treningu czy hipotetycznym starciu? Oczywistym jest, że trening aikido/judo/whatever zawiera jakieś zasaby bezpiecznego ćwiczenia. Ale w ewentualnym starciu z napastnikiem wyraźnie mającym zamiar zabić/zranić i/lu obrabować Ciebie i/lub Twoją rodzinę wszelkie zasady przestają obowiązywać !!!
A ty uważasz, że jeśli nigdy w życiu nie prowadziłeś samochodu, zawsze tylko obserwowałeś jako pasażer, to ni stąd ni z owąd wsiądziesz za kierownicę i będziesz Kubicą?
Nie ma tak dobrze. Kask na głowe, ochraniacz na jajka, rękawice na pięści (najlepiej do MMA) i do roboty, nawet przeciwko całkowitemu laikowi. Szybko to zmienia sposób patrzenia na kilka spraw.
To, ze aikido jest sztuką walki, nie znaczy ze trzeba walczyc - ale jesli juz musisz ===> whatever it takes !!!
To, że coś jest sztuką walki, znaczy że uczy, jak walczyć. Nie da się nauczyć walczyć nie walcząc, tak samo jak nie da się korespondencyjnie nauczyć jazdy na rowerze.
PS. A kto Ci powiedzial (bo ponoć już nie ćwiczysz?), że nie ma kopnięć, duszeń, etc...? 8O 8O 8O
Nie ponoć, tylko nie ćwiczę. Poza tym nie rozśmieszaj mnie; od bronienia się czasami przed marnymi namiastkami kopnięć i duszeń jest długa droga do jakiejkolwiek umiejętności ich poprawnego wykonywania (nie mówię o żadnej wirtuozerii). Napewno są aikidocy, którzy potrafią dobrze uderzać czy dusić, ale nie aikido ich tego nauczyło.
Tym samym, sformułowany przez autora Twojego cytatu, paradoks Kano do mnie nie przemawia. Judo to sport. Sport stawia sobie za cel rywalizację, która jest sprawdzonym elementem wychowaczym. Wspomaga ona proces nauczania i przystosowania do życia w społeczeństwie; dostarcza bodźców i motywacji. Oczywiście skutkiem ubocznym jest komercja. Tam gdzie drwa rąbią, tam i wióry lecą.
Judo
dzisiaj to sport. Natomiast to judo, które rozgromiło stare szkoły jujutsu zaledwie trzy czy cztery lata po powstaniu Kodokanu, było czymś zupełnie innym i znacznie mniej ograniczonym. Występowały rozmaite zawody, oczywiście, ale nie były to spotkania sportowe, a często poważne i niemal nieograniczone walki, jakie wielokrotnie miewały miejsce między mistrzami szkół zanim Kano w ogóle pomyślał o judo.
Tak więc wracając do pierwszego cytatu, faktycznie, głównym założeniem treningu judo była możliwość zastosowania każdej z technik w walce i to tak, by nie uczynić sobie nawzajem krzywdy. Skuteczność technik nie miała nic wspólnego z konwencjonalnym tego słowa ruzumieniem, to jest właśnie, wyeliminowaniem przeciwnika z walki.
Dlaczego niby nie? Czy nie jest wyeliminowaniem przeciwnika rzucenie nim o ziemię tak, aby połamał sobie żebra albo miał wstrząs mózgu? Przypomnij sobie, czemu zrezygnowałeś z judo w młodości. Czy nie jest wyelimnowaniem przeciwnika złamanie mu dodatkowo ręki poprzez błyskawiczną dźwignię na łokieć po rzucie, albo odebranie mu przytomności przez szybko dorzucone duszenie? Ale w paradoksie Kano nie chodzi tylko o judo, lecz ogólnie o metodykę treningową. Nie da się go oszukać.
O tym decydują w judo przepisy i nad ich egzekwowaniem czuwają sędziowie. Ktokolwiek by brał udział w zawodach w judo, niezależnie od szkoły jaką sobą reprezentował, tym przepisom się musiał poddać. A walki wygrywają ludzie, a nie szkoły.
