Moj pierwszy trenibg byl w Lublinie, w szkole Dan Kyol.
Prawda jest taka, że w klasie bya dziewczyna ktora kiedys mi sie pochwalila, że chodzi na tae kwon do. Wtedy sie troche poczulem gorszy i mowie - kurde - też będę chodzi, a co!
Przed treningiem czekalismy na podjeździe do jednostki wojskowej przy Al. Raclawickich. Ocenialem tych co przyszli. Szczupli, wysocy i z jakimś takim ogniem w oczach. I piękne dziewczyny.
Wcześniej chodzilem na judo w szkole podstawowej.
Dlatego sama rozgrzewka nie byla trudna. Potem pierwsze techniki. Chodzenie w pozycjach, churugi, pierwszy blok.
I nieustanne poprawianie: nie tak, noga w bok, do przodu, nie tak daleko!
Dyscyplina, cisza, spokój. Karne pompki za spóźnienia, gadanie, nieuwagę, powracające blędy.
Nie do pomyślenia bylo wychodzenie z sali czy picie.
Potem wracalem na rowerze do domu. Na drugi dzień mialem zakwasy nawet w malych palcach u rak!
Ale zakochalem sie w tae kwon do na ponad 5 lat!!