Witaj,
Przyznam szczerze, że zaczyna ten temat wyglądać "jak brazylijski serial i nadszedł czas na 1145 odcinek gdzie w końcu Leoncio oświadczy się Margaricie". Faktycznie chyba nasze "windowsy są nie kompatybilne". Ty pytasz, ja odpowiadam. Ty nie rozumiesz bo piszę "pusto", ja też pewnych spraw nie rozumiem w końcu o co Tobie faktycznie chodzi, ale spróbuję precyzyjniej się wyrazić i nie używać skrótów myślowych. Jeśli chodzi krótko o pierwszy punkt to mam wiele osobistych jak nazwałeś "retrospekcji" ponieważ spotkałem w swoim, krótkim życiu różnych ludzi zarówno dobrych jak i złych. Do tych złych mam szczególny żal i gorycz, który we mnie tkwi i ciężko pomimo upływu czasu mi się tego wyzbyć. Może muszę jeszcze cierpliwie poczekać wierząc, że czas leczy rany. Nie "kalam własnego gniazda" tylko trzymam się prawdy i mam odwagę o tym publicznie pisać jakie w przeszłości krzywdy niektórzy ci źli ludzie nam wyrządzili. Powiedz mi jakimi to nazwiskami rzucam i jakie nieciekawe fakty przytaczam ? Pytasz więc staram się rzetelnie ustosunkować. Jeśli jest coś niesmacznego bądź niewygodnego to proszę wskaż mi to konkretnie i jeśli sobie nie życzysz tego to OK, zapominamy o tym i brniemy dalej w naszym "brazylijskim serialu".
Jeśli chodzi o "napiętnowanie samego siebie" to może tak to odbierasz, ale zapewniam Ciebie, że nie jestem masochistą i nie należę do ich klubu, aby samemu sobie szkodzić dlatego potraktuję to jaką Twoją własną interpretację moich wypowiedzi, a jeśli chodzi zaś o "wyrwanie z kontekstu" czy "puste zdania" to
proszę tylko, abyś sprecyzował dokładnie, które moje wypowiedzi są Twoim zdaniem "puste", a ja postaram się je sprecyzować tak, abyśmy wzajemnie się rozumieli i zaczęli nadawać na wspólnych falach dążąc do jakiegoś kompromisu. Przepraszam, ale z mojego punktu widzenia wszystko jest klarowne, a problemem może być fakt, że między przekazem informacji, a ich odbiorem przebiega długa, żmudna droga.
W momencie gdy ów instruktor Kung-Fu, który mi pokazał te techniki "coś we mnie drgnęło i ujęło mnie". Tak bardzo mi się one spodobały (sposób wykonania oraz płynność ruchu, tak mi się wydaje), że od razu byłem przekonany, że chcę zobaczyć więcej i więcej, ot cała historia.
Jeśli chodzi o następny temat to przykro mi, że Ciebie nie usatysfakcjonowałem. Zapytałeś ogólnie, a ja ogólnie odpowiedziałem. Jeśli odrzucimy nazewnictwo (oczywiście, że nazewnictwo wzięło się z Daito Ryu co jest potwierdzeniem mojej tezy na temat Yoshinkan Aikido, którą wcześniej zanegowałeś wrzucając wszystkie szkoły do jednego wora) co w moim przekonaniu odróżnia Yoshinkan od innych szkół oraz troszeczkę inna technika padania (jako margines rozgrzewkowy). Główną różnicą pomiędzy Yoshinkanem, a innymi szkołami jest Kihon Dosa na podstawie, którego oparta jest cała technika Yoshinkan Aikido i do, którego wszyscy mistrzowie się odnoszą. Nie jestem specjalistą od innych szkół więc nie będę się tutaj wypowiadał, ale nigdzie indziej prócz sytuacji wymienionej w poprzednim poście czegoś takiego nie zaobserwowałem. Otwarty festiwal o, którym wspominasz wygrany przez Yoshinkan i Shiodę kancho był krótko mówiąc "castingiem" na szkołę walki, która mogłaby skutecznie przygotowywać tokijską policję do konfrontacji z niebezpiecznymi przestępcami (rozumieć przede wszystkim Yakuza) i do dnia dzisiejszego tokijska policja trenuje Kendo, Judo oraz Yoshinkan Aikido. Powiem szczerze, że nie do końca zgodzę się ze stwierdzeniem, że dzięki Kancho uprawiamy wszyscy Aikido. Organizacja Aikikai jest tak mocną na świecie, że wątpię, aby przyszłość Aikido zależała tylko od jego pokazu i występu. Kancho zaprezentował swoją szkołę i tym może pomógł w reklamie i rozwoju szkoły Yoshinkan Aikido nie zaś całego Aikido.
