Napisano Ponad rok temu
Re: Męczyć uke do końca
Ten post poświęcam mojemu poprawieniu komunikacji z rozmówcami, do czego zachęcił mnie swoją dobrotliwą uwagą nasz wspaniałomyślny Mod. Zobaczymy jaki będzie rezultat. :wink:
Voivod, wiem, że wiesz o co mi chodziło, kiedy użyłem słowa 'niewybredne'. Wiesz też, że lubię Twoje poczucie humoru, ale i, w moim odczuciu, są pewne granice. Jeżeli reaguję, to to jest tego wyraz. Poprzez czynienie tego oraz własny przykład, szczycę sie swoim małym udziałem w tym, że poza małymi wyjątkami (a i czytania tego można uniknąć) kultura słowa naszego forum, w ostatnim czasie się znacznie poprawiła. Co do tego, że mamy ten sam cel uprawiania aikido - to i bardzo dobrze, tyle, że chciało by się, by więcej aikidoków chcialo by to otwarcie przyznać.
Shawnee, ten Offtop total, to bardzo sympatyczny off i nikomu, jak przypuszczam, nie wadził. Tyle, że na koniec, przyznasz chyba, że ani ja, ani Ty, ani ten Twój rodowity Amerykanin, nie jesteśmy kompetentni wypowiadać sie na temat poprawności Amerykanizmów. W języku polskim jest zresztą podobnie. Jeśli zatem słyszane 'u' piszemy z kreską, lub też bez kreski, to może się okazać, że jest to niewybaczalny błąd ortograficzny. Napisanie jednak słowa 'komputer' czy 'computer', spowoduje co najwyżej kiwnięcie głowy i podniesienie brwi. Moje zainteresowanie tym słowem wzięło się stąd, a Twoj rodowity Amerykanin z pewnością to potwierdzi, że tak jak piszecie, stanowi ono, jedno z bardziej popularnych nazwisk w Ameryce. Sięgając zatem do znaczenia tego słowa - to jak by było trudno znaleść w Warszawskiej Książce Telefonicznej gościa o nazwisku 'Tak', tak i w Nowojorskiej nie ma nazwiska 'Yes', czy 'OK'. Chyba, że się mylę. Nie sprawdzałem, chodź wychodzi na jedno - wyjątek potwierdza regułę.
I irimi. Choć nie przegadałem z Tobą pół nocy na temat aikido, oglądając przy okazji Koichi Tohei wraz z całą jego ferajną na dużym ekranie, to jak zwykłem mówić - nic straconego. Do tego czasu, nie dziw się, że czytając ostatnią odpowiedź na mój post nie wiem, czy się śmiać, czy płakać.
I nie szukaj cytatu, w którym wyrażam opinię, że uprawiasz balecik. Nie znajdziesz go. Sprawa poszła o to, że na Twoją wypowiedź o bazie, w kontekście technik, zareagowałem odnośnikiem do tematu równoległej dyskusji o balerinie. Zawodowa baletnica stawia sobie za cel perfekcyjne opanowanie bazy, by w razie potrzeby natychmiast wiernie powtórzyć określoną sekwencję ruchu. Mógłbym temat przemilczeć, ale był powód, że tego nie zrobiłem. Mianowicie, obejrzałem ostatnio w tv program o aikido, w którym większość czasu poświęcono 'legendzie współczesnego aikido' aktualnemu Doshu Aikikai. Narrator także wspomniał tam o 720 technikach aikido. Skądś u licha to wytrzasnął. Pewnie z samego źródła. Zachodzi tylko pytanie, ile czasu trzeba poświęcić na ich opanowanie? Może rzeczywiście warto najpierw zapisać się na balet. Sam przecież w zakończeniu doszedłeś do tej konkluzji, żartując oczywiście. Czy aby na pewno?
I aikido workout. Nie czytałeś uważnie tego co piszę, stąd całe to nieporozumienie. Czas jest tam podzielony pomiędzy 5 minutowe Koichi Tohei Relax Taiso (Skąd, u licha Darku, wziąłeś to, że to tylko dla starszych ludzi?), parominutowy czas na powtarzanie pełnych obrotów ciała na prawą i lewą stronę, oraz ponad 1000 uchi-komi. Relax Taiso pozwala się zrelaksować , rozgrzać określone partie ciała, oderwać od codzienności i skoncentrować na tym, co za chwilę. Uchi-komi, to forma, od ponad 100 lat mająca swoje stałe miejsce w metodyce nauczania rzutów w judo. Reprezentuje pełną sekwencję ruchu dla wybranego rzutu z wyjątkiem ostatniego elementu, to jest, spowodowania upadku. Można ćwiczyć w parach i samodzielnie. Kiedy uprawiałem judo, towarzyszyło temu odliczanie lub muzyka. Zatem to nie nowy pomysł z tym podkładem muzycznym. Nie ma, moim zdaniem, żadnych przeszkód powtarzania uchi-komi dla technik aikido, jako elementu albo uzupełnienia własnego treningu. Co kto robi w domu, jak często, i jaki mu przy tym przyświeca cel - nikomu nic do tego. Tak było w moim przypadku, do momentu, kiedy pojawiło się pewne skojarzenie.
