Re: I Śląskie wszechstylowe seminarium Aikido...
Obiecana relacja, czytając ją proszę pamiętać iż jest ona napisana z punktu widzenia Yoshinkanowca ;-)
Było 14 kwietnia roku Pańskiego Anno Domini 2012. Po nocnej burzy, nie nie zapowiadało iż poranne słońce zacznie rozpościerać swe wdzięki nad naszym pięknym Śląskiem, a jednak. Widocznie pogoda jaka tego dnia dopisała, musiała odzwierciedlać nastroje panujące w umysłach i sercach uczestników naszego seminarium.
Po kompleksowym przygotowaniu sali około godz. 9.20 zaczęli nadjeżdżać uczestnicy, zaczęło się... Pierwsze nieśmiałe ukradkowe spojrzenia, niczym na randce w ciemno, pierwsze uściski dłoni, szczere uśmiechy, kawały opowiedziane ku rozluźnieniu atmosfery i wszyscy poczuli się choćby nie jednego konia już w życiu wspólnie się ukradło.
Po uzgodnieniu ostatnich detali, przyszedł czas na to na co wszyscy czekali i nie piszę wcale o imprezie integracyjnej.
Warto podkreślić że wbrew przynajmniej mi znanej tradycji seminaryjnej w Aikido, nasz staż rozpoczął się punktualnie.
Otwarcie seminarium.
Na skutek konsultacji instruktorów prowadzących, uzgodniliśmy iż każdy trening będzie się rozpoczynał zgodnie z ceremoniałem panującym w dojo instruktora prowadzącego poszczególne zajęcia.
Pierwszy trening prowadził Andrzej Firlus sensei ze Śląskiej Akademii Aikido. Trening rozpoczął się od ataku shomen tsuki jodan, po czym następowało zejście i atemi. Ku zdziwieniu niektórych Aikidoków, atak ten następował z gardy. Technika do której zmierzał prowadzący była rozłożona na części i prezentowana w sposób analityczny (tzn. krok po kroku), tak by kazdy uczestnik był w stanie ją całosciowo wykonać po złożeniu poszczególnych elementów, przez co ostatecznie technika przybrała formę ataku z dwóch shomen tsuki jodan z zejściami, po których nastąpiło soto kaiten nage. Nie będę ukrywał iż pierwszy raz spotkałem się z taką henka waza kaiten nage, lecz zważywszy na naturalność samego ruchu, ta forma bardzo mi przypadła do gustu.
Po tai jutsu przyszedł czas na trening z tanto. Firlus sensei już na wstępie obalił panujące mity związane z nożem i Aikido, przez co można powiedzieć że jego podejście bardzo przypadło mi do gustu. Pierwsze ćwiczenie z partnerem w mojej ocenie miało pozwolić wyczuć ruch uke, następne było konsekwentnie rozbudowane i przechodziło w bardziej złożoną formę (Firlus sensei określał tą formę treningu jako "grilowanie", ale nie wiem czy dobrze zapamiętałem). Ostatnią techniką prezentowaną przez Firlusa sensei był mix soto kaiten nage versus atak nożem, w którym wcześniej następowało "przechwycenie", bądź wybicie tanto przez kote gaeshi. W czasie tego treningu były prezentowane formy "kata" (nie wiem czy to odpowiednie słowo), które wywarły wielkie wrażenie na uczestnikach. Jedna rzecz to obejrzeć taką formę na filmiku w necie, a druga na żywo przy pełnej szybkości. Ciekawym była także prezentacja punktów na ciele człowieka, które mogą stanowić cel potencjalnego agresora.
Po krótkiej przerwie nastąpił drugi trening.Zajęcia prowadził Tomasz Suder sensei z Silesian Aikikai Association. Pierwszą techniką demonstrowaną przez Sudera sensei było katate mochi (dori) nikkayo (nikyo). Sama forma począwszy od zejścia przez układ nóg i pracę irimi okazała się mimo iż jest to technika podstawowa, dla mnie zwyczajnie trudna. Zresztą nie będę ukrywał że na pierwszych trzech treningach czułem się jak średnio-początkujący. Później nastąpiło analogiczne odzwierciedlenie tej techniki przy użyciu bokkena oraz jo. Suder sensei przez swój trening potwierdził to z czego już wcześniej sobie zdawałem sprawę mając styczność ze stylem Nishio, mianowicie każda technika w przełożeniu na broń, znajduje konstruktywną konsekwencję, przez co nawet niezbyt wielcy zwolennicy treningu z "drewnem" mogą czerpać zwyczajną przyjemność. Po zastanowieniu, techniki wykonywane przy pomocy bokkena i jo na treningu Nishio, były dla mnie najbardziej wymagające intelektualnie, gdyż u mnie zwyczajnie się tego nie praktykuje. W czasie treningu była również prezentowana technika shiho nage ura (chyba z ataku yokomen uchi) w której to do wytrącenia w pierwszej fazie ruchu oddziałowuje się stricte na łokieć partnera, bardzo ciekawy sposób na uzyskanie wytrącenia partnera. Był również yokomen uchi irimi nage ura. Omawiając formę aplikacji atemi w sposób mi pierwszy raz spotkany jako taki "news" dowiedziałem się że Nishio sensie posiadał wysoki stopień mistrzowski w Karate, stąd taka ciekawa koncepcja aplikowania atemi. Na koniec interesującym był również dla mnie sam sposób wykonania shomen irimi nage, przez sam pomysł trzymania głowy partnera jak najbliżej siebie. Ogólnie podsumowując poznałem wiele ciekawych i innych sposobów wykonania, na pozór tej samej techniki.
