Dlatego dałem przykład z nauką jazdy samochodem - jazda po mieście, między innymi kierowcami, pod okiem instruktora, spełnia zadania sparringu w sztukach walki - pozwala przyswajać nawyki czuciowo-ruchowe typu otwartego.
No niezupełnie. Na to są potrzebne setki i tysiące godzin wyjeżdzonych samodzielnie, jeżeli już poważnie na to spojrzeć. Z kolei, a Ty, po wieloletnim treningu aikido, czy bjj, przyswoiłeś sobie jakieś nawyki? Wygrałeś może jakąś walkę rzutem na "ippon"? Byłbyś w stanie przejąć moją rękę przy kata-tori, czy mune-tsuki? Wątpię. Zapytaj może Voivoda?
Jesteś Gościu uparty jak bagienny muł, nic do Ciebie nie dociera.
Jak może do mnie cokolwiek docierać, kiedy bez sensu cytujesz teoretyków i własną niekompetencję ukwietniasz personalnymi epitetami owijając wszystko w bawełnę. Nie zadajesz sobie nawet trudu by znaleźć odpowiedzi na fundamentalne pytania aikido. Czytając, co piszesz, mam po dziurki uszu Twój brak szacunku do Morihei Ueshiby, człowieka, który stworzył nową jakość w historii walki wręcz.
Przykład ten jest całkowicie chybiony.
Przykład z Einsteinem trafnie oddaje to, co się dzieje dzisiaj w srodowisku aikido. Ludzie nauczają, wynosząc z tego profity, zupełnie nie mając pojęcia o przedmiocie. Robią z tego teatr oparty na własnym ego, i tego jesteś dobrym przykładem. Jestem przekonany, że nie potrafisz wykonać żadnej techniki aikido bez kooperacji partnera. Stąd Twoja frustracja i zwrot do bjj. A prowadzenie zajęć w środowiskach ochraniarsko-mundurowych, jeśli miało wogóle miejsce, uważam za wyjątkowy tupet. Doświadczenie w prawdziwej walce Twoich domniemanych pupilów, z racji zawodu jaki wykonują, są równe zero. Dla każdego przeciętnego zjadacza chleba jest to jasne jak słońce.
Oczywiście zmyślasz. O Sensei nie stworzył żadnej metodyki nauczania.
Uważaj na słowa. Po raz kolejny dajesz dowód, że jesteś nieuczciwym rozmówcą. Napisałem, co nawet cytujesz, że "narzucił". To wcale nie oznacza, że "stworzył".
Uważam, że nie masz pojęcia, jak rozumował M. Ueshiba.
Owszem mam pojęcie. Zdecydowanie nie był przygłupem, czy totalnym ignorantem. Jeśli uważasz, że przeciętny człowiek nie doświadcza w swoim życiu podświadomych reakcji na zderzenia z czymkolwiek, czy też w sporcie unika nieszczęścia, już nie koniecznie dając przykład boksu, sam wystawiasz sobie laurkę.
Ponownie zmyślasz. M. Ueshiba nigdy nie wyszedł poza demonstrację technik.
Owszem, wyszedł. Odnotuj pamiętne spotkanie z doświadczonym kendoką, oficerem marynarki, w 1925r. oraz zapiski admirała Takeshity o konfrontacji z judokami, które kończyły się zawsze zanim doszlo do uchwytu. Nie wspominając o pierwszym spotkaniu młodego Shiody sensei z Mistrzem. To właśnie nie były żadne demonstracje. Rozumiem, że przez ten termin rozumiesz podkładającego się uke.
Twoje doświadczenie zawodnika, instruktora i sędziego judo nie ma tu nic do rzeczy.
Nie raz o tym pisałem, do czego odnoszę te właśnie doświadczenia. Chodzi o efekt psychologiczny, który towarzyszy zawodnikowi, który przegrał walkę poprzez rzut, za który zaliczono "ippon". To jest mój punkt wyjściowy do samoobrony opartej na alternatywie. Zabicie tą drogą w napastniku agresji ma sens. Wygląda na to, jak to odnotowałem wcześniej, że byłeś za słaby by brać udział w jakichkolwiek zawodach i sam nie doświadczyłeś takiego odczucia.
Na zakończenie. Już nie wiem, ile to razy pod moim adresem rzuciłeś słowo "zmyślasz". Mógłbym zacytować pana Ździcha, bodajże, z mojej ulubionej polskiej komedii pt. Dzięcioł: "Są sprawy za które ..."