Jeżeli się weźmie pod uwagę aerobik lub, na przykład, tae-bo, to długość i stopień skomplikowania sekwencji ruchowych w nich zawartych jest trudno opisać słowami. Trzeba to po prostu zobaczyć, lub wziąźć w nich udział. Nie towarzyszy temu żadna ideologia, i jeśli ktoś myśli, że panie uczą się przy tej okazji technik samoobrony (tae-bo), to jest w błędzie. Nie takie były założenia. Ja jednak powiedziałem sobie - czemu nie? Oczywiście, pojawiło się natychmiast sporo pytać, które, ku mojemu zdziwieniu, tkwiły we mnie od lat. I jeszcze jedna uwaga. Rozmawiamy tutaj o przyswojeniu technik, jak gdyby, przy okazji. Skuteczność ich zastosowania będzie zależała oczywiście od konkretnej osoby i okoliczności.
Które z technik aikido, czy też kombinacji ataku i techniki, uznać za najbardziej reprezentatywne i łatwe do przyswojenia? Tutaj postanowiłem nie odkrywać Ameryki i ponownie zaufałem Shihanowi. Wybrałem mianowicie Kitei Taigi, sześć podstawowych technik, które stanowi w Ki Aikido to samo, co jazda obowiązkowa w łyżwiarstwie. Czy był to wybór właściwy? Porozmawiajmy.
W jaki sposób pogodzić sposób wykonywania tych technik z tym, czego uczą mnie na treningach? Ukemi, z założenia nie wchodziły w grę. Podobnie, zadawanie sobie wzajemnie bólu. Jeżeli dołożę do tego swoje własne rozumienie aikido, to jest, poetycko ujmując: "Wprowadzenie uke na chwilę do nieba, by sprawić mu potem istne piekło z odrobiną miłosierdzia", to pojawił się tu już poważny problem. Stąd właśnie moje uprzednie stwierdzenie, że tenchi-nage to dla mnie kluczowa technika aikido. Padnie pytanie: "A właściwie to dlaczego?" Chętnie ponownie odpowiem.
Jaki był mój tok myślenia? Zacznijmy od dźwigni. Dużo się o tym mówiło na tym forum. Jeżeli spojrzy się na wykonywanie technik, które są z nimi związane, to można się zorientować, że faktycznie, uchwycenie ręki ponad nadgarstkiem, wcale nie przeszkadza w ich wykonywaniu. Nawet w nikyo, jeśli zadanie bólu zastąpimy uchwyceniem ręki w okolicach łokcia, to opuszczenie ręki, przy prawidłowym ustawieniu korpusu, sprowadzi uke do maty. Dobrym przykładem całkowitego nie wykorzystania potencjału dźwigni jest sankyo.
Wszyscy wiemy, że przy prawidłowym założeniu sankyo, po uniesieniu łokcia uke w górę, bez protestu wzepnie się on na palce. Zaczyna klepać z bólu, jeśli 'dokręcimy' dźwignię. Tylko po co to robić, sprawiać ból, jeśli i tak, umieszczamy drugą rękę w okolicach łokcia i sprowadzamy uke do maty. Teraz chwila wyobraźni. Jeżeli uke wspiął się na palce (zajrzał do nieba), to przemieszczenie się pod jego ręką i skierowanie tego wychylenia tak, by znalazł się poza naszymi plecami, pozwala, poprzez uchwyt drugiej ręki w łokciu i jej opuszczenie, na wykonanie efektownego rzutu (istne piekło) z możliwością wykonania przez niego twardego padu. Przytrzymanie zaś rąk, pozwala na zaasekurowanie upadku tak, by nawet uke nie potrafiący prawidłowo upadać, nie odniósł szwanku (odrobina miłosierdzia). To już chyba możemy sobie wyobrazić. Trudniej jednak będzie, jeżeli powiem, że tę samą sekwencję ruchu można zastosować w przypadku ikkyo, nikyo i nawet shiho-nage. Sprawa sie ma trochę inaczej z irimi-nage i kote-gaeshi, ale wciąż nie odbiega od idei piekła i nieba. Nawet takie techniki jak koshi-nage, juji-nage, zempo-nage, ude-garami, kaiten-nage można wykonywać w podobny sposób. Chętnie porozmawiam o szczegółach, i właściwie tego właśnie oczekiwałem wprowadzając swoje doświadczenia na forum.
Pamiętam, że Szczepan, swego czasu, wywołał dyskusję na forum Aikido Journal, na temat bodaj, że pozycji łokcia. Doczekał się kilkudziesięciu interesujących postów. Z dyskusji tej wprawdzie, nic nie wynikało, ale to już tylko moja opinia.
I rację ma AcBert. Czuję się odpowiedzialny za to co robię. Dla mnie technika musi kojarzyć się z jej nazwą, a nie z jej 30 odmianami. Jak w judo. Wszyscy judocy wiedzą co to jest ippon-seoi-nage, o-soto-gari, czy też ura-nage. Można dyskutować ich zastosowanie w walce na okoliczność wysokiego, grubego, czy silnego przeciwnika. Można rozpatrywać je w kombinacji jak i w stosunku do pozycji ciała przeciwnika. Podobnie jest przecież w aikido. Jednakże metodyka ich nauczania jest zawsze taka sama i w tym procesie nie ma miejsce na dyskusje czy coś wychodzi, czy też nie. To jest po prostu strata czasu.