Słowo na temat 100 kumite.
100 kumite to kolejna walka ze 100 kolejnymi przeciwnikami. 100 przeciwnikami na odpowiednio wysokim poziomie (od shodan w górę). Hm, ten kto walczył w knockdown wie doskonale co oznacza przewalczenie 2-3 minut z przeciwnikiem, którzy oddaje ciosy z prędkością co najmniej taką z jaką my je zadajemy. Nasze zmęczenie narasta z każdą walką, rany początkowo małe i nieznaczące zaczynają nam dokuczać, jak mamy zablokować lowkick poprzez np. sune uke to wolimy go przyjąć bo podniesienie nogi kosztuje więcej wysiłku. Ból narasta geometrycznie ...
A to moje dościadczenie:
W czasie egzaminu walczyłem non stop 40 kumite - nie tylko zresztą pewnia ja. 10 walk to fraszka, zmęczenie na jakimś tam poziomie. Zmieniający się przeciwnicy, 1,2 kyu. Twarze nie ważne, ukłon i jazda byle przewalczyć. Idzie dobrze, ładne kopnięcia, techniki bite całą parą, ludzie się skrecają. Widać, że ważę
Walka 20 ludzie osiadają, napili się trochę wody, pot cieknie ale nikt na to nie zwraca uwagi. Mam gumę w zębach, strasznie sucho, nie mam nawet czym pluć. Walka 25 zaczynam mieć kryzys, nie ma już pięknych kopnięć i jeszcze dostałem mae geri na szczękę. No super już nie pogryzę przez jakiś czas. Nikt się nie odzywa, słychać tylko trzask okładania się ludzi robiących to z bliżej nieidentyfikowalnego powodu.
Walka 30, zapakowałem komuś dwa razy mawashi na głowę, egzaminator widział. Facet się zdenerwował, sfałlował kopąc mae geri na moje kolano - centralnie w rzepkę. Już nie chodzę... Kazali mi zmienić pozycję i ciągnąć kontuzjowaną nogę za sobą, cwaniaki.
Walka 32 - zastanawiam się co ja tu robię, 500 km od domu ? Ale nic bije sie dalej, dostałem świeżego typa, chce pokazać jaki jest silny - no i jest, ale mimo wszyskto się cofa. Ale ja jestem twardy - ładuję się.
Walka 35 - jestem super, przewalczę jeszcze 10 jak będzie trzeba. Luzik, nogi mnie palą. Kopie wysokie kopnięcia, sam sie dziwię , że mogę. Walka 38 uśmiech na twarzy, na pewno skończe - chyba że mnie goście znokautują. Nie, nie dam się. Kumpel bije me geri, blokuję na rękę. Zwariował facet, znam go od dziecka a on co. Znowu to samo, dostałem w brzuch aż się odbiłem. No nic koniec walki, skopie go w hotelu. Ostatnia, walka. Chodzę na nogach ja Nassem Hamed w szczycie formy. Ale nie dlatego że zamierzem, tylko tak juz się czuję. Ostanie 30 sekund, coś tam kręcę sam nie wiem co i koniec. Padam w ramiona gościa, który o dziwo też wygląda tak jak ja. No ładnie - ale masakra. nigdy więcej...
Walczyłem 40 walk non stop, nie tylko ja i jak mi ktoś powie, że 100 kumite z dobrymi zawodnikami to fraszka nieważna i nie poważna to ma u mnie kreskę.