Rozmarzyłem się, czy ironizuję (gorzko?)
No właśnie? Co robisz? :wink: Bo już się gubię...
Zabić jednym ciosem!
Czekac do ostatniej chwili, aby z całą mocą kontratakować!
Jeszcze nie widziałem nikogo kto by tak walczył (na zawodach karate, czy UFC, czy mma)
No bo to nie ma (jak wiesz) do walki służyć na zawodach, ale ku samoobronie. I ja to (mniej więcej to) w samoobronie widziałem. Było sporo krwi... :twisted:
Wątpliwości moje budzi jeno to czekanie do ostatniej chwili. Ma ono jakiś głębszy sens jedynie, gdy intencje potencjalnego agresora nie są w pełni jasne.
W innych sytuacjach lepiej, albo zwyczajnie dać drapaka, albo np. kiedy odwrót odcięty lub kiedy taborów (czyli np. dziewczęcia) zostawić nie można, zastosować 'obronę przez wyprzedzenie ataku'.
(To karateckie sfromułowanie to jest swoją drogą niezły kawał demagogii
)
Jezeli ktoś wchodzi Ci w nogi, to co możesz zrobić? Ile masz czasu na działanie?
Chcesz tego czy nie chcesz - zdołasz wykonać tylko jedno uderzenie zanim zostaniesz wychylony ze stanu równowagi (a wtedy technikom brakuje siły) rzucony i walka przeniesie się do parteru... (w którym ulegniesz, jeżeli tego nie trenowałeś)
Więc gdy ktoś wchodzi w nogi - to karateka ma klepać, prosić o litość, uciekać????
Nie!
Ja tam jestem za ucieczką. I to wsio rawno - karateki czy bjj-owca.
Bo ten co wchodzi w nogi może mieć np. kosę za pzuchą, pistolet, chorować na aids itp. itd.
Na pewno klepanie i prośby są bardzo niewskazane. :wink:
Ale na szczęście na ulicy bardzo żadko ktokolwiek komukolwiek w nogi wchodzi.
Zwłaszcza dobrze technicznie.
A jak zrobi to nie całkiem skutecznie, to można czasem właśnie z buta, z kolana, otoshi itp.
Ale, ponieważ nigdy nie wiadomo, jak nam gość wystartuje do nóg, czy spartoli czy nas obali, a czasu nie ma na zastanawianie, to jednak dobrze jest chyba trenować taka jedną prostą, grapplerską obronę przed takimże wejściem (pamiętając, że prekursorzy karate takż judo lub ju-jitsu w większości trenowali).
Są w karate ciosy "w dół" otoshi, zadawane tetsui - ręką młotem! Moze taka była pierwotna koncepcja - jeden cios ma powalić atakującego zanim zdoła nas przewrócić - analogia do szarżujacego byka jest tu oczywista - czasu starczy tylko na jeden cios i musi być on skuteczny, inaczej byk weźmie Cię na rogi!
Ja bym widział raczej zastosowanie otoshi w sytuacji gdy zasypany gradem ciosów i przyparty do ściany 'bokser' zrobi to, czego go godzinami uczono - mianowicie pochyli głowę chowając się za gardą.
(Widziałem taką akcję. Otoshi było wtedy baaardzo skuteczne.)
Albo jak ktoś to całe wejście w nogi spartoli.
A jak go nie sopartoli, to się moim zdaniem nie zdąży z otoshi, albo będzie za nisko głowa, albo pójdzie głową trochę w bok... Małe szanse powodzenia, niestety.
(Na człowieka bjj jest dobry, ale na byka??? Boksować możesz człowieka, ale co zrobisz tygrysowi???)
Co TY, Kselos. Zwierząt nie lubisz, czy jak? :wink: Byk, to może by Cię jeszcze na ulicy zaatakował podczas niektórych świąt w Hiszpanii (chyba np. w Pampelunie)
, ale na starcie z Tygrysem to już bym się raczej nie nastawiał.
A jak już, to chciałbym przypomnieć, że na tygrysy nie polowało się nawet z włóczniami, łukami i toporami (jak np. na niedźwiedzie), bo to było zbyt niebezpieczne.
Żeby upolowac tygrysa trzeba było mieć strzelbę. A zanim wynaleziiono strzelby - trzeba było mieć słonia. :wink:
Sztuki walki nie byłyby zatem tu pomocne. Chyba, że zaliczymy do nich sztukę jazdy na słoniu.
Jezeli atakuje Cię pies to ile masz czasu na reakcję? I co możesz zrobić? Uciekać? Zejsc z psem do parteru i się kulać???
Czasu starczy tylko na jedno kopnięcie (czy uderzenie w dół) i to ono musi rozstrzygnąć...
Może się pewnie udać, ale jakoś czarne mam przeczucia.
Jak jesteś w okolicy gdzie się włóczą agresywne psy to chodż z pałą lub z gazem. Albo grubo owiń przedramię kurtką i się módl (a jeśli są to psy po przeszkoleniu policyjnym lub wojskowym to owiń raczej prawe przedramię :wink: ).