Ponownie:
dzisiaj decydują sędziowie i przepisy. Ćwiczyć dla sztuki - tak jak ja usiłuję to robić - jest ciężko wśród ludzi nastawionych na zawody i medale. Ale proszę cię, nie rzucaj frazesów takich, jak ostatnie zdanie. Oczywiście, że decydującym czynnikiem jest człowiek, ale masz przed oczami wyraźny dowód na to, że na szesnaście pojedynków czternaście wygrała a dwa zremisowała szkoła właśnie. Szkoła, czyli sposób, w jaki trenowali uczniowie, czyli nowoczesna metodyka treningowa. Tu jest, według mnie, największa zasługa Jigoro Kano, bo tradycja, o której piszesz, sprowadza się w większości przypadków do byle jakich ukłonów przed i po zajęciach oraz przed i po randori.
W każdym razie bardziej obszerne informacje o przytoczonym turnieju można znaleźć w wielu miejscach (m.in. w którymś numerze Budojo) a fakty pozostają niezmienne: adepci Kodokanu, o zubożonym zasobie technik, przećwiczonym jednak praktycznie bez ograniczeń oraz wielokrotnie wypróbowanym w walce (nie ważne, że sparringowej - ważne, że wystepuje element walki z oporem przeciwnika, konieczność obrony przed jego atakami, itd.) rozgromili mistrzów starych szkół, w których obowiązywał trening na modłę koryu. To jest sedno paradoksu, nie to, kto wygrał a kto przegrał.
Jeżeli paradoksem ma być to, że osoba uprawiająca ju-jutsu, nie ma możliwości stania się skutecznym, ze względu na niemożność trenowania 'skutecznych' technik, a w judo - intensywnie trenowane techniki 'nieskuteczne' czynią zawodnika skutecznym (w rozumieniu tego słowa, jak powyżej), to znowu wracamy do aikido. Jakim to cudem Morihei Ueshiba był skuteczny?
Dlaczego nie ma możliwości? Ma. Uczy się kilka lat, a potem idzie w świat wyzywać na pojedynki i doskonalić umiejętności - scenariusz jakże typowy na wschodzie, zwłaszcza przed 1868 rokiem. Jeśli przetrwa, będzie umieć walczyć. Pytanie tylko, ile w tym zostanie z tego, co było uczone w dojo. Morihei Ueshiba miał na swoim koncie wiele pojedynków, a do tego z całą pewnością był wybitnie utalentowany. W każdej dziedzinie znajdą się ludzie naturalnie do niej predysponowani i będą mieli dużo łatwiej, niż pierwszy lepszy pasjonat. Warto też dodać, że wszelkie harmonie i miłości pojawiły się w jego życiu dosyć późno i nie bez znaczenia był wpływ Omoto. Kiedy jako młody człowiek zdobywał swoje umiejętności, przede wszystkim pod okiem Takedy, był to po prostu morderczy trening. Zaczynanie od aiki (zarówno w aspekcie filozoficznym, jak i technicznym) jest dla mnie początkiem błędnego koła.
Twierdzenie natomiast, że w judo trenowane były techniki nieskuteczne jest - wybacz, ale muszę - bzdurą. Wybrane zostały właśnie te najskuteczniejsze, czyli najszybsze i najłatwiejsze do wykonania. Zwracam uwagę na czas przeszły; judo współczesne w kontraście z judo tradycyjnym to zupełnie inna rozmowa (co nie znaczy, że współczesne nie ma nic do zaoferowania, zwłaszcza w kontekście naszej dyskusji, wręcz przeciwnie). Jeszcze za swojego życia Jigoro Kano, po obejrzeniu któryśtam z kolei zawodów, powiedział swoim uczniom, że nie ma pojęcia, co oni robili, ale nie było judo, którego on nauczał.