
Ja się staram jak mogę, nawet czasem próbuję tłumaczyć, że trzeba się zmieniać, żeby zobaczyć jak wychodzi technika na kimś innym, żeby ją sobie dopracować, a nie przyzwyczaić się do jednego partnera i tylko z nim tłuc techniki, wyuczyć się na pamięć, w którym momencie wchodzą, a w którym nie. Ale jak na takie moje wywody słyszę: "Ja tam się na ulicy bić potem nie będę. Wolę sobie pogadać" to mnie normalnie ręce opadają...

Jak ktoś z mojej grupy to czyta (a wiem, że parę osób czyta), błagam, niech sobie to weźmie do serca. Bo inaczej po co chodzić na treningi? Żeby sobie pogadać, pośmiać się, piwo wypić na stażu? A co z aikido? Po co w takim razie to ćwiczyć? Lepiej pójść na deptak i, jak to w gwarze młodzieżowej ładnie mówią, "powyświetlać się" kapkę.
ligeia, zmęczona, zła i zawiedziona postawą współćwiczących


