jarekin, jesteś z Warszawy, prawda? więc pewnie znasz ten opis seminarium krav magi w jednym z warszawskich klubów bjj...
Co do wczorajszego kravmagowego seminarium.
No cóż - mi sie to wszystko za bardzo nie podobało.
Koleś prowadzący całkiem roządny, jego asystent - dramat.
Panowie zaczęli od tego, żeby założyć suspensory. Trener zademonstrował po co kopiąc asystenta tak po jajcach, że ojoj. Gość krzyknął, zwinął się i zaraz wstał uśmiechnięty. Dopiero po jakimś czasie zrozumiałem, że za każdym razem udaje bół i cierpienie. Nie rozumiałem po co.
Pierwsza technika to obrona przed atakiem szalonego zamachowca na naszą szyję w wersji zombie, czyli łapaniem wyprostowanymi rękami za krtań. No trzeba przyznać, że technika KM była skuteczna - polegała na zepchnięciu rąk w dół z jednoczesnym kopnięciem w jaja. Jak ktoś lubi jak się go kopie w jaja to zapraszam na krav-mage. Druga była podobna, ale już trochę bardziej odbajerzona. Też nawet sensowna i kończąca się rzecz jasna kopnięciem w krocze. Wszystko pięknie ale: po ulicy raczej nie chodzą zombie, którzy łapią ludzi za szyję od przodu, a nawet jeśli, to myślę, że najskuteczniejszy byłby z tej sytuacji lewy sierpowy.
Drugi atak - duszenie od tyłu - takie mata leo mniej więcej. Technika bardzo ładnie pokazana przez instruktora i wychodzi - o ile nie ma żadnego oporu partnera. Dla mnie lipa. Wystarczy odrobine przycisnąć i nie ma bata, żeby ktoś się uwolnił. Nie tylko ja wyraziłem taką wątpliwość, więc trener pokazał inną technikę, która polegała na chwyceniu za wory i rzucenie przez głowe. Ja bym się nie podejmował na ulicy rzutu przez plecy na szarpiącym się przeciwniku, który by mi zapiął mata leo. No ale jak się 100 lat ćwiczy to może i uda się coś takiego wykonać.
Najfajniejsza akcja na całym treningu - duszę w stójce od tyłu, podchodzi asystent i mówi mi, że źle duszę. Zapytany dlaczego odpowiada, że mam łokieć na krtani, a powinienem dusić krtań środkiem przedramienia. Kiedy zrobiłem jak kazał, powiedział mojemu partnerowi, żeby przesunął łokieć na krań, co pozwoli mu się uwolnić. Już chciałem wychodzić
Wiecej technik nie trenowaliśmy, Panowie prezentowali natomiast techniki obrony przed nożem oraz bronią palną, które zwykle kończyły się kopaniem po jajach lub podobnymi potwornościami. Trzeba przyznać, że trener wykonywał wszystko szybko, efektownie i przekonywujaco. Myślę, że ciężko wymyśleć jakieś lepsze techniki obrony w takich zagrożeniach, ale szanse udanej akcji nawet w wykonaniu tych Panów są minimalne. Potem jeszcze było troche opowiadania o podżynaniu gardeł, wypruwaniu flaków, ranach po kulach jak również o Murzyńskich oprawcach, którzy wyrywają płody ciężarnym kobietom. Następnym razem Panowie obiecali przynieść kamizelki kuloodporne i atrapy broni. Ok, tylko że ja nie chodzę w kamizelce kuloodpornej. Ostatnio widziałem ładną w sklepie odzieżowym, ale zrezygnowałem, bo była trochę przyciężkawa.
Podsumowując - to nie dla mnie. Trenerzy byli całkiem spoko, nie ściemniali, nie mówili, że techniki zawsze się udają itd., ale po co to komu? Jeśli ktoś się boi, że ktoś go w nocy napadnie i złapie za szyję od przodu, albo może jest ochroniarzem czy ma rodzinę w Libanie to niech sobie ćwiczy. Ja się w jaja kopać nie dam. Mi to niepotrzebne. Jak ktoś mnie będzie chciał zastrzelić i przystawi spluwę do łba, to się wiercił nie będę. To samo z nożem.
P.S. Na treningu w wyniku morderczych technik kravmagi podarły mi się moje ulubione spodenki, w których srogo się swego czasu kulałem, a teraz kopałem. Zgadnijcie gdzie? W kroku.
Pozdr.
klasyka gatunku.