Andrzej Drewniak to ikona polskiego karate, znają go wszyscy, którzy zetknęli się na poważnie ze SW, nie wszyscy go lubią, nie wszyscy popierają, ale to legenda. Mimo że nie miałem okazji go poznać, ani nawet rozmawiać z nim, życzę mu dobrze. Jeśli zaś zrobił coś niezgodnego z zasadami organizacji, której był członkiem, powinien ponieść konserwacje, by tylko były one współmierne z tym za co został skreślony z listy członków.
No wlasnie - ikona, legenda. Jak ktos chce w ten sposob patrzec na czlowieka, to sa siebie w ... laduje. Ja patrze na to od praktycznej strony.
Umiejetnosci karate - zatrzymane wiecej niz trzy dekady temu na poziomie zoltego pasa. Znajomosc kata, samoobrony, sprawnosc fizyczna - katastrofa. Stad sie wziela praca nad wlasnym wizerunkiem i syndrom ikony. Za tym "obrazkiem" rysuje sie jednak ponury widok totalnej ignorancji jesli chodzi o samo rzemioslo, ktory prowadzi do prostej kompensacji innych cech majacych utrzymac reputacje i wladze.
Inne atrybuty - takie jak manipulowanie ludzmi, robienie zadym i sztucznych akcji, cisnienie na wladze i wielkosc - rozwiniete do karykatury.
Wyobrazmy sobie, ze na miejscu Drewniaka jest osoba formatu Tadashi Nakamura, Shigeru Oyama, Steve Arneil czy Howard Collins, dla przykladu.
Nie trzeba byc geniuszem, zeby stwierdzic, ze inaczej by to wszystko wygladalo. A tak jest jak jest. To ze ktos potrafil sie przez cztery dekady utrzymac przy wladzy, sterujac zaslepionymi religijnie wyznawcami nie czymi go jeszcze gigantem karate.
Mialem kontakt z AD kiedy byl znacznie mlodszy i mial jeszcze jakis potencjal i zadalem sobie pytanie - czego mnie nauczyl, jesli chodzi o karate?
Pytaniem odpowiem - czego ikona moze Cie nauczyc jak sluzy w zasadzie tylko do tego, zeby sie do niej modlic?