Przy ataku bronią też mamy tylko jedna szansę - jak coś nie wyjdzie to mogiła (bjj ani boks nie mają rozwiazań przeciwko broni, techniki aikido i jj są wysmiewane jako nieskuteczne przeciwko nożowi) - więc karateka stawia wszystko na jedna kartę - jedno poteżne uderzenie...
A ja i w tym przypadku owinąłbym przedramię na grubo kurtką.
:wink: I się pomodlił...
To tylko dywagacje, ale myślę, że powodzenie technik karate gdy masz przed sobą domorosłego 'nożownika' jest tak samo prawdopodobne jak i technik ju-jitsu. Mogą wyjść, mogą nie wyjść... :?
Może to był wybór określonej taktyki - uniwersalnego środka - koncentruję się na jednym uderzeniu - jak nie trafię, czy uderze, ale za słabo, to i tak zginąłem, a jak trafie z całą mocą KIME to skończę walkę -KONIEC więc po co mi potem garda, ochrona głowy, dynamiczna praca nóg (na palcach), umiejętności parterowe....
Co do umiejętności parterowych to nie były one obce dawnym karatekom. Dynamiczna praca nóg także. (Niektórzy mistrzowie zalecali wręcz pozostawanie w walce w ciągłym, szybkim ruchu.)
Garda bokserska traci swój sens jeśli przeciwnik może dysponować pałką lub nożem, moim zdaniem. Bloki karateckie i zejścia dają choć cień szansy...
Ciekawi mnie jedno - Karate powstało do obrony przed wieloma, często uzbrojonymi przeciwnikami - żołnierze nie chodzą pojedyńczo, ani bandyci - więc gdyby nie było skuteczne, gdyby to karatecy gineli, to dlaczego było w ogóle trenowane i to jako zabójcza sztuka walki? Teraz jak karateka zostanie pobity na ulicy, to po okresie zwątpienia zwykle przenosi sie na kicka, boks, czy bjj - a karate jest uznawane za nieskuteczne ....
Ale czy znasz jakichś
naprawdę zaawansowanych tradycyjnych karateków, którym sie coś takiego przydarzyło?
Ci, których ja znam, a którzy byli zmuszeni walczyć w obronie swojej lub innych (+ jeden jedyny psychol który testował swoje karate na wiejskich dyskotekach :? ) radzili sobie dobrze w starciach realnych. Jeśli nawet zebrali po ryju, to wychodzili z walk ostatecznie zwycięsko. A czasem nawet mieli do czynienia z paroma przeciwnikami...
To, że chdrlawy nastolatek po kilku latach treningu jakiegoś czysto sportowego karate, albo też 'tradycyjnego', na którym robi się ciąglę same kata bez bunkai, dostanie lańsko od zaprawionego w laniu żulika, dla mnie jest oczywiste.
To,że zwątpi po tym w karate - też mogę w sumie zrozumieć.
Potem, na boksie, albo na bjj, nastolatek pokona sobie w końcu kogoś cieńszego od siebie - i już się czuje twardy i dowartościowany
.
A nawet mu do głowy nie przjdzie, że ten sam żulik teraz też by mu zdrowo wklepał.
Inna sprawa, że system nauczania w wielu sekcjach karate jest u nas raczej kiepski. Brak wiedzy i otwartości umysłowej trenerów itp.
Ale osoba, która karate 'zrozumie' (co nie przychodzi wcale prędko), będzie w stanie rozwijać się odpowiednio je dostosowując do swoich możliwości i w konsekwencji - zastosować je skutecznie w samoobnronie.
Dlatego takie ważne wydaje mi się szeroko rozumiane 'wykraczanie' poza ramy jednego tylko stylu/szkoły, sposobu nauczania.
Oczywiście dopiero po zyskaniu w tymże stylu solidnych podstaw i właśnie po 'zrozumieniu swojego karate'. A to zrozumienie oznacza nie tylko możliwość doskonalenia technik i wzbogacania stylu, ale i możliwość rezygnacji z pewnych rzeczy zawartych w danym przekazie, na rzecz innych, dla nas wartościowszych...
Lanie dostają także bokserzy i judocy. A są goście, którzy nie trenują sztuk walki, a potrafią się bić tak, że ciężko jest komukolwiek z nimi wygrać.
Dywagacje na temat braku skuteczności karate, to prowadzona obecnie głównie przez środowiska bjj propaganda. (Skuteczne jest tylko bjj i boks i taj, bo na bjj boksu i tja też uczymy... :wink: He, he, he... Dajcie nam swoje pieniądze...
)
Jest w nich tyle samo prawdy, ile było w propagandzie zarzucającej brak skuteczności judo, boksowi i zapasom, prowadzonej przed latami właśnie przez karateków
Jedno i drugie to zwykła bzdura i marketing, bo każda z tych sztuk walk ma swoje, odmienne zalety i żadna nie jest nieskuteczna.
Pozdrawiam