Dobrze pamietam bo było to nie dawno zdawałem na 10 kyu w Oyama, było dużo ludzi dzieci rodzicie starsi, trenerzy. Na początek stanie w długiej kolejce na bosaka hehe takie uczucie jeszcze posadzka była niedawno myta i mokre plamy były. Przez tą kolejke spóżniłem sie na rozgrzewkę , troche się stresowałem i czułem wszystkie miesnie jakby od kosci mi odchodziły lol ,szybki był ten egzamin na 10 kyu, juz trudniejszy na 9-8 kyu , po 30 lub wiecej mae kage , mawashi, i temp tempo trzeba trzymać, ostani egzamin był taki swojski tylko nasza grupa mało osób zaprzyjazniony sensei spoko looz, ale musze jeszcze pracować na techniką szybkosci dynamika i siła całe zycie
pierwszy egzamin
Rozpoczęty przez , Ponad rok temu
101 odpowiedzi w tym temacie
Napisano Ponad rok temu
Re: pierwszy egzamin
Mój pierwszy egzamin, na 8 kyu, miał miejsce w niewielkim, ale sympatycznym klubie, w którym zacząłem trenować. Sensei miał trzeci dan, był także sędzią międzynarodowym. Był dość surowy i wymagający, od siebie i od nas. Egzamin zdawałem "z zaskoczenia". Wiedziałem, że tego dnia, po treningu, są egzaminy na najnizsze kyu, ale nie myślałem, żeby zdawać. W mojej ocenie chyba jeszcze nie czas... Może następnym razem...
Sensei przyszedł przed treningiem do szatni. Spytał, czy są wszyscy na egzamin. Spojrzał na mnie i powiedział:
- A ty?! Już kolejny termin, ile jeszcze terminów musi minąć, żebyś wreszcie się zdecydował? Jesteś wpisany na listę.
- Osu! - powiedziałem i ugięły się pode mną nogi. Pierwsza myśl - że się ośmieszę. Jak to tak, z marszu... Chociaż fakt, że wiele miesięcy "tłukłem" wciąż, w dojo i w domu, elementy i kata do tego egzaminu... A i Sensei, jeśli tak mówi, to widzi mnie na treningach, potafi ocenić... chyba mam szansę zdać...
Zgodnie z naszą wewnętrzną tradycją dojo, po treningu wszyscy siedli na parkiecie. "Jezu" - pomyślałem, widząc Darka - 1 dan, Marcina - 1 kyu, będzie zdawać na "czarny", inne "brązowe" i "niebieskie"... Będą patrzeć. "Co ja tu robię ze swoimi tak zwanymi umiejętnościami?"
Zaczęło się. Kiedy wyszedłem na "tatami" (parkiet) nagle wyciszyłem się. Nie patrzyłem już na boki. Słuchałem komend, wykonywałem odruchowo. Głowa prosto, wzrok w punkt na ścianie... Kata. Skupienie, ale nie myśl. Rozluźnienie, blok, uderzenie. Postawa. O.K. Potem kumite... Już po?!
Po chwili, my, zdający, staliśmy w rzędzie. Sensei podchodził do każdego, omawiał egzamin, błędy. Jarek nie zdał... Podszedł do mnie. Nie byłem pewny. Powiedział, nad czym mam pracować... i zakończył - "ogółem dobrze, tak na 4+". Spojrzałem w bok. Marcin uśmiechnął się i kiwnął głową...
Wracałem do domu z radością. Jeszcze trzy godziny temu nawet nie myślałem, zę będę zdawał. Ale najprzyjemniejszy moment czekał mnie na następnym treningu. Po nim, kiedy po zazen siedzieliśmy w seiza, był taki zwyczaj, że Sensei wręczał pasy tym, co zdali.
Mimo upływu czasu, zdawanych kolejnych egzaminów na kolejne stopnie, ćwieczenia w różnych Dojo, tamten pierwszy egzamin, Dojo i Sensei pamiętam najlepiej.
Sensei przyszedł przed treningiem do szatni. Spytał, czy są wszyscy na egzamin. Spojrzał na mnie i powiedział:
- A ty?! Już kolejny termin, ile jeszcze terminów musi minąć, żebyś wreszcie się zdecydował? Jesteś wpisany na listę.
- Osu! - powiedziałem i ugięły się pode mną nogi. Pierwsza myśl - że się ośmieszę. Jak to tak, z marszu... Chociaż fakt, że wiele miesięcy "tłukłem" wciąż, w dojo i w domu, elementy i kata do tego egzaminu... A i Sensei, jeśli tak mówi, to widzi mnie na treningach, potafi ocenić... chyba mam szansę zdać...
Zgodnie z naszą wewnętrzną tradycją dojo, po treningu wszyscy siedli na parkiecie. "Jezu" - pomyślałem, widząc Darka - 1 dan, Marcina - 1 kyu, będzie zdawać na "czarny", inne "brązowe" i "niebieskie"... Będą patrzeć. "Co ja tu robię ze swoimi tak zwanymi umiejętnościami?"
Zaczęło się. Kiedy wyszedłem na "tatami" (parkiet) nagle wyciszyłem się. Nie patrzyłem już na boki. Słuchałem komend, wykonywałem odruchowo. Głowa prosto, wzrok w punkt na ścianie... Kata. Skupienie, ale nie myśl. Rozluźnienie, blok, uderzenie. Postawa. O.K. Potem kumite... Już po?!
Po chwili, my, zdający, staliśmy w rzędzie. Sensei podchodził do każdego, omawiał egzamin, błędy. Jarek nie zdał... Podszedł do mnie. Nie byłem pewny. Powiedział, nad czym mam pracować... i zakończył - "ogółem dobrze, tak na 4+". Spojrzałem w bok. Marcin uśmiechnął się i kiwnął głową...
Wracałem do domu z radością. Jeszcze trzy godziny temu nawet nie myślałem, zę będę zdawał. Ale najprzyjemniejszy moment czekał mnie na następnym treningu. Po nim, kiedy po zazen siedzieliśmy w seiza, był taki zwyczaj, że Sensei wręczał pasy tym, co zdali.
Mimo upływu czasu, zdawanych kolejnych egzaminów na kolejne stopnie, ćwieczenia w różnych Dojo, tamten pierwszy egzamin, Dojo i Sensei pamiętam najlepiej.
Użytkownicy przeglądający ten temat: 1
0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych
10 następnych tematów
-
Ciekawe tematy
- Ponad rok temu
-
www shotokana
- Ponad rok temu
-
Wartość kata
- Ponad rok temu
-
Słów kilka do shihana
- Ponad rok temu
-
Pasy, paski, paseczki...
- Ponad rok temu
-
Ale jestem pazerny
- Ponad rok temu
-
Okinawskie style w Poznaniu
- Ponad rok temu
-
Seminaria Koryu Uchinadi 2002 - relacja
- Ponad rok temu
-
shin ai do
- Ponad rok temu
-
Karate shotokan, a karate tradycyjne
- Ponad rok temu