Upierałabym się jednak przy swoim sposobie myślenia, iż rozwijanie się w różnych kierunkach wzbogaca nas oraz kształtuje wrażliwość i osobowość zarówno przeciętnego człowieka jak i sportowca (a wydawałoby sie to takie oczywiste). Ja osobiście widzę Kungfu zarówno w walce, formach, histori, kulturze jak w malarstwie i kaligrafi chińskiej. Na zajęciach w katedrze kaligrafi uczyłam się o tym że mistrzowie chińscy porównują władanie pędzlem do władania szablą .Zapraszam do obejżenia chociażby "Hero" Z całą pewnością tak tradycjonalista jak kazdy inny potrzebuje "kulturalnych dodatków". Zapewniam. Aby mieć silne i bogate wnętrze trzeba je cały czas wzbogacać i rozwijać. W tym tkwi sens ewolucji., trenować nie tylko ciało, ale i umysł, co nie jest równoznaczne z cepeliadą. A jeśli chodzi o pozoranctwo...naprawdę nie należe do tej grupy.
/Siska
O.K. jeszcze raz doprecyzuję o czym mówię.
Nie chodzi na pewno o to, że ćwiczący kung-fu nie ma się uczyć historii Chin, filozofii itd. Jeśli nie będzie tego poznawał, trudniej mu będzie rozumieć to czego się uczy. Nawet niezależnie od treningu kung-fu, jest to ciekawa nauka, poznawanie kultury, rozwijanie się.
Moja wypowiedź natomiast odnosi się do kontekstu dwóch z występujących sytuacji.
1. Ktoś uczy się czegoś co tutaj modliszkowcy określali jako ortodoksyjne kung-fu (zhengzong gongfu)Poznaje spójny system sztuki walki, gdzie metody treningowe (w tym formy) i walka ściśle się ze sobą wiążą, oparte na zespole koncepcji (quanli). Siłą rzeczy nauka wiąże się z rozumieniem faktycznych klasycznych koncepcji teoretycznych i ich sposobu użycia w sztuce walki, jak to faktycznie zostało rozwinięte w Chinach. Wyrazem tej spójności jest pewna skuteczność w walce. Zakładając nawet, że nie jest to najwyższy możliwy poziom skuteczności (chociaż przedstawiciele systemów dzisiaj uważanych za skuteczne mogą się czasem nieźle naciąć, gdy trafią na takie kung-fu) następuje tutaj nauka jak Chińczycy konstruowali systemy, których nauka miala przynosić pewną skuteczność w walce, na czym faktycznie opiera się rozwój tej skuteczności, jakie w tym procesie jest miejsce różnych metod treningowych (w tym form), i jakie faktycznie w tym kontekście zastosowanie mają np. tradycyjne koncepcje filozoficzne, rozumienie ich zalet i ograniczeń zastosowania - "praktyczne" rozumienie tego, bo w jakimś stopniu zweryfikowane poprzez ocenę w walce/sparingu rozwoju poziomu umiejętności walki.
Gdy mówimy o tradycyjnym kung-fu, ortodoksyjnym kung-fu, to trzeba sobie zdawać sprawę, jak je rozumieją przedstawiciele takiego podejścia.
2. Ktoś inny nie uczy się systemu spójnego w takim sensie jak powyżej.Uczy się na przykład form, albo form sobie, a trening walki jest od tego oderwany, albo próbuje robić walkę "jak w formie", i oczywiście obrywa, bo nie ma dobrego przekazu, poznał jakąś ściemę, i nie ma pojęcia o calości swojego systemu, jakie tam faktycznie jest miejsce form, co w tych formach faktycznie jest/było zawarte i jak to się ma do walki. Albo prezentuje system oparty na zupełnie innych źródłach, gdzie nawet formy pochodzące z Chin są wykorzystywane, ale bez przejęcia tego co w nich faktycznie było, związanego z koncepcjami przenoszącymi się na skuteczność, bez zrozumienia tego i bez wiedzy o tym.
Ktoś taki, gdy mówi o tradycji, to zaczynają się "ludowe" stroje treningowe, ceremoniały, imprezy folklorystyczne, powtarzanie sloganów o filozofii. W ten sposób zaznacza się "tradycyjność" podejścia. Ale nie ma tam nic z tej tradycyjności o której mówią przedstawiciele podejścia opisanego w punkcie pierwszym. Czytanie książek o historii i filozofii Chin, nauka poezji i kaligrafii, choć same w sobie bardzo ciekawe i rozwijające, nie są w stanie przenieść takiego kung-fu do kategorii z punktu pierwszego.
Jedyny sposób, by kung-fu było tradycyjne, autentyczne, ortodoksyjne, jak w punkcie pierwszym, to znaleźć nauczyciela, który takiego kung-fu naucza. Chyba trudno się dziwić, że przedstawiciele takiego podejścia nazywają szopką i pozoranctwem, gdy ktoś faktycznie prezentuje punkt drugi, a próbuje udawać, że przynależy do grupy reprezentującej punkt pierwszy. Problem polega na tym, że mało kto zdaje sobie dzisiaj sprawę z różnicy.