oczywiście że to jest prawda, pokolenie z czasów wojny miało respekt bo to byli żołnierze i byle szczyl ich nie pobil na przystanku
...
Ależ oczywiście, jeden w drugiego bohaterowie i supermeni, każdy urodził się z Virtuti Militarii...
Proponuję lekturę takiej ksiązki jak "Zły" Leopolda Tyrmanda - dobrze opisuje warszawską chuliganerię lat pięćdziesiątych. Ewentualnie pocztać stare gazety, także pomaga.
chulkigani byli zawsze i będą..taka kolej rzeczy...są elementem piramidy społecznej...
tekstu o "Virtuti Militari" nie komentuje..powiem tylko tyle..mój pradziadek był kilkukrotnie odznaczony za działania wojenne między innymi tym odznaczeniem za udział w bitwie o Monte Cassino....odszedł gdy byłem stosunkowo mały...
ale pamiętam że zawsze miał stanowczą postawę wobec zła/chamstwa/niegodziwości/czy jak to nazwiemy...potrafił wyrazić swoją opinię jasno i przejrzyście co powodowało u adweraszy niepokój..obecnie przypuszczam, że mogło to wynikać z szacunku dla kombatanta/staruszka/czy braku możliwości słownej riposty/ a fizyczna konfrontacja ze starcem w latach 90-tych to byłaby siara dziś chyba też...pisze o tym dlatego, że w moim odczuciu obecne pokolenia są relatywnie słabsze mentalnie...ponieważ dziś każdy dzieciak ma wszystko dawniej tak nie bywało...wiekśzość dóbr materialnych zdobywało się własną pracą (głownie rąk), ponadto wszystko można było w czasie wojny stracić w ciągu kilku sekund.....nikt długo nie dramatyzował tylko zaciskał zęby i odbudowywał swoją pozycję.. pamiętam jak babcia mówiła mi, o tym jak w czasie powrotu z pola w czerwcu 1941 AD -mieszkali na kresach ich dom został zrównany z ziemią w czasie nalotu lotnictwa niemieckiego...z całego dobytku ostała się stodoła z wielką dziurą w dachu i stercząceą na sianie bombie..ponadto była kilka krów. i tyle..nie było czasu płakać tylko trzeba było stawiać chałupę z bali..i zapieprzać..kto się łamał ten ginął..może nie było w tym filnowego heroizmu ale takie sytuacje hartowały ludzi jak stal..
jak to się ma do tematu.. czy tego co Szanowny Przedmówca pisał..ano dziś jest za dużo narzekactwa, asekuranctwa oraz słabości charakteru...ot tyle...BUDO skupia rzesze (może słowo nietaktowne) entuzjastów czy fanatyków sztuk walki/sportów walki/systemów stąd nasza mentalności odbiega od dzisiejszej "NORMY"..posłuchajcie czasami jak opowiadają o trudnych czy stresujących sytuacjach koledzy, którzy w wolnym czasie np. szydełkuja ;-)
Nigdy nie uważałem się za mistrza WALKI. sam siebie nazywam fanatykiem treningu.
Podchodze do swoich umiejętności z rezerwą..ponieważ codziennie na ulicy nie walcze, nie chcą mnie zlikwidować terroryści, mafiozi. nie biegają za mną małolaty z kosami ( może dlatego, że nie jestem ani nie wygladam na majetnego), nie jestem czynnym zawodnikiem MMA, K1 czy XXX (chodzi o dowolny styl walki a nie o kategorię filmów przyrodniczych)..skoro codziennie nie staczam ciezkich walk więc nie mogę stuprocentowo ocenić swoich realnych umiejętności..ale już dawno zauwazyłem, że dzięki treningom czuję się mocniejszy przede wszystkim wewnętrznie..przez co nie daję się wciągnąć w słowne utarczki, w sytuacjach konfliktowych od razu działam prewencyjnie, zawsze stawiam jasne granice, których nikt nie może przekroczyć w swoich zachowaniach..
dzięki treningom nigdy nie bałem się konsekwencji swoich działań..kiedyś czytałem ciekawaq ksiąke o karate Miłkowskiego , w której było takie powiedzenie (mniej wiecej) "umysł jak lustro wody" ..coś w tym jest...być może można to w jakimś stopniu porównać do doświadczen wojennych naszych dziadków..treninh-mozolna praca nad sobą w trudzie..nie wiem...nie jestem wyrocznią...
w pracy miałem ostatnio bardzo głupią sytuację..w czasie reazlizacji interwencji...mój partner (kolega z pracy, żeby było jasne..) wdał się w utarczkę słowną ze sprawcą całej zadymy..standartowe zachowanie agresora. przyjęcie jakieś dziwnej (taktycznie) nabuzowanej postawy walki i pseudoreklama : cyt.: "mogę tu wjebać każdemu"..
kolega wyłapał dwie petardy na szczęscie na "prawie" :roll: gardę..ale był tak zaskoczony, że jego psychologia wyższa pseudo moralnego gadulstwa nie dała rezultatu, że nie bronił się aktywnie...musiałem go wyręczyć.. pełna klasyka zwarcie-podcinka (o-soto garri)-kolano na brzuch- chwyt do kimury ( tylko chwyt nigdy nie ciagnę od razu techniki)- sprawca chce uciec i szarpie rękę....ręka pęka..gość próbuje mnie walić w tubę.. i teraz wystarczyło jedno zdanie..proste zdanie: " chcę ci Chłopie pomóc, bić się nie ma sensu już, a zaraz bedziesz wył z bólu.." milczenie..
Mój kolega Psychoanalityk pychologii Wyższej Stosowanej stał wmurowany rozwojem sytuacji...ewidentnie nie wiedział co zrobić..co powiedzieć.. myślę, że dzięki treningom w takich sytuacjach człowiek panuje nad sobą i spokojnie robi po kolei co zrobione być powinno... Na zakończenie powiem, że sprawca mnie przeproisł, że do tego doszło i podziękował za pierwszą pomoc.. Mi pozostało filozoficzne stwierdzenie " Stary i na ch.. ci to było"..
Reasumując, żeby nie zanudzać..temat zaczepek w autobucie czy w jakmkolwiek innym miejscu można zakończyć krótko...TRENING to PANACEUM na wszystko....pozdrawiam ALL