Jeśli pozwolisz to też nie zgodzę się w zupełności z Twoim stwierdzeniem, że "szkoła to nie słownictwo" tylko metodyka i sposób nauczania. Uważam, że każda ogólna zasada wraz ze szczegółami charakteryzują daną szkołę więc słownictwo, nazewnictwo i.t.p. detale również są ważne i liczą się. Inny sposób myślenia według mojej oceny jest po prostu marginalizacją tematu. Yoshinkan oznacza miejsce lub szkołę w, której kształci się zarówno ciało, umysł jak i ducha walki. Metodyka nauczania składa się z kilku etapów. Pierwszym z nich jest nauka przyjmowania i utrzymywania prawidłowej , stabilnej, mocnej pozycji (w myśl zasady, że kto na dawnym polu bitwy ma problem ze staniem, potknie się bądź przewróci szybciej zginie niż osoba stojąca.), następnie jeśli opanujemy pozycję Kamae skupiamy się na nauce innych podstawowych ćwiczeń oraz ruchów, które będą niezbędne do dalszego treningu, a w szczególności Kihon Dosa (Taino henko 1@2, hiriki no yosei 1@2, Shumatsu Dosa 1@2), następnym etapem nauki jest tak zawne Kihon Waza czyli zestaw technik podstawowych (egzaminacyjnych), których w zależności od linii Yoshinkan jest od kilkudziesięciu do kilkuset. Ten proces jest bardzo żmudny i czasochłonny ponieważ, aby zdać egzamin na 2 stopień mistrzowski według wymagań Hombu Dojo trzeba legitymować się znajomością całego repertuaru technik egzaminacyjnych, których liczba wynosi około 200 (nie liczyłem dokładnie) oraz wszystkich wymaganych jiu-waza plus jiu-waza z 2 uke jako końcowy etap egzaminu. Po Kihon Waza gdy już powinniśmy mieć podstawową wiedzę na temat wymaganych technik przechodzimy do etapu Jiu-waza w, którym to staramy się zgodnie z definicjami oraz zasadami Aikido używać ich oraz uczyć się technik w ruchu kładąc nacisk na
tzw. "timing" (umiejętność wyczucia czasu reakcji na dany atak czyli zbyt szybki ruch czy zejście z linii ataku spowoduje, że i tak nas uke, który nie jest głupi namierzy atakując w innym miejscu, jeśli natomiast się spóźnimy zostaniemy trafieni) ,
dystans (odległość między shite/tori a, uke) oraz
balans (umiejętność pozbawienia uke stabilnej pozycji). Tak wygląda klasyczna metodyka Yoshinkan Aikido. Moją receptą o, którą pytasz jest dodatkowo etap czegoś co nazywam "randori", a co rozumiem jako trening z minimalną ilością zasad czyli uke może zaatakować shite/tori dowolną ręką bądź nogą w dowolny sposób, może zaatakować tantem (zazwyczaj nie trenujemy z ostrym, jedynie wśród instruktorów i zazwyczaj na pokazach) lub łańcuchem jako dobry "motywator" dla ataku Yokomen Uchi bądź Gyaku Yokomen Uchi. Zaczynamy ten trening powoli, przechodząc etap treningu za etapem do coraz szybszego tempa. Ogólnie rzecz biorąc jest to tyle co do "mojej recepty na moje Aikido" jak to określiłeś.
Jeśli chodzi zaś o film to prosiłbym, abyś mnie zrozumiał, że szanuję to co jest na tym filmie, ale czy czytałeś komentarze pod nim ? Właśnie przez takie filmy osoby reprezentujące inne sztuki walki "nazywają nas ciot...mi, którzy swoją energią zabijają przeciwnika". Jeden z naszych Shihanów, których spotkałem nazwał coś takiego "bull shit". Film pokazałem tylko po to, aby naocznie wytłumaczyć Tobie, że moje Aikido jest przeciwieństwem tego co jest zawarte na tym filmie pomimo tego, że "Ki" przedstawione na filmie nazywa się Aikido oraz mój Yoshinkan też mogę nazwać Aikido. Pomimo tego, że film przedstawia coś czego może nie do końca rozumiem to niemniej jednak szanuję ich sposób rozumienia Aikido lecz moje Aikido to zupełnie coś innego.
Jeśli chodzi o pieniądze to może powiem coś dziwnego, ale pieniądze dzisiaj są, a jutro ich nie ma, a ja nie posiadam żadnych "altruistycznych zapędów" prócz rozwoju Yoshinkan Aikido w Polsce. Nie ukrywam, że brak pieniążków w dzisiejszych czasach jest poważnym problemem i ograniczeniem. Bez nakładów finansowych na pewno nie udało by się każdemu z nas nic osiągnąć bo jak pisałem wcześniej (też chyba masz lekturę do odrobienia co do moich poprzednich postów) prowadząc dojo trzeba zapłacić rachunek, "przynajmniej za prąd". Nie ja taki system życia wymyśliłem tylko muszę się jak każdy z na do niego po prostu dostosować. Nie mam już żalu do tamtych ludzi, którzy "zdefraudowali" sporą sumę pieniędzy (kiedyś miałem). Było, minęło i "nie ma co płakać na rozlanym mlekiem" tylko iść do przodu bo życie jest zbyt piękne oraz krótkie, aby tracić czas na przejmowanie się takimi sprawami. Powiem więcej z niektórymi z nich do dzisiaj się spotykam i razem trenujemy także jakoś to przeżyłem. Co do adwokatów to na pewno się zgodzę, ale powiem Tobie między nami, że ja wożę z sobą łańcuch oraz noże i jak dotąd jeszcze mnie nie aresztowano. Możliwe, że w Stanach są inne restrykcje, ale dzięki Bogu jak na razie Najjaśniejsza Rzeczpospolita nie jest jeszcze 51 Stanem Ameryki Północnej.
"Plątanie się w zeznaniach" było takim dowcipem, którego może nie zrozumiałeś, ale pogodziłem się z tym, że mam bardzo wysublimowane poczucie humoru. Doskonale zdaję sobie sprawę co piszę, a cytaty trzymają się kupy tylko trzeba odrobinę wysilić się i użyć minimum wyobraźni, aby postarać się je zrozumieć. Pierwszy z nich dotyczył sposobu mojego treningu, który traktuję w ten sposób, że pomimo czasów pokoju, braku wojen w naszym regionie ciągle powinniśmy być na to gotowi dlatego "zamiast iść na piwo" trenujemy udoskonalając swoją sztukę walki bez względu na to jaka ona jest. Drugi cytat mówi o doktrynie samurajów, którą bardzo cenię i szanuję, a mianowicie marzeniem każdego samuraja była honorowa śmierć na polu bitwy i odnosząc się do mojej wypowiedzi oznacza to, że jeśli "pozabijamy się na nie akceptowalne społecznie noże" umrzemy pięknie i honorowo. Tobie krzywdy tym chyba nie zrobimy ;-) ? Szanuję Twoje zdanie co do tego czym się zajmuję bądź zajmujemy i dziękuję za nie, niemniej jednak proszę o otworzenie Twojego umysłu na pogląd innych (mój) na temat aikido i tego co jest Twoim zdaniem akceptowalne społecznie bądź nie. Moim uczniom to odpowiada i są osoby, które trenują ze mną ponad 15 lat (od samego początku mojej kariery instruktorskiej) i im to odpowiada. Jeśli byłoby inaczej drzwi dojo są otwarte i w każdym momencie każdy może do niego wejść bądź je opuścić. Pozwólmy, proszę niech każdego z nas oceni historia kto miał rację i czyja definicja Aikido będzie dalej Aikido, dobrze
?
Co do Twojej wykładni Aikido to znowu troszeczkę nie zrozumiałeś może co miałem na myśli i dosłownie sobie odebrałeś moją wypowiedź. Faktycznie nie zagłębiałem się w twoje poprzednie posty chociaż przyznam, że bardzo miło mi się z Tobą konwersuje. Jeśli chodzi o tą "nieszczęsną wykładnię" faktycznie nie znam jej, a miałem na myśli troszeczkę ironizując przyznam się bez bicia, że patrzysz na mnie i na to co robię przez ogólnie pojęty szablon do, którego za cholerę zapewne nie pasuję, na forum "reklamuję się i wymądrzam" i traktujesz mnie jako antagonizm czyli jeśli nie jesteś taki jak ja to jesteś przeciwko mnie. Czy dobrze rozumuję i mam rację czy może jest inaczej ?
Faktem jest to, że piszę to co aktualnie czuję i nie przygotowuję się przez tydzień korzystając z konsultacji profesora Miodka co napisać bądź czego nie pisać i czasami z twojego punktu widzenia sprawa wygląda chaotycznie, a z mojego ewentualnie, że niezbyt precyzyjnie się wyraziłem, a druga osoba wprost przyjęła to co napisałem bez próby zrozumienia "jak wspomniałeś co faktycznie autor ma na myśli". Takie jest moje zdanie, ale każdy ma prawo do swojego, prawda ? Jeśli chodzi o etykietę, której uczę w dojo to czy mógłbym prosić o sprecyzowanie o co dokładnie Tobie chodzi bo nie chciałbym "się pusto i ogólnie" odnieść do pytanie ? Czy to ma być ukłon przed wejściem do dojo i po ? Dbanie o higienę osobistą w tym obcinanie paznokci oraz pranie dogi ? Pytanie się instruktora czy można wyjść do toalety ? Czekanie przez osobę spóźnioną na zajęcia, aż instruktor pozwoli mu dołączyć do grupy ? Siadanie w Seiza, gdy instruktor cokolwiek objaśnia czy miałeś na myśl coś innego, konkretniejszego ?Przepraszam, mam pytanie, czy uważasz, że skoro nie czytałem twoich poprzednich postów to jestem nie godzien rozmowy z Tobą poklon ? Przepraszam, ale tak "między wierszami" zrozumiałem jedną z pierwszych Twoich wypowiedzi. Znów niestety "klawiatura mnie pokonała", a chciałem krótko i treściwie.
Pozdrawiam Serdecznie
Grzegorz