Po pierwszym bloku treningowym przyszedł czas na posiłek. Nic tak nie integruje jak wspólna konsumpcja żurku w miłej atmosferze z przepoconymi kolegami z maty.
Po posiłku przyszedł czas na trzeci trening.Zajęcia prowadził Tomasza Kuszewicza sensei z Centrum Sztuk Japońskich "Kokoro kan".
Już na wstępie zwrócił uwagę iż pragnie byśmy skoncentrowali się na trzech rzeczach :"atemi, kokyu, kozushi".
Trening rozpoczęliśmy od ataku kata mochi (dori) i zejśia. Zejścia prezentowane przez Kuszewicza sensei były bardzo naturalne, lecz niestety na skutek wyrobionych odruchów sprawiały mi wiele trudności, co nie oznacza że tanio sprzedałem skórę. Po przetrenowaniu zejścia z aplikacją atemi, technika była rozbudowywana w zależności od tego jaki wariant przyjmiemy zachowania uke. I tak były prezentowane technik w których uke cofa rękę, oraz takie w których ją zatrzymuje, a tori w zależności do tego aplikował odpowiednią technikę. Przy tej formie Kuszewicz sensei zaprezentował całą paletę technik, od ikkyo, przez sokumena, shiho nage itd. pokazując jak to tori powinien się dostosować do sytuacji w której stawia go uke. Nawiazał również tak mi się wydaje specyficzną więź z Kamilem sensei który mu kilkakrotnie ukował. ;-) Ja również w czasie prezentowania techniki miałem przyjemność ukować Koszewiczowi sensei i muszę napisać że forma aplikacji jego atemi była dla mnie zupełnie nowym doświadczeniem, przez co trochę zmieniłem podejście do mojego metsubusha. Interesującą techniką było zejście z ataku mawashi tsuki i atemi w żeberka, trenowanej w luźnej formie, w której to można by rzec że na nowo uczyłem się wyczucia dystansu.
To na co równiez zwróciłem uwagę to ukazanie możliwości przez Kuszewicza sensei uzyskania wytrącenia przez kopnięcie przy shiho nage w zgięcie kolanowe uke oraz możliwośc naciągnięcia go przy pomocy oddziaływania na zgięcie łokciowe. Niestety na skutek kontuzji której doznała koleżanka podczas treningu, musiałem jego część opuścić, ale tutaj Smailu może dopisać coś więcej.
Ostatni trening.Ostatnie zajęcia były prowadzone przez nas, tj chłopaków z Yoshinaknu: Kamila Krzemińskiego sensei, Rafała Wilka sensei i przeze mnie . W czasie tego treningu staraliśmy się zademonstrować na początku techniki podstawowe oraz pokazać jak się je wykonuje w naszych dojo. I tak Krzemiński sensei rozpoczął od ushiro waza royot mochi sankkayo (sankyo) ni (ura), Wilk sensei przedstawił henkawaze shomen uchi sokumen irimi nage ( z przejsciem przez shiho nage), a ja demonstrowałem shomen uchi shomen irimi nage ni (ura). Potem była już dowolność w sumie kolejne trzy techniki były wykonywane z ataku mawashi tsuki, a były to: tenchi nage, udegarama, tegatana. O swoim treningu najtrudniej pisać, dlatego na tym poprzestanę, mając nadzieję iż chociaż niektóre elementy technik się podobały.
Ogólnie podsumowując staż był dla mnie niezmiernie pouczający. Świetny klimat i podejście ludzi. Dzięki Jarkowi i Pawłowi ze Śląskiej Akademii Aikido napociłem się i technicznie wiele szczegółów wyniosłem z pierwszego treningu. Chłopaki z Nishio wykazali się wręcz stoickim spokojem po kolei tłumacząc każdy nawet najdrobniejszy detal prezentowanej na ich treningu techniki. Kuszewicz sensei również tylko gdy była okazja cierpliwie zwracał uwagę i pomagał jak tylko był w stanie.
Dzięki temu seminarium poznałem trzy całkowicie nowe koncepcje aplikacji atemi(zdaje sobie sprawę że tylko częściowo, ale zawsze), wiele ciekawych rozwiązań technicznych z którymi nigdy się nie spotkałem i prawdopodobnie na Yoshinkanie bym się nie spotkał. A co najważniejsze nie jestem odosobniony w tym zdaniu. Po ostatnim treningu, cześć uczestników już dopytywała się czy planujemy reedycję i kiedy. Mnie osobiście się seminarium wielce podobało i mam tylko nadzieję że